- Ludzie w Kimberley doświadczają zdarzenia powodziowego jedynego na 100 lat, najgorszej powodzi, jaką Australia Zachodnia miała w swojej historii - mówił minister ds. służb ratunkowych Australii Zachodniej Stephen Dawson, cytowany przez Sky News. - Woda jest wszędzie, jak okiem sięgnąć - dodał. Wody powodziowe rozciągają się bowiem na 50 km.
Kryzys w regionie został wywołany jeszcze w zeszłym tygodniu przez cyklon tropikalny Ellie, który w ciągu kilku dni sprowadził na niektóre obszary taką ilość deszczu, jaka zwyczajowo spada w ciągu roku.
Premier Anthony Albanese ogłosił, że jest zbyt wcześnie, aby oszacować pełny koszt odbudowy rozbitych autostrad, mostów oraz wszystkich zniszczeń spowodowanych powodzią. - Widzieliśmy ogromne zniszczenia infrastruktury, widzieliśmy ludzi, którzy w wyniku tego stracili po prostu wszystko - mówił, cytowany przez Agencję Reutera. Zapowiedział też rządową finansową pomoc do naprawy domów i na wymianę artykułów gospodarstwa domowego.
Więcej informacji ze świata i kraju znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Pomoc trwa jednak już teraz. Samoloty wojskowe w ciągu kilku ostatnich dni pomagały w transporcie powietrznym zaopatrzenia i ewakuowały mieszkańców w bezpieczne miejsce z odciętych od świata miejscowości. W sumie udało się już ewakuować 233 osoby.
Obserwatorzy w Australii donoszą jednak, że centra ewakuacyjne nie są przygotowane na przyjęcie tylu poszkodowanych, a sama powódź zamknęła wiele dróg ewakuacji, przez co ratownicy nie działają w pełni efektywnie.
Na powodzi cierpią również zwierzęta, które jak tylko mogą, próbują schować się przed wodą.