- Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie skala burzy medialnej na temat podwyżek PKP Intercity. To nie największy przewoźnik w Polsce i nie pierwszy, który podniósł ceny biletów - powiedział w Zielonym Poranku Jakub Madrjas dziennikarza specjalizujący się w tematyce transportu i infrastruktury, piszący m.in. dla RynekKolejowy.pl.
Zwrócił uwagę, że "wszyscy przewoź nicy samorządowi" także dostosowali ceny do inflacji i w ostatnim roku bilety podrożały. Zdaniem Madrjasa oburzenie wiąże się m.in. z jednostkowymi cenami biletów. Nawet kilkanaście procent wyższe ceny bilety na lokalne połączenia to wciąż niskie kwoty - za jeden bilety. Tymczasem najdroższe połączenia ekspresów Intercity to 200 zł lub więcej.
Oburzenie pojawiło się także dlatego, że w wielu krajach Europy w związku z inflacją pojawił się promocje i obniżki cen transportu publicznego - a nie podwyżki. - W Finlandii obniżono VAT na bilety kolejowe do zera. U nas rząd mówił, że nie można tego zrobić, bo Komisja Europejska się na to nie zgodzi. W Niemczech był bilety za dziewięć euro. Więc to, co dzieje się w Polsce, jest sprzeczne z europejskimi trendami - powiedział dziennikarz.
Jednak ceny są kształtowane dynamicznie i na mniej oblegane pociągi wciąż można kupić je taniej, są też zniżki ustawowe i promocje. - Wydaje mi się, że trochę demonizujemy te podwyżki. Każdy chciałby płacić mniej, ale wydaje mi się, że pasażerowie nie uciekną nagle od kolei. Mam natomiast poważne wątpliwości, czy PKP Interecity jest w stanie przewieźć dużo więcej pasażerów - stwierdził. W Polsce brakuje nowych linii kolejowych, kolei szybkich prędkości, a drogie i długie remonty przynoszą minimalne przyspieszenie przejazdów.
Zwrócił uwagę, że w czasach kryzysu rząd podniósł finansowanie inwestycji w drogowych o 130 miliardów złotych. - To kolosalne pieniądze. Musimy zacząć zadawać sobie pytanie, czy chcemy mieć tylko nowe drogi, czy nie obchodzi nas transport publiczny, czy chcemy mieć gigantyczne korki w miastach. Wydaje się, że na wszelkie problemy transportowe w kraju od dwóch dekad jest w Polsce jedna odpowiedź: zalać je asfaltem - stwierdził.
Co można zrobić zamiast tego? Poprawiać ofertę pociągów w regionach, gdzie wciąż jest miejsce na więcej pociągów, obniżyć VAT by ceny biletów spadły. Zdaniem eksperta trzeba też inwestować w tabor kolejowy. Środki na to są w Krajowym Planie Odbudowy - którego z powodów politycznych wciąż nie ma. - Ale znów - mimo braku KPO program drogowy idzie do przodu. Drogi budujemy, choćby się palił i waliło, a kolej tylko wtedy, kiedy Unia nam każe - stwierdził Madrjasa. Jego zdaniem wynika to w dużej mierze z mentalności, szczególnie starszego pokolenia, dla którego samochód to wartość, symbol sukcesu, a transport publiczny jest postrzegany negatywnie.
Od 13 stycznia PKP Intercity podnosi ceny biletów. Konieczne było "urealnienie cennika oraz dostosowanie go do sytuacji rynkowej" - stwierdza spółka. I tak dla pociągów EIP cena do 13 stycznia wynosi 150 zł, po podwyżce wynosić będzie już 169 zł. Oznacza to wzrost o 19 zł dla pociągów takich jak Pendolino. W klasie EIC cena wzrasta ze 139 zł do 149 zł, a dla IC i TLK z 60 do 69 zł.
PKP wyjaśnia podwyżki wzrostem kosztów - przede wszystkim energii, ale też remontów taboru i innych. Spółka jednocześnie chwali się rosnącą liczbą pasażerów.
Jednak Madrjasa zwrócił uwagę, że choć ubiegły rok był rekordowy dla kolei w tym wieku z wynikiem 340 milionów pasażerów. - Ale w latach 80. nasza kolej przewoziła miliard pasażerów. To coś, co utraciliśmy i co będziemy dekadami odbudowywać - powiedział. Dodał, że przejazdy koleją to wciąż ułamek wszystkich podróży w Polsce i rośnie przede wszystkim transport samochodowy.
Jak mówił Piotr Malepszak w serwisie 300gospodarka.pl, od 1990 roku w Polsce powstało 12 000 km nowych dróg - i tylko 50 km nowych linii kolejowych. Teraz widzimy tego efekty. - Powstały nowe drogi o ogromnej przepustowości i zachęciły do przesiadki z kolei. I transport kolejowy troszkę zyskuje pasażerów, a drogowy stale rośnie - powiedział. To wszystko dzieje się ze szkodą dla klimatu i środowiska - podróże samochodami oznaczają kilkukrotnie wyższe emisje dwutlenku węgla, a do tego powodują śmiertelnie groźne zanieczyszczenie powietrza.