Mohe, położone w prowincji Heilongjiang, niedaleko granicy z Rosją, nazywane jest chińskim "biegunem północnym", chętnie odwiedzanym przez turystów. Nie tylko z racji położenia geograficznego, lecz także bardzo długiej zimy, która może tam trwać nawet osiem miesięcy, a także wyjątkowo niskiej temperatury. Tak zimno, jak w pierwszy dzień chińskiego nowego roku księżycowego, jeszcze tam jednak nie było. W każdym razie, od kiedy prowadzone są pomiary.
W niedzielę 22 stycznia, o 7:00 czasu lokalnego, temperatura w Mohe spadła do -53 stopni Celsjusza, bijąc tamtejszy rekord z 1969 roku (-52,3 stopnie). Może to być też najniższa temperatura w ogóle odnotowana w Chinach. Na marginesie ciekawostka: tego samego dnia na południu Chin temperatura sięgnęła 29 stopni na plusie, a maksymalne dobijały do 33 stopni. To oznacza, że różnica w skali kraju wynosiła nawet 86 stopni.
Ten mróz na chińskiej północy nie był jednorazowym ani odseparowanym przypadkiem. Mohe doświadczyło spadku temperatur poniżej -50 stopni Celsjusza przez trzy dni z rzędu. A w ostatnim czasie ekstremalnie zimno było nie tylko tam i nie tylko w Chinach. Zaledwie kilka dni wcześniej w sąsiednim rosyjskim Jakucku aparatura pomiarowa pokazała -62,7 stopnia Celsjusza - najmniej od ponad dwóch dekad. Mróz rozlewa się teraz dalej na wschód, po Japonii i Korei, w samych Chinach, choć wciąż jest zimno, to -50 stopni nigdzie się już nie obserwuje.
Chińskie władze ostrzegały przed chłodem jeszcze przed weekendem. Zresztą już wtedy było bardzo zimno. BBC cytuje Beijing News, który w piątek informował o wyższym o jedną trzecią wykorzystaniu węgla w Pekinie.
Za te mrozy odpowiada wir polarny. To zjawisko rozległego niżu, powstającego zimą nad Arktyką. Od tego, jak zachowuje się wir, zależy w dużej mierze pogoda o tej porze roku na naszej półkuli, dlatego meteorolodzy uważnie przyglądają się jego kondycji. Jak podaje portal Fani Pogody, ów wir polarny zaczyna teraz słabnąć, co może przełożyć się na pojawienie się dużych anomalii pogodowych.
Jak ta pogoda ma się do zmian klimatu? Powtarzamy to regularnie i powtórzymy raz jeszcze: to, że zrobiło się gdzieś nagle bardzo zimno, nie jest dowodem zaprzeczającym istnieniu zjawiska globalnego ocieplenia, czyli bezprecedensowo szybkiego wzrostu średnich temperatur. O ile wyjątkowe mrozy wciąż mogą i zapewne będą się zdarzać, to trend jest jednoznaczny w skali całego świata, samych Chin zresztą też.
Zaledwie dwa tygodnie temu chińskie narodowe biuro meteorologiczne podsumowało ubiegły rok, stwierdzając, że ubiegłe lato i jesień były najcieplejszymi w tym kraju od ponad 60 lat. Przypomnijmy sobie doniesienia o śmiertelnie niebezpiecznych upałach, które wysuszały jeziora i rzeki, niszczyły zbiory, wywoływały kryzysy w energetyce i wstrzymywały pracę fabryk. Były miejsca, w których temperatura nie spadała poniżej 34 stopni Celsjusza nawet w nocy, w dzień przebijając 45 stopni.
Poza tym zmiany klimatu sprawiają, że ogółem ekstremalne zjawiska pogodowe stają się bardziej prawdopodobne i bardziej intensywne.
"Od dłuższego czasu nie ma stałości w pogodzie, nie ma 'pogodowego constansu'. Obserwujemy ekstremalne wartości temperatury: ciepło i chwilę później bardzo zimno. Pogoda jest niestabilna i to jest kolejny dowód na to, że klimat się zmienia" - mówił nam na początku roku Grzegorz Walijewski z IMGW, odnosząc się do wyjątkowo upalnego wręcz Nowego Roku.