PiS kręci aferę z niczego ws. lasów. Straszy "pozbawieniem Polski kontroli nad 1/3 terytorium"

Gdyby wierzyć w to, co od kilku dni opowiadają politycy PiS, można by pomyśleć, że za chwilę do Polski przyjadą urzędnicy z Brukseli i ustanowią zarząd komisaryczny nad polskimi lasami. Awantura wybuchła z powodu jednego głosowania w Parlamencie Europejskim. Ale jego wynik ani nie oznacza "utraty kontroli nad lasami", ani o niczym tak naprawdę ostatecznie nie przesądza.

Polska stoi przed egzystencjalnym zagrożeniem - wynika z tego, co mówił w ostatnich dniach wiceminister klimatu Edward Siarka z Solidarnej Polski. - Unia Europejska chce pozbawić nas kontroli nad 1/3 obszaru Polski! - ostrzegał w Sejmie. 

O co chodzi? O lasy. A konkretnie o głosowanie w komisji zajmującej się ochroną środowiska w Parlamencie Europejskim. Od ubiegłego roku europosłowie zajmują się propozycją zmian unijnych traktatów, czyli najważniejszej podstawy prawnej wspólnoty. Określają one m.in., jakie sprawy leżą tylko w kompetencji poszczególnych krajów, które należą wyłącznie do UE, a które są wspólne. Chodzi m.in. o to, by Unia miała więcej do powiedzenia w kwestii ochrony zdrowia - to wniosek z pandemii, kiedy wspólnota była krytykowana za to, że za mało robi w walce z COVID-19.

W tym tygodniu komisja ds. środowiska przegłosowała swoje rekomendacje do zmiany traktatów. Zaproponowała, by leśnictwo (wraz z ochroną ekosystemów, szczególnie tych z potencjałem w walce ze zmianami klimatu) z kompetencji krajowych przenieść do kompetencji wspólnych UE. Politycy PiS podnieśli larum.

"To poważne zagrożenie dla polskich lasów, dla polskiej gospodarki!" - pisała europosłanka Anna Zalewska, a za nią poszli inni. Edward Siarka zwołał konferencję prasową. Nawet ministerka klimatu Anna Moskwa napisała, że "pomysł PE, aby polskie lasy były zarządzane przez urzędników unijnych, jest absurdalny".

Zdaniem polityków Zjednoczonej Prawicy "pomimo naszego sprzeciwu próbuje się ograniczać naszą suwerenność". Tyle że wspomniana zmiana nie może dojść do skutku, jeśli Polska się jej sprzeciwi, a konsekwencje nie mają wiele wspólnego z tym, czym straszy Siarka i inni. I "unijni urzędnicy" nie mieliby "zarządzać lasami". 

Zmiana traktatów? Tylko za zgodą wszystkich

Po pierwsze, od rekomendacji jednej komisji do rzeczywistej zmiany traktatów jest bardzo daleka droga. Polska, jak każde inne państwo UE, może taką zmianę zablokować - kłamstwem jest więc mówienie przez polityków PiS, że Unia "odbierze lasy pomimo sprzeciwu".

Jak przypomina portal euractiv.pl, do zmiany traktatów konieczna jest jednak zgoda wszystkich państw członkowskich - brak zgody ze strony polskiego rządu wystarczy zatem, by do takiej zmiany nie doszło. Warszawa nie jest zresztą jedyna w sceptycznym podejściu do przekazania leśnictwa do kompetencji wspólnych. Rząd Finlandii zapowiedziała sprzeciw dla zmian, jeśli konkretne rozwiązania prawne będą dla kraju "niezadowalające". Obawy ma także Szwecja, która notabene jest krytykowana za "niezrównoważoną" gospodarkę leśną i potężne wycinki.

Jednak to nie wszystko. Nawet gdyby traktaty zostały zmienione, to wpisanie leśnictwa do kompetencji wspólnych rządów i UE nie oznacza, że "urzędnicy będą zarządzać lasami", a Polska "straci kontrolę nad 1/3 terytorium". Wśród kompetencji wspólnych jest także np. rolnictwo, ale nie oznacza to przecież, że nie mamy kontroli nad terenami rolnymi.

Zobacz wideo Dr Kostka: W strukturach zarządu Lasów Państwowych są ludzie, z którymi ciężko dojść do porozumienia

Co krajowe, a co wspólne?

Kompetencje dzielone stanowią największą kategorię z trzech rodzajów kompetencji. Tylko niektóre - unia celna czy polityka pieniężna dla krajów strefy euro - to wyłączne kompetencje UE (choć i tu należy podkreślić, że Unię tworzą kraje członkowskie, więc we wszelkich decyzjach Polska ma swój głos). 

Kompetencje wspólne to obszerna grupa, w której znajduje się np. rynek wewnętrzny, transport, energia, przestrzeń wolności, bezpieczeństwa i sprawiedliwości oraz rolnictwo i rybołówstwo. W tych obszarach i UE i jej państwa członkowskie mogą stanowić prawo. Ustalany jest podział kompetencji i tam, gdzie nie leżą one po stronie Unii - wykonują je poszczególne państwa.

To, że dana kompetencja jest wspólna dla UE i kraju, nie oznacza, że jacyś "unijny urzędnicy" będą sami kontrolować lasy zamiast polskich władz, ani tym bardziej że "tracimy kontrolę" nad całym obszarem lasów. Do wspólnych kompetencji należy np. transport - ale nie oznacza to, że Unia zarządza polską koleją czy mówi, gdzie budować drogi. Inny taki obszar to rolnictwo, a więc Wspólna Polityka Rolna. Zawiera ona pewne ramy i wytyczne oraz zapewnia dopłaty dla rolników. Może proponować pewne działania - na przykład rolnicy, którzy nie przestrzegają wymogów ochrony środowiska czy zdrowia publicznego, mogą mieć potrącone wsparcie. Ale nie jest tak, że do Nowej Wsi pod Ujściem przyjeżdża urzędnik z Brukseli i mówi, że nie wolno tam uprawiać pszenicy. 

Co więcej - już teraz UE ma pewien wpływ na to, co dzieje się w lasach. Bo wśród kompetencji wspólnych jest także środowisko, co rzecz jasna obejmuje lasy. Więc na tym polu i tak dzielimy się kompetencjami z UE. Na przykład unijny program obszarów ochronnych Natura 2000 obejmuje też lasy. Unia ma też swoją strategię ds. bioróżnorodności, która zakłada ochronę 30 proc. powierzchni krajów UE, w tym 10 proc. ochrony ścisłej. W Polsce pod ścisłą ochroną jest tylko 1,5 proc. powierzchni kraju, więc konieczne będzie powiększenie parków narodowych czy rezerwatów. I to obejmie także lasy.

Przed kim bronić lasów?

Organizacje ekologiczne od lat krytykują to, jak państwo zarządza lasami i wskazują, że chronić je trzeba nie przed Unią, a przed nieodpowiedzialną polityką krajową. 

Pracownia na rzecz Wszystkich Istot wskazała, że podczas gdy politycy partii rządzącej straszą UE, to obecnie trwa opiniowanie Planów Urządzenia Lasu, które zakładają wycinki ponad stuletnich drzewostanów w obszarze Natura 2000 w rejonie Puszczy Białowieskiej.

Organizacja wskazała także m.in. na wycinki lasów w Rymanowie-Zdroju. "Czy jest coś, co polskim lasom zagraża bardziej, niż gospodarka Lasów Państwowych?" - zapytano.

W Gazeta.pl wielokrotnie pisaliśmy o wątpliwościach wobec polityki państwa i LP wobec lasów, w tym o wycinkach w projektowanym Turnickim Parku Narodowym, w potencjalnym rezerwacie obok Iwonicza-Zdroju.

Lasom Państwowym zarzuca się też brak kontroli nad ich działaniami. Pod znakiem zapytania stoi to, czy Lasy Państwowe będą trzymać się standardów zrównoważonej gospodarki wynikającej z międzynarodowego certyfikatu

Więcej o: