Każą nam jeść robaki i zabronią mięsa? "Nadinterpretacja, która jest stosowana z premedytacją"

Gościnią piątkowego Zielonego Poranka Gazeta.pl była Sylwia Majcher, edukatorka ekologiczna i autorka książek m.in. "Mniej mięsa" i "Gotuję, nie marnuję". Program poprowadził Patryk Strzałkowski, a podczas rozmowy nie zabrakło ważnych dla środowiska tematów.

Patryk Strzałkowski porozmawiał z Sylwią Majcher m.in. o ostatnich kontrowersjach dotyczących ograniczania jedzenia mięsa, na czym polega polityczna gra zmianami klimatycznymi i jakie działania mogą prowadzić władze, które chciałyby wpłynąć na to, co jedzą obywatele. 

Zobacz wideo Gościem Patryka Strzałkowskiego jest Sylwia Majcher, edukatorka ekologiczna i autorka książek.

Zakaz jedzenia to mięsa to nadinterpretacja 

- Nie ma żadnego wiarygodnego pomysłu zakazu jedzenia mięsa. To wszystko to nadinterpretacja, która jest stosowana z premedytacją po to, aby właśnie wybrzmiał przekaz, że chcą nam zabronić jeść mięso i pozostaną nam jedynie robaki - tak odniosła się do medialnej burzy wokół ograniczania spożycia mięsa i narracji prawicy dot. jedzenia owadów Sylwia Majcher.  

- Jak by to było możliwe w praktyce? Urzędnicy państwowi sprawdzaliby, ile kto tego mięsa zjadł, czy byłyby kartki na mięso? - pyta retorycznie edukatorka ekologiczna. - Chodzi o to, żeby tego mięsa było mniej i od tego trzeba zacząć dyskusję - zaznacza. 

Dlaczego warto ograniczyć mięso?

Sylwia Majcher wskazuje, że Polacy nie mają problemu z jedzeniem mięsa, ale z jego nadmiarem. - Jemy je kiepskiej jakości i jemy go za dużo. Statystyczny Polak zjada prawie 80 kg mięsa rocznie. I te liczby nie spadają, a wręcz przeciwnie - rosną. Mięso jest bowiem tańsze od warzyw - wskazuje i wymienia, że  kilogram udek z kurczaka to 3-4 zł, a kilogram pietruszki kosztuje porównywalnie, albo i więcej. 

Edukatorka wymienia, że głównym powodem, dla którego powinniśmy ograniczyć spożycie mięsa to kondycja nasza i kondycja środowiska. Wylicza, że powinniśmy jeść ok. 500 g mięsa tygodniowo, a jemy 1,5 kg, więc jest przestrzeń do redukcji dla naszego zdrowia. Oprócz tego zredukowana zostanie także emisja gazów cieplarnianych. 

- Każdy naukowiec zajmujący się klimatem zapytany o to co może zrobić jednostka jeśli chodzi i realny wpływ na kondycję środowiska to odpowiada: jeść mniej mięsa. To jest właśnie problem, z którym się dzisiaj mierzymy. Drażni mnie niesamowicie, że jest to wykorzystywane w taki sposób, jako wartość i tradycja, która będzie nam zabrana, a to nie prawda - mówi w Zielonym Poranku Gazeta.pl.

Zakaz jedzenia to mięsa. Czy to prawda?

Afera o rzekomy "zakaz jedzenia mięsa", która przetoczyła się przez media w ostatnim miesiącu, zaczęła się od publikacji "Dziennika Gazety Prawnej". Gazeta opisała - nie wyjaśniając, dlaczego robi to akurat teraz - mający prawie cztery lata raport dla organizacji C40 Cities. To światowa koalicja miast na rzecz walki z globalnym ociepleniem, do której należy m.in. Warszawa.

Raport dotyczy emisji gazów cieplarnianych związanych z konsumpcją - czyli tym, co kupujemy. Jak argumentują autorzy, takie patrzenie jest szczególnie ważne w przypadku miast, bo ślad węglowy ich mieszkańców w większości pochodzi z rzeczy, które powstały poza miastami: żywności ze wsi, produktów z fabryk w innych miejscowościach czy nawet krajach.

Więcej informacji z kraju na stronie głównej Gazeta.pl

Nie, raport C40 Cities nie zakłada "zakazu jedzenia mięsa"

W raporcie wskazano, że żywność odpowiada za 13 proc. emisji w miastach C40 i w dużej mierze opowiada za mięso i nabiał. Dlatego jedną z propozycji jest ograniczenie ich spożycia. Kolejne to mniejsza liczba podróży lotniczych, ograniczenie kupowania nowych ubrań czy korzystania z prywatnych samochodów.

W narracji polityków prawicy i części mediów te propozycje zmian są pokazywane jako coś, co miasta będą wprowadzać siłą: stąd mowa o "zakazach jedzenia mięsa" itd. Jednak w raporcie nie ma mowy o konkretnych zasadach czy uregulowaniu np. diety, czy sposobu podróżowania. 

Więcej o: