Gazociągi Nord Stream 1 i 2 zostały zniszczone przez eksplozje głębinowe we wrześniu ubiegłego roku. Materiały wybuchowe najprawdopodobniej podłożyli doświadczeni nurkowie. Wciąż prowadzone jest jednak śledztwo - kto dokonał sabotażu. Równolegle naukowcy szacują skutki wybuchu dla przyrody, a te są fatalne.
Naukowcy z Uniwersytetu w Aarhus i innych ośrodków badawczych z Danii, Polski i Niemiec przygotowali analizę, która pokazuje, że wyciek gazu fatalnie wpłynął na ekosystem Morza Bałtyckiego. Szczegóły diagnozy opublikował TVN oraz Business Insider.
Przede wszystkim eksplozje stworzyły w dnie Bałtyku dwa ogromne kratery. W wyniku czego z dna wzbiło się 250 tysięcy ton mułu. Oznacza to, że takie substancje jak ołów, rtęć, cez-137 oraz tributylocyna (silnie biobójczy związek cyny), które przez lata zbierały się na dnie, zanieczyściły wodę do nawet 30 kilometrów od miejsca wybuchu.
Więcej informacji z kraju i ze świata przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Toksyczna woda i jej stężenie powodujące ryzyko środowiskowe utrzymywało się w okolicy Nord Stream 1 przez 15 dni, a w okolicy Nord Stream 2 przez ponad miesiąc. Ucierpiały na tym ryby, które zapewne chorowały, nie mogły się rozmnażać, a część z nich padła.
Co więcej, na wybuchu ucierpiały także inne zwierzęta. Stworzenia, które znajdowały się do 4 km na powierzchni oraz do 20 km w pobliżu dna od eksplozji, mogły trwałe uszkodzić sobie słuch. Chwilowa utrata słuchu mogła nastąpić jednak dużo dalej. Naukowcy wskazali, że najbardziej dotknięte mogły zostać foki oraz morświny, których populacja jest krytycznie zagrożona. Oprócz utraty słuchu zwierzęta te prawdopodobnie odniosły także dużo poważniejsze obrażenia.
***
Fragmentów Studia Biznes można słuchać także w wersji audio na dużych platformach streamingowych, m.in. tu: