Cyklon Ilsa od paru dni znajdował się przy zachodnim wybrzeżu Australii. W nocy z czwartku na piątek wszedł na kontynent i zaczął wygasać. Przed uderzeniem cyklon urósł do najwyższej piątej kategorii, ale potem jego moc znacząco zmalała i obecnie przynależy już do klasy pierwszej. W wyniku wiatru nikt nie ucierpiał, nie została zniszczona też żadna infrastruktura krytyczna. Australia może mówić o dużym szczęściu, ponieważ był to jeden z największych cyklonów od lat.
Australijskie biuro meteorologii podaje, że Ilsa w czwartek wiał z prędkością 235 km/h na wyspie Rowley Shoals, co wydaje się najwyższą prędkością osiągniętą przez ten cyklon. Część mediów, m.in. australijskie CTV News podaje, że w najgorszym momencie porywy wiatru sięgały nawet 289 km/h. Nie udało nam się jednak znaleźć potwierdzenie tych informacji, które dotyczyły pojedynczych zrywów powietrza.
Cyklon Ilsa pobił natomiast rekord stałej prędkości wiatru. Przez 10 min na wyspie Bedout wiało 218 km/h, u wybrzeży Australii. Poprzedni rekord ustanowił w tym samym miejscu cyklon George. W 2007 roku prędkość wiatru w 10 min okresie osiągnęła tam 194 km/h.
Choć już teraz można stwierdzić, że nie doszło do tragedii, to takie wydarzenie nie może przejść bez konsekwencji. Zajazd Pardoo Roadhouse & Tavern doznał rozległych zniszczeń, które wyceniane są na 4 miliony dolarów i wymuszą zamknięcie miejsca na co najmniej rok - pisze CTW News oraz "Daily Mail". Ponadto dziesiątki ludzi ewakuowano z Port Hedland, ale większość z 16 tys. mieszkańców miasteczka pozostało w domach. Te zostały bowiem zbudowane tak, by przetrwać uderzenie cyklonu.