Część krakowian mieszka w sąsiedztwie bardzo niebezpiecznego terenu. Przy ulicy Dymarek w Nowej Hucie znajduje się składowisko odpadów, które powstało w 1952 roku. Naukowcy alarmują, że wiele gromadzonych tam substancji ma działanie szkodliwe dla ludzi. Urzędnicy, którzy są zobowiązani do przeciwdziałania tego rodzaju zagrożeniom ekologicznym, nie podzielają jednak obaw ekspertów, ignorując ich zalecenia.
Jak szacuje Interia, w ciągu przeszło 70 lat funkcjonowania składowiska, zgromadzano na nim co najmniej 14 milionów ton odpadów. Jego teren ma specyficzny, niepokojący wygląd. Mieszkańcy Nowej Huty mogą tam dostrzec rdzawą ziemię, czerwoną wodę i szaro-czarną maź. - Pierwsze skojarzenie: krajobraz jak na Marsie. Drugie: jakby ktoś 60 lat temu opuścił ten teren i od tamtej pory nikogo tutaj nie było - relacjonował dziennikarz Przemysław Błaszczyk, który w 2018 roku zainteresował się funkcjonowaniem składowiska i po raz pierwszy nagłośnił całą sprawę.
Naukowcy postanowili zbadać zawartość krakowskiego składowiska opadów. Należał do nich m.in. prof. Mariusz Czop z Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, który przekonał się, że teren może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa ekologicznego. - Moje badania pokazały, że jest duży potencjał toksyczności tych odpadów. Potwierdziły, że są w nich duże koncentracje metali ciężkich niebezpiecznych dla ludzi - powiedział prof. Mariusz Czop. Naukowiec wykrył wysoką zawartość cynku ołowiu, kadmu i rtęci. Jego ustalenia pokrywają się z analizami przeprowadzonymi przez badaczy z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Krakowie przez wiele miesięcy zapewniał, że na składowisku przy ul. Dymarek nie gromadzi się żadnych metali ciężkich. Z czasem urzędnicy zmienili zdanie, ale podtrzymywali, że ilość niebezpiecznych substancji nie przekracza przyjętych norm. Ostrzeżenia naukowców lekceważyły także władze miasta, które dwukrotnie odrzucały projekt mieszkańców, domagających się przebadania terenu.
Czynności w sprawie nieprawidłowości związanych z funkcjonowaniem składowiska prowadziła krakowska prokuratura, ale i ta instytucja nie dostrzegła problemu, na który wskazywali eksperci. Śledztwo umorzono z powodu braku dowodów na skażenie wód i gleby w rejonie składowiska. Postępowanie dotyczące szkód w środowisku związanych z terenem przy ul. Dymarek prowadziła również Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska. Jej działania również okazały się bezowocne.
Niedawno firma ArcelorMittal Poland, będąca największym producentem stali w Polsce, zgłosiła do urzędu marszałkowskiego wniosek o likwidację części składowiska. Przedsiębiorstwo chce też utworzenia w Nowej Hucie strefy przemysłowej, która ma objąć obszar liczący ponad 911 hektarów. Interia zauważa, że powstanie takiej strefy pozwoliłoby na emitowanie do atmosfery większej ilości zanieczyszczeń. Dokument zezwalający na realizację tych planów, nad którym władze Krakowa pracują przy wsparciu PiS, ma wkrótce trafić pod obrady rady miasta.