W Kanadzie szaleją pożary. W tym roku ogień strawił już kilkanaście milionów hektarów lasów. Najgorsza sytuacja jest w północno-zachodniej części kraju. W Yellowknife podjęto decyzję o ewakuacji. Mieszkańcy dwudziestotysięcznego miasta mają czas do piątku do popołudnia na opuszczenie swoich domów. Pożar coraz bardziej zbliża się do tego rejonu, a na Terytoriach Północno-Zachodnich Kanady wprowadzono stan wyjątkowy. Minister środowiska Shane Thompson ostrzega - zagrożenie pożarowe w regionie jest bardzo poważne.
Coraz większy pożar rozprzestrzenia się też w okolicy West Kelowny, na południowym zachodzie Kanady. Ogień zbliża się miasta, więc dobę temu i tam zarządzono ewakuację 5,7 tys. z około 36 tys. mieszkańców. Jak donosi Okanagan Fire Scanner, widziano osoby, które skakały bo pobliskiego jeziora, by uciec przed ogniem.
Na miejscu jest Jaclyn Whittal, meteorolożka w Weather Network, która publikuje liczne nagrania pożaru. Jak donosi, noc z czwartku na piątek była tragiczna. Whittal relacjonowała, że słuchać było hałasy, które mogły być odgłosami wybuchów. Dym z pożaru jest na tyle mocny, że powoli odcina też dostęp do światła dziennego w okolicy West Kelowny.
Rok 2023 jest rekordowy pod względem liczby pożarów w Kanadzie. Wystąpiło ich już pięć i pół tysiąca, płomienie zniszczyły prawie trzynaście i pół miliona hektarów lasów. W gaszenie ognia zaangażowały się siły zbrojne Kanady. Żołnierze dołączyli do innych służb by pomóc w opanowaniu sytuacji. Pożary trwają już od wielu miesięcy. W czerwcu były tak duże, że dym dotarł za ocean, m.in. do Portugalii, Hiszpanii, Francji, Wielkiej Brytanii czy Włoch.
Pożary są w większości powodowane przez przypadek przez ludzi. Ale sprzyja im susza, która jest kluczowym czynnikiem tak ogromnej skali zjawiska. Sytuację utrudnia dodatkowo wysoka temperatura - informuje Reuters za kanadyjskimi władzami.