Zakaz sprowadzania z Japonii wszystkich owoców morza - oto odpowiedź Chin na wypuszczenie wody z elektrowni jądrowej w Fukushimie. Rzecznik chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych Wang Wenbin powiedział, że działania Japonii świadczą o egoizmie oraz arogancji tamtejszych władz, ponieważ "nie skonsultowano w pełni decyzji ze społecznością międzynarodową", a ocen jest "wspólną własnością wszystkich ludzi". Jak podaje "The Guardian", dodał też, że Japonia "ignoruje międzynarodowe interesy publiczne". Zakaz importu japońskich owoców morza do Chin, może zaostrzyć i tak już napięte stosunki obu państw.
Z kolei południowokoreańska policja aresztowała co najmniej 14 osób, które weszły do budynku ambasady Japonii w Seulu, protestując przeciwko uwolnieniu wody. Japonia zapewniła, że cały proces będzie bezpieczny, ponieważ uzdatniona woda zostanie wpuszczana do oceanu stopniowo i przez wiele lat, dzięki czemu rozcieńczy się na tyle, iż nie będzie stanowić zagrożenia. Mimo to głosów sprzeciwu wciąż nie brakuje.
Krytycy uważają, że brak długoterminowych badań powoduje, że nie można być pewnym, iż tryt - którego nie da się wyeliminować z wody - nie będzie stanowił zagrożenia dla zdrowia ludzi czy życia morskiego. Ponadto międzynarodowa organizacja Greenpeace stwierdziła, że nie oceniono w pełni ryzyka radiologicznego, a biologiczne skutki przedostania się chemicznych substancji do wód oceanu "zostały zignorowane".
Początkowo przeciwni byli także okoliczni rybacy, którzy obawiali się - jak widać nie bezpodstawnie - że ucierpi handel owocami morza. Zwracali m.in. uwagę na rynek globalny. Japonia przez wiele lat musiała odbudowywać nadszarpniętą reputację tamtejszych łowisk. Po katastrofie elektrowni jądrowej w Fukushimie wiele państw nie tylko nie chciało, ale także zakazało kupować produkty pochodzące z wód w okolicy Japonii. Jednak według doniesień agencji Reuters, stronom udało się dogadać i osiągnęły "pewien stopień zrozumienia", mimo że rybacy pozostali sceptyczni.
"Obiecuję, że weźmiemy na siebie całą odpowiedzialność za zapewnienie, że przemysł rybny będzie mógł nadal zarabiać na życie, nawet jeśli zajmie to dziesięciolecia" - zadeklarował premier Japonii Fumio Kishida.
Japonia zapowiadała wypuszczenie wody z Fukushimy już od dłuższego czasu, tłumacząc, że jest to konieczne, ponieważ zbiorniki, w których jest przechowywana, są już zapełnione w 96 proc. i do jesieni mają być pełne. Ponadto potrzebna jest przestrzeń na przechowywanie innych radioaktywnych i skażonych materiałów, które będą gromadzone w ramach rozbiórki i oczyszczania elektrowni. Jednak nie mogła tego zrobić bez zgody Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) oraz krajowego organu regulacji ds. energii jądrowej. Po otrzymaniu zezwoleń, 24 sierpnia proces ruszył. Według zapowiedzi ma potrwać od 30 do 40 lat, ponieważ woda będzie wypuszczana stopniowo.
MAEA monitoruje proces i po spuszczeniu wody ma zweryfikować stężenie radioaktywne w regionie. W tym celu w nowo otwartym biurze w Fukushimie stacjonuje personel, który będzie monitorował sytuację w najbliższych latach. Premier Fumo Kishida zapewnił, że jego rząd będzie nadal przekazywać krajowej i międzynarodowej opinii publicznej transparentne i oparte na dowodach naukowych informacje dotyczące wypuszczanej wody.
Skażenie wody w elektrowni w Fukushimie było spowodowane niszczycielskim trzęsieniem ziemi w 2011 roku. W celu ochłodzenia pozostałości paliwa jądrowego w reaktorach, od tamtego czasu pompowana jest tam nowa woda, która później zawiera radioaktywne substancje.