Amerykański grotołaz jest uwięziony ponad kilometr pod ziemią. Miał krwotok wewnętrzny

Podczas badań jednej z najgłębszych jaskini w Turcji u uczestnika wyprawy pojawiły się poważne problemy zdrowotne. Amerykański grotołaz utknął ponad kilometr pod ziemią, dlatego konieczne było wszczęcie akcji ratunkowej. W pomoc zaangażowani są ratownicy z Bułgarii, Węgier, Chorwacji, Włoch oraz Polski.

40-letni Mark Dickey bierze udział w wyprawie, podczas której uczestnicy badają trzecią najgłębszą jaskinię Turcji - Morca. W sobotę mężczyzna źle się poczuł. Okazało się, że ma krwotok do przewodu pokarmowego. Z powodu złego stanu zdrowia Dickey nie może samodzielnie opuścić jaskini, utknął ok. 1276 metrów pod ziemią. Turecka Federacja Jaskiniowa przekazała, że w akcji ratunkowej uczestniczy ponad 150 ratowników - informuje Reuters.

Zobacz wideo Akcja ratownicza w Jaskini Wielkiej Śnieżnej

W Turcji trwa akcja ratunkowa grotołaza

Dickey utknął w punkcie, który nosi nazwę "Hope" (ang. Nadzieja), droga do niego w jedną stronę zajmuje więcej niż jeden dzień. Jaskinia jest głęboka i wąska, dlatego działania ratownicze mogą potrwać nawet kilka dni - przekazał Bulent Genc, szef federacji w rozmowie z CNN. Z uwagi na zły stan zdrowia 43-latka  ratownicy ścigają się z czasem. 

Z dobrych wiadomości, przekazano, że "udało się już zorganizować łączność pomiędzy miejscem, w którym znajduje się Dickey, a bazą na powierzchni. Dzięki temu wiadomo, że stan poszkodowanego w ostatnim czasie się poprawia. Obecni na miejscu medycy mają podjąć decyzję czy badacz będzie transportowany na powierzchnię w noszach jaskiniowych. 

- Tego typu akcja ratunkowa w skali od 1 do 10, miałaby najwyższy stopień trudności. Jest to bardzo głęboka jaskinia o pionowym przebiegu. Ma wiele ciasnych miejsc. Wyciągniecie poszkodowanego z takiej jaskini, to nie są godziny, to są dni. Tę walkę obserwujemy już kolejny dzień - powiedział w rozmowie z Polsat News Jerzy Siodłak, namiestnik polskiego Górskiego Pogotowia Ratunkowego.

Zespół GOPR-u jest w Turcji, razem z grupami z Bułgarii, Węgier, Chorwacji i Włoch. "Nasz pierwszy zespół (...) zszedł dzisiaj pod ziemię. Ich zadaniem jest dotarcie z lekarstwami i pożywieniem do biwaku, gdzie znajduje się poszkodowany, a następnie razem z ratownikami z Bułgarii przygotowanie do transportu poszkodowanego w noszach odcinka jaskini od około -900 do -700 metrów. Również nasz drugi zespół (...) dotarł dzisiaj do bazy i czeka na przydział zadań" - czytamy we wpisie GOPR-u.

Więcej o: