Ruszyliśmy w tę drogę, żeby sprawdzić, w jakiej kondycji jest druga największa rzeka Polski rok po katastrofie. Do dziś nie wiemy, ile ryb z niej zniknęło, ale szacuje się, że nawet połowa. Toksyny złotych alg prawdopodobnie zabiły jeszcze więcej małży - bo nawet 70 proc.
Pierwsza część podróży powiodła nas jednak przez tereny, które przed rokiem nie odczuły tego, co się stało z Odrą. Przez pierwsze kilkadziesiąt kilometrów swojego biegu Odra płynie przez Czechy. Źródła ma w Górach Odrzańskich, chcieliśmy je zobaczyć, ale nie da się tego zrobić w ciągu tygodnia, bo zajął je poligon wojskowy Libava. Żeby go stworzyć, trzeba było wysiedlić lub zmniejszyć kilkadziesiąt wiosek. Wojskowe prawo mówi, że do źródeł Odry można pójść tylko w weekendy i święta. Za źródłami rzeka znika w zaroślach, z których wystają tablice zakazujące wstępu.
- Człowiek ją sobie po prostu zagarnął, od pierwszej kropli - powiedział Waligóra, który trzy lata temu przeszedł wzdłuż Wisły i jak mówi, ta podróż go odmieniła. - Zrozumiałem, że nie trzeba jechać daleko, żeby przeżyć prawdziwą przygodę - opowiadał.
Czasem jednak jeździ daleko, w tym roku został czwarty Polakiem, który doszedł do bieguna południowego.
Zastanawiałem się nad tym, co powiedział Waligóra.
O znaczeniu Odry pisał kiedyś niemiecki historyk i dziennikarz Uwe Rada, autor książki "Odra - życiorys pewnej rzeki". Zauważył, że Ren dzielił Rzymian od Germanów, później dla Niemców stał się "Ojcem Renem" i strażnikiem granicy z Francją. Dunaj był najważniejszą rzeką Austro-Węgier, Wisła - najbardziej polską rzeką, narodowy mit miała także Wełtawa, która, jak pisze Rada, to "tętnica Czech". Co innego Odra. Nikt nie napisał o niej symfonii albo bestsellerowej książki, a nad jej brzegami nigdy nie przebiegała żadna słynna trasa żelaznej kolei. "Jeżeli na Odrze spoczęło jakieś odium, to było to zmęczenie lub pot" - pisał Rada.
Musieliśmy przejść 35 km, żeby zobaczyć Odrę po raz pierwszy.
Jeszcze kilka kilometrów przed granicą z Polską przypominała ściek. Kolor zmienił się nieco, kiedy świeżej wody dodała jej Ostravica, rzeka, która historycznie odgradzała Śląsk od Moraw. Potem zaczęła meandrować i nagle zmieniło się wszystko. Te meandry to szczególne miejsce - jedyny odcinek, do którego człowiek się nie dobrał, choć chciał.
Już w latach 30. XIX wieku pojawiły się propozycje, by wykorzystać je do połączenia Odry z Dunajem. W pochodzących z 1870 roku planach widniał kanał, który miałby łączyć leżącą przy tym odcinki rzeki wieś Chałupki z Wiedniem i liczyć 273 km. Szacowano wówczas, że 500-tonowe statki pokonywałyby ten dystans w 22 dni.
Meandry przepłynęliśmy na packraftach, lekkich pontonach, w towarzystwie czapli siwych i zimorodków.
Za Chałupkami Odra zaczęła wić się przez mocno przeobrażony teren Śląska. Przez kilkadziesiąt minut oglądaliśmy go z góry, przelatując nad okolicą trzyosobową Cessną. Upewniliśmy się, że widać to samo co z dołu - hektary pól uprawnych i praktycznie wylesiony teren. Wyróżniały się w nim tylko z rzadka kominy elektrowni, budynki kopalń i wysokie czarne wzniesienia hałd.
To też miejsca, gdzie od wielu lat trwa permanentna susza hydrologiczna, gdzie w 1992 roku wybuchł największy pożar we współczesnej historii Polski i gdzie huragany powalały tysiące hektarów lasu.
Od dawna nie padało. Ludzie pochowali się po domach, czasem nie widzimy nikogo przez pół dnia, nie licząc twarzy polityków, którzy przekonują z każdego płotu, że wszystko będzie dobrze.
Odra ledwo płynie pomiędzy kilkoma śluzami, które oddzielają jej swobodny bieg od Opola. W ciągu tygodnia powinniśmy dojść do Wrocławia.