W Indiach trwa wielkie wypalanie ściernisk po zbiorach. Od października do lutego jakość powietrza w tym kraju jest najgorsza, bo do wypalania w tym okresie pól dochodzi chłodniejsze powietrze, które zatrzymuje zanieczyszczenia. W ostatnich dniach nie pomaga brak wiatru. Wszystko to wymusza na władzach kolejne restrykcje.
W New Delhi już kilka dni temu zamknięto szkoły - informuje CNBC. W zeszłym tygodniu poziom najniebezpieczniejszych cząstek PM2,5 - tak małych, że mogą przedostać się do krwioobiegu - był w mieście prawie 35 razy większy od maksymalnego dziennego poziomu zalecanego przez Światową Organizację Zdrowia. New Dehli to jeden z największych obszarów miejskich na świecie (mieszka tam 30 milionów ludzi), jest również regularnie uznawane za jedno z najbardziej zanieczyszczonych miast w skali globu. Wypalania odpowiadają nawet za 30-40 proc. zanieczyszczenia w rejonie Delhi.
Smog może być jeszcze większy w niedzielę, gdy hindusi będą świętować Diwali. Puszczane są wówczas fajerwerki, które zwiększają zanieczyszczenie. Żeby ograniczyć pogarszanie się stanu powietrza, New Delhi ograniczyło o połowę liczbę samochodów, które mogą wjechać do miasta. W dni parzyste wjadą do miasta tylko pojazdy o parzystych numerach rejestracyjnych, a w nieparzyste, tylko te o nieparzystych tablicach.
Sytuacja jest na tyle poważna, że indyjski Sąd Najwyższy nakazał władzom stanów otaczających New Delhi zakazać wypalania pól - informuje Reuters. Podobne działania podejmowano w poprzednich latach, ale efekt był mizerny, bo samorządy nie były w stanie kontrolować rolników. Urzędnicy spotykali się też często z wrogością.
Rolnicy z Indii zdają sobie sprawę z tego, że palenie ściernisk po zbiorach zanieczyszcza powietrze. - Wiemy, że to szkodliwe, szczególnie dla naszych rodziców i dzieci - mówi Aashish Sharma Reutersowi. Sama świadomość to jednak za mało, bo jedyną alternatywą jest dla niego wynajem maszyny, która wyczyści pole, co kosztowałoby go 100 dolarów za cztery akry ziemi, które posiada. - Codziennie kaszlę i łzawię, ale wolę wziąć leki niż ponosić dodatkowe koszty - mówi z kolei Dharamvir Singh.
Na maszynę trzeba czekać około dwóch tygodni, a zakup (to około 3,6 tys. dolarów) jest nieopłacalny dla małych rolników. A oni posiadają 85 proc. wszystkich gospodarstw wiejskich i mają 47 proc. pól uprawnych.
Rząd Indii ma przed sobą potężne wyzwanie. Kary i grzywny pozwoliły ograniczyć liczbę wypalań o 40-50 proc. względem poprzedniego roku. To jednak tylko oficjalne wyniki. Rolnicy, z którymi rozmawiał Reuters, twierdzą, że nikt w ich wiosce nie otrzymał kary i mają zamiar dalej wypalać pola. Niektórzy mieszkańcy regionu Haryana twierdzą, że władze wahają się, czy wlepiać kary, bo nie chcą zwrócić przeciwko sobie rolników, którzy są sporym elektoratem i ich przychylność będzie potrzebna w przyszłorocznych wyborach. Kary to jednak niejedyny sposób zmiany. Indie oferują też dopłaty do maszyn czyszczących pola oraz kompostowniki.