Pomimo trudności związanych z pandemią na całym świecie, SpaceX pobiła swój rekord liczby zrealizowanych misji kosmicznych. Jak wyliczył serwis Space.com, w 2020 roku wykonano ich (mowa wyłącznie o komercyjnych startach) aż 26 czyli o 5 więcej niż rok wcześniej. Oznacza to, że rakiety amerykańskiego przedsiębiorstwa startowały średnio raz na dwa tygodnie.
Nie same starty są jednak w przypadku SpaceX najważniejsze, ale ich znaczenie. Firma ta bowiem w tym roku po raz pierwszy wyniosła astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). Wszystko zaczęło się w marcu, gdy SpaceX przy wsparciu NASA wystrzeliła załogową kapsułę Dragon z zaopatrzeniem i manekinem na pokładzie. Była to nie tylko misja zaopatrzeniowa, ale przede wszystkim próba generalna przed pierwszym startem załogowym.
Ten odbył się już niedługo później, bo już 30 maja. W nowoczesnej kapsule SpaceX znalazło się wtedy dwóch astronautów NASA, którzy bezpiecznie dotarli na ISS. Był to pierwszy lot załogowy z amerykańskiej ziemi od czasu zamknięcia programu wahadłowców i pierwszy przypadek w historii, gdy prywatna firma przewozi astronautów na ISS.
Kolejna załogowa misja przypadła na listopad. Na pokładzie kapsuły Crew Dragon znalazło się już czworo (tyle jest też miejsc w środku) astronautów NASA, którzy bez przeszkód dotarli na ISS. Tym samym SpaceX udowodniło, że może bezpiecznie wynosić w kosmos również ludzi (i robi to znacznie taniej, niż kiedyś wahadłowce), a NASA uniezależniła się od pomocy Rosjan w tej kwestii.
Warto przy okazji zauważyć, że SpaceX dopiero w 2020 roku dobitnie pokazało, że rakiety (a właściwie ich część) naprawdę może być "wielokrotnego użytku". Firma wykonała loty w kosmos korzystając z tego samego boostera (członu rakiety Falcon 9) aż siedem razy. To właśnie jeden z powodów, dla których starty SpaceX są tańsze niż przy wykorzystaniu tradycyjnych ("jednorazowych") rakiet.
2020 rok obfitował również w wydarzenia związane z rozwojem należącej do SpaceX sieci Starlink. To niewielkie satelity komunikacyjne, które w przyszłości mają utworzyć kosmiczną sieć dostarczającą internet do dowolnego miejsca na Ziemi.
Jak podaje Space.com, aż 14 z 26 misji w 2020 roku miało na celu wyniesienie na orbitę naszej planety satelitów Starlink. Każdy ze startów skutkował pojawieniem się ok. 60 takich urządzeń w kosmosie (łącznie 840 satelitów). Do tej pory na orbitę trafiło ok. 950 Starlinków, z czego 900 jest aktywnych. To prawie 1/3 wszystkich satelitów, które przed 2020 rokiem znajdowały się na orbicie Ziemi. Nic dziwnego, że działania SpaceX budzą sprzeciw wielu astronomów.
Duża liczba satelitów dostarczających "kosmiczny internet" pozwoliła też w tym roku uruchomić usługę Starlink. W drugiej połowie 2020 roku rozpoczęto najpierw tajne, a później otwarte testy. Internet z kosmosu od firmy Elona Muska faktyczne działa, choć na razie w bardzo ograniczonych zakresie i tylko w niektórych miejscach globu.
Wiele działo się również podczas prac nad wielką rakietą Starship, która w 2020 roku była bardzo intensywnie testowana. W grudniu wypróbowano ósmy prototyp statku (SN8), który wykonał spektakularny lot na wysokość 12,5 km, jednak podczas lądowania eksplodował. Elon Musk zaliczył jednak test do udanych tłumacząc, że spodziewał się takiej końcówki, a celem było wykonanie testów w powietrzu.
Firma zresztą już przygotowała kolejny prototyp (SN9), którego testy będą odbywać się na początku 2021 roku. SpaceX planuje wykorzystać potężny statek do załogowego lotu na Marsa już w 2026 roku. Czy po raz pierwszy w historii ludzie postawią stopę na obcej planecie już za 5 lat? Czas pokaże.