Pierwsze w historii planety znajdujące się poza Układem Słonecznym okryli w 1992 roku polski astronom Aleksander Wolszczan i Kanadyjczyk Dale Frail. Od tego czasu minęły już prawie trzy dekady, a w międzyczasie astronomowie i astrofizycy z całego świata poinformowali o odkryciu tysięcy niezwykłych obiektów tego typu, w tym wielu podobnych do Ziemi.
Na ten moment (dane NASA na 25 października br.) wiemy już o istnieniu 4538 planet pozasłonecznych, a kilka tysięcy kolejnych odkryć wciąż czeka na potwierdzenie. Wszystkie jednak łączy jedno - znajdują się w naszej galaktyce, Drodze Mlecznej.
Co więcej, pomimo ogromnych rozmiarów Galaktyki (Droga Mleczna ma ok. 100-120 tys. lat świetnych średnicy), wszystkie odkrywane przez badaczy planety znajdują się relatywnie blisko Ziemi - jak tłumaczy NASA, nie dalej niż 3 tys. lat świetnych od nas. Tymczasem naukowcy szacują, że kosmos może być w równomiernym stopniu usiany miliardami planet.
Problem w tym, że bardzo trudno je odkryć, bo znajdują się zbyt daleko od nas. Możliwości obserwacyjne wszystkich teleskopów, jakimi dziś dysponujemy najczęściej są zbyt małe, aby zauważyć subtelne znaki wskazujące na to, że gdzieś w innej galaktyce znajduje się planeta.
Zespołowi naukowców korzystających z Teleskopu kosmicznego Chandra udało się jednak takie sygnały wychwycić. Badacze o odkryciu kandydatki na planetę poinformowali w artykule naukowym opublikowanym w poniedziałek na łamach "Nature Astronomy".
Obiekt znajduje się w jednym z ramion spiralnych galaktyki Wir (M51), która strukturą przypomina naszą Drogę Mleczną, ale ma od niej dwukrotnie mniejszą średnicę. Z wyliczeń badaczy wynika, że znajduje się ok. 28 mln lat świetlnych od Ziemi, czyli prawie 10 tys. razy dalej niż zdecydowana większość dotąd znajdowanych egzoplanet.
Oczywiście, gdy w grę wchodzą tak duże odległości, nie ma mowy o bezpośrednim zaobserwowaniu planety. W poszukiwaniach egzoplanet wykorzystuje się najczęściej metodę tranzytu (tak było też w tym przypadku), a więc obserwuje chwilowe spadki siły sygnału (promieniowania, np. widzialnego lub rentgenowskiego) pochodzącego z gwiazdy macierzystej. W taki sposób można wykryć moment, gdy planeta (z naszej perspektywy) zasłania światło swojej gwiazdy. Obserwując powtarzające się tranzyty, można dowiedzieć się wiele na temat samej gwiazdy, jak i obiegającej ją planety lub planet.
W tym przypadku naukowcom udało się wychwycić zanik promieniowania rentgenowskiego dochodzącego do teleskopu Chandra z układu podwójnego M51-ULS-1 w galaktyce Wir. To układ składający się z gwiazdy neutronowej lub czarnej dziury (nie mamy, co do tego pewności) oraz gwiazdy o masie aż 20-krotnie większej od Słońca. Zaobserwowany tranzyt trwał około trzech godzin, a w tym czasie emisja rejestrowanego przez badaczy promieniowania rentgenowskiego spadła do zera.
Na tej podstawie udało się wyliczyć, że kandydatka na egzoplanetę ma rozmiary porównywalne do Saturna i obiega gwiazdę neutronową lub czarną dziurę (to dość zwarte źródło sygnału, dlatego sporych rozmiarów planeta mogła zasłonić je w całości). Naukowcy wskazują też, że potencjalna egzoplaneta obiega swoją gwiazdę lub czarną dziurę w odległości ok. dwukrotnie większej niż Saturn Słońce.
Nie powinniśmy się jednak spodziewać na niej (lub potencjalnie na jej księżycach) życia. Historia planety byłą bardzo burzliwa, bo obiekt musiał przetrwać eksplozję gwiazdy macierzystej jako supernowej. Jej przyszłość również nie rysuje się w różowych barwach, bo za jakiś czas również druga z gwiazd układu eksploduje jako supernowa, a to wyzwoli gigantyczne ilość promieniowania, które zbombardują potencjalną planetę.
Jeśli wierzyć danym z Teleskopu kosmicznego Chandra, mamy do czynienia z najodleglejszą planeta, jaką kiedykolwiek udało się odkryć. Badanie trzeba jednak jeszcze potwierdzić zbierając więcej danych na temat kandydatki. Niestety problemem będzie bardzo odległa orbita możliwej egzoplanety. Badacze wyliczyli, że do następnego tranzytu dojdzie dopiero za ok. 70 lat.
Naukowcy mają nadzieję, że dostępnym danym przyjrzą się teraz inni astronomowie, którzy być może również wykluczą wszystkie inne możliwe wyjaśnienia zarejestrowanego tranzytu. Autorzy badania twierdzą chociażby, że zaniku sygnału z gwiazdy neutronowej lub czarnej dziury najprawdopodobniej nie mogła spowodować chmura pyłu, ponieważ charakterystyka zaobserwowanego w M51-ULS-1 tranzytu nie zgadza się z tym, co można zarejestrować w przypadku przejścia takiego obłoku.
Zamierzają też dalej przeczesywać kosmos w poszukiwaniu sygnałów sugerujących, że mamy do czynienia z egzoplanetami spoza Drogi Mlecznej. Dysponują pokaźnymi zbiorami danych z Chandry na temat 20 innych galaktyk, w tym stosunkowo bliskich nam M31 (Galaktyka Andromedy) i M33 (Galaktyka Trójkąta) zaliczanych do naszej Grupy Lokalnej. Liczą na odkrycie w nich krótszych tranzytów, które powtarzając się pozwoliłyby na szybkie potwierdzenie istnienia egzoplanet w galaktykach innych niż nasza.