Ten artykuł będzie aktualizowany wraz z pojawieniem się nowych informacji.
Dwugodzinne okno startowe otwiera się o godzinie 7:04 czasu polskiego, co oznacza pierwszą w nocy na wschodnim wybrzeżu USA. Jeśli z jakichś powodów rakieta nie poleci do 9:04, to próbę odpalenia trzeba będzie po raz trzeci odłożyć, ponieważ Ziemia i Księżyc przestaną być w odpowiednim położeniu względem siebie.
Decyzję o próbie startu podjęto w poniedziałek, po przeanalizowaniu ostatniej partii problemów rakiety SLS. Tym razem spowodował je huragan Nicole, który 10 listopada uderzył w wybrzeże Florydy. Rakieta stała już na stanowisku startowym i wcześniej podjęto decyzję, że lepiej ją tam zostawić, niż próbować pośpiesznie chować do hangaru. Silne wiatry i deszcz nie spowodowały istotnych uszkodzeń, ale naderwały cienką powłokę izolacyjną na samym szczycie SLS. Po kilku dniach analiz uznano, że to nie jest poważny problem i zaplanowano start.
Nie da się ukryć, że nowa rakieta NASA miała dotychczas wiele problemów. Na początku programu jej budowy start planowano na rok 2016. Po sześciu latach opóźnień finalnie stanęła na stanowisku startowym. Pierwszy raz próbowano ją odpalić 29 sierpnia, ale trzeba było zrezygnować z powodu nieprawidłowych odczytów jednego z czujników w silnikach. Okazał się być wadliwy. Kolejna próba 3 września została odwołana z powodu wycieku ciekłego wodoru podczas zapełniania zbiorników. Potem rakietę zdecydowano ściągnąć ze stanowiska startowego na gruntowniejszy przegląd różnych elementów sprawiających problemy i samej procedury przygotowań do startu. Kolejna próba miała mieć miejsce 27 września, ale ją odwołano z powodu nadejścia huraganu Ian i SLS pozostała w hangarze. Następny dogodny termin startu misji Artemis I był dopiero w listopadzie.
Artemis to nazwa programu NASA, którego celem jest powrót ludzi na Księżyc. SLS (Space Launch System) jest jego kluczowym elementem, więc jej pierwszy lot to wielka i bardzo ważna próba po 11 latach prac. Rakietę już wszechstronnie testowano i usuwano liczne usterki, wobec czego wszystko powinno pójść dobrze, ale jak pokazują kolejne nieudane próby startu, nie ma na to gwarancji.
Plan misji zakłada wystrzelenie statku Orion (który testowano już wcześniej przy użyciu mniejszych rakiet na orbicie Ziemi), przypominającego ogólnie statek Apollo, choć znacznie większy. Ma on zostać wysłany ku Księżycowi, który będzie okrążał przez około sześć dni. Następnie wróci na orbitę Ziemi i docelowo wyląduje na Pacyfiku w pobliżu Kalifornii. Łączny czas spędzony w kosmosie ma wynosić około dwóch tygodni. W kapsule znajdują się manekiny, sprzęt rejestrujący i eksperymenty naukowe. Misja ma na celu przetestować nie tylko rakietę, lecz także nowy statek w długotrwałym locie daleko od Ziemi. Choć nie ma on jeszcze na pokładzie całego systemu podtrzymywania życia.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z oczekiwaniami, to kolejny lot SLS ze statkiem Orion jest planowany na wiosnę 2024 roku. Tym razem już załogowy, choć jeszcze bez lądowania na Księżycu. Dopiero trzecia misja wstępnie planowana na 2025 rok ma doprowadzić do powrotu ludzkości na Srebrny Glob. Prawie pół wieku po Apollo 11. Powrotu w lepszym stylu, bo pobyt na Księżycu ma trwać prawie tydzień. Choć na razie to tylko plany, bo wiele wskazuje na to, że dotrzymanie terminu lądowania w 2025 roku jest mało prawdopodobne.
W momencie swojego pierwszego lotu SLS będzie drugą największą rakietą w historii ludzkości. Nie pobije używanej w programie Apollo Saturn V, ale jest jej bliska. Ma potencjał wynieść na niską orbitę 95 ton ładunku, a w kierunku Księżyca 27 ton. Dla Saturn V te liczby wynosiły adekwatnie 140 i 43,5 tony, choć zewnętrznie różnica w rozmiarach nie wskazuje na taką różnicę potencjału. SLS ma 98 metrów wysokości i 8,4 metra w najszerszym miejscu, Saturn V analogicznie 110 i 10 metrów. Kluczowa różnica jest jednak taka, że gotowa do dzisiejszego startu SLS to pierwsza wersja, daleka od docelowej formy. Zwłaszcza jej drugi stopień, uruchamiany już poza atmosferą, jest rozwiązaniem tymczasowym. Planowana docelowa wersja SLS ma być bardzo bliska możliwościami do Saturn V, ale to jeszcze kwestia dekady. O ile w ogóle powstanie.
Nowa rakieta NASA ma bowiem bardzo wyboistą historię i niepewną przyszłość, co opisywaliśmy już lata temu. W dużym skrócie - powstała na podstawie konserwatywnych założeń, prace nad nią pochłonęły więcej pieniędzy oraz czasu, niż planowano i nie brakuje głosów, że lepiej byłoby wydać te pieniądze na zamówienie analogicznych możliwości od firm prywatnych w rodzaju SpaceX. Na razie nie ma jednak mowy o zakończeniu programu SLS. Ma poparcie w Kongresie, którego członkowie są chętni przydzielać kontrakty na jej budowę w swoich okręgach wyborczych. Jest jednak istotne, aby nowa rakieta dobrze wypadła w swoim premierowym locie.