Arechin, lek stosowany m.in. w dermatologii, zniknął z polskich aptek. Polacy zaczęli masowo go wykupować po tym, jak media podały, że chlorochina, substancja czynna preparatu, może być wykorzystywana do leczenia COVID-19. Obawy części społeczeństwa przed zakażeniem koronawirusem sprawiły, że pacjenci z innymi chorobami mają problem z dostępem do leczenia.
- Tylko w sobotę było 100 tys. odsłon w tej sprawie. I pojawia się coraz więcej pytań – mówi Bartosz Owczarek, z GdziePoLek.pl cytowany przez "Dziennik Gazetę Prawną".
Lek błyskawicznie zniknął nie tylko z aptek, lecz także z hurtowni. Uzupełnienie zapasów w szybkim tempie jest jednak mocno utrudnione.
Arechin stosowany jest nie tylko w dermatologii. Leczy się nim również reumatoidalne zapalenie stawów, toczeń rumieniowaty, czerwonkę oraz malarię.
Firma Adamed Pharma, która produkuje sprzedawany w Polsce preparat, uruchomiła dodatkową linię produkcyjną. Przedstawiciele spółki w rozmowie z "DGP" wyjaśniają, że przeszli na trzyzmianowy tryb pracy.
Chlorochina to substancja o działaniu przeciwmalarycznym. Jest jednym z trzech leków, które mogą okazać się skuteczne w zwalczaniu skutków infekcji koronawirusem.
Skuteczność chlorochiny sprawdzana jest już w badaniach klinicznych w ponad dziesięciu szpitalach w Pekinie, w prowincji Guandong oraz w prowincji Hunan - powiedział S. Yanron cytowany przez portal zdrowie.gazeta.pl.
Czytaj też: Koronawirus w Polsce. Biedronka wprowadza duże zmiany w sklepach. Nowe godziny otwarcia i limity osób
Pacjenci, którzy otrzymali substancję, mniej gorączkują, stan ich płuc ulega poprawie. Nie zauważono też poważnych działań niepożądanych. Warto jednak podkreślić, że badania nad wpływem chlorochiny są na początkowym etapie - jej skuteczność przetestowano do tej pory zaledwie na nieco ponad stu osobach. By określić, czy na pewno pomaga tak dobrze, jak byśmy sobie tego życzyli, potrzebne są kolejne testy.