Premier Mateusz Morawiecki wraz z członkami rządu przedstawił w środę tarczę antykryzysową, która ma pomóc przetrwać przedsiębiorcom gospodarcze konsekwencje pandemii COVID-19. Wśród proponowanych rozwiązań są m.in. rządowe dopłaty do pensji, "zasiłki" dla osób na umowach cywilnoprawnych i samozatrudnionych, możliwość odroczenia składek ZUS, zaliczek na podatek i płatności za media, a także system pożyczek i kredyty na preferencyjnych warunkach czy wyższe gwarancje kredytów ze strony BGK (do 80 proc. wartości kredytu).
Cały pakiet - włącznie z działaniami płynnościowymi NBP - ma kosztować ponad 200 mld zł.
Czy to wystarczająco? Przedsiębiorcy są przekonani, że plany rządu powinny iść zdecydowanie dalej. Bodaj najczęstszym zarzutem jest to, że rząd nie zaproponował zawieszenia obowiązku płacenia składek ZUS, a jedynie jego odroczenie. Podczas środowej konferencji rządu padła informacja, że składki ZUS byłyby zawieszone do czerwca. Od lipca przedsiębiorca musiałby więc płacić nie tylko bieżące składki, ale także zaległe (z możliwością rozłożenia ich na raty).
W internecie już pojawiła się petycja dotycząca całkowitego zniesienia składki ZUS na czas pandemii koronawirusa dla mikrorzedsiębiorców. W kilka godzin podpisało ją ponad 20 tys. osób. Przedsiębiorcy na forach i w mediach społecznościowych krytykują wyłącznie odroczenie płatności składek.
Zabroniliście ludziom pracować, ale każecie płacić im składki ZUS
Po tych 3 miesiącach będzie katastrofa, bo przecież nic się nie będzie działo lepiej. To skąd ktoś ma wziąć na normalny ZUS w czwartym miesiącu, plus na spłatę nawet na raty tych zawieszonych?
- to przykładowe komentarze z forum Gazeta.pl.
Jak fryzjer odbije sobie stratę? Ludzie po epidemii częściej będą obcinać sobie włosy?!
- kpi na Twitterze posłanka Koalicji Obywatelskiej Izabela Leszczyna.
Wydaje się, że w tej chwili nie ma jeszcze powodu, aby powiedzieć, że składki ZUS umarzamy całkowicie. Zakładamy, że w drugim półroczu gospodarka odbije. Dziś mówimy o odroczeniu. Poza tym już jest w prawie możliwość umorzenia składek, jeśli są wyraźne przesłanki, że firma kompletnie upada. To będą indywidualne i bezkosztowe decyzje
- mówiła w rozmowie z Gazeta.pl minister rozwoju Jadwiga Emilewicz. Dodawała, że "to wydaje się dziś adekwatny instrument". Zauważała, że odroczenie składek jest obudowane m.in. możliwością przedłużenia kredytów obrotowych, dopłatami do rat kredytowych przez BGK, wyższymi gwarancjami de minimis czy wakacjami kredytowymi.
Na razie nie wiadomo, na jaki okres byłoby możliwe rozłożenie spłaty zaległych składek ZUS. - Wydaje się, że powinno się tutaj zastosować uproszczoną procedurę i rozłożyć te zaległości na długi okres, np. rok. Tak, aby te obciążenia się nie skumulowały - nie ma wątpliwości w rozmowie z Gazeta.pl Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Jeśli przestoje będą trwały długo, to nie może być sytuacji, że późniejsze spłaty będą przygniatać przedsiębiorców
- mówi Kozłowski.
Minister Emilewicz mówi, że "jeszcze w tej chwili nie ma powodu do umarzania składek". To może między wierszami wskazywać, że w jeszcze bardziej podbramkowej sytuacji mikroprzedsiębiorców w Polsce, takie rozwiązanie nie jest całkowicie wykluczone.
Także Łukasz Kozłowski podejrzewa w rozmowie z Gazeta.pl, że w razie potrzeby rząd może zdecydować się na ułatwienie przedsiębiorcom umarzania składek.
Myślę, że w zależności od tego, jak sytuacja będzie się rozwijała, instrumenty będą się zmieniać. Jeśli będzie taka potrzeba, to jako przedsiębiorcy będziemy o to apelować
- mówi Kozłowski. Ekonomista przypomina, że Federacja Przedsiębiorców Polskich od dawna postuluje powszechne uzależnienie poziomu składek ZUS od dochodu przedsiębiorcy.
Trochę szkoda, że nie działają elastyczne składki powiązane z wysokością dochodu. Mamy mały ZUS plus, ale tutaj bierze się pod uwagę dane z zeszłego roku. Czyli de facto obecny spadek dochodów będzie miał wpływ na składki dopiero w 2021 r.
- komentuje Kozłowski.
Istotnie, być może jakimś kompromisem pomiędzy potrzebami przedsiębiorców a rządu mogłoby być uzależnienie poziomu składek nie od zeszłorocznych, ale od bieżących, "kryzysowych" czy "pokryzysowych" dochodów.
To jednak wyłącznie sugestia, która w krótkim okresie byłaby dodatkowym obciążeniem dla kasy państwa. A tarcza antykryzysowa już będzie dla finansów publicznych potężnym uderzeniem.
Biorąc pod uwagę to, jaki ten pakiet będzie miał wpływ na poziom deficytu finansów publicznych i na przyrost długu publicznego, to wydaje się, że to jest tyle, na ile możemy sobie po prostu pozwolić jako państwo. Nie narażając się na to, że w bardzo krótkim czasie przekroczylibyśmy np. konstytucyjny limit długu publicznego do PKB (60 proc.)
- mówi w rozmowie z Gazeta.pl Łukasz Kozłowski z FPP.