Prezes LPP odpiera zarzuty ws. wykupienia maseczek. "Czasem zastanawiam się, czy warto pomagać"

Daniel Maikowski
"Tak, wysłaliśmy do Chin transport 510 tys. maseczek. Nie wstydzę się, że pomogliśmy tym, którzy tej pomocy najbardziej potrzebowali" - tłumaczy w rozmowie z serwisem Next.gazeta.pl, Marek Piechocki, prezes firmy LPP, właściciela marki "Reserved".
Zobacz wideo

Daniel Maikowski, Next.gazeta.pl: "Newsweek" twierdzi, że firma LPP wykupiła z polskiego rynku kilkaset tysięcy maseczek w momencie, gdy epidemia koronawirusa zbliżała się do Europy, a we Włoszech wprowadzano stan kryzysowy. Jak pan skomentuje te zarzuty?

Czytaj też: "Newsweek": Właściciel Reserved wykupił z rynku maski ochronne. Firma zaprzecza

Marek Piechocki, prezes LPP: Łatwo rzuca się dziś takie oskarżenia, ale trzeba pamiętać, że pod koniec stycznia praktycznie nikt w Polsce nawet nie rozważał takiego scenariusza, z jakim mamy dziś do czynienia. Wówczas uwaga całego świata nadal skupiona była przede wszystkim na Chinach. Tak, pomogliśmy chińskim firmom. Tak, wysłaliśmy do Chin transport 510 tys. maseczek. Nie wstydzę się tego, że pomogliśmy tym, którzy tej pomocy najbardziej potrzebowali. Chinom pomagało wówczas zresztą wiele firm i instytucji z całego świata.

"Newsweek" twierdzi również, że akcję wysłania maseczek do Chin przedstawialiście państwo jako pomoc humanitarną, a tymczasem trafiły one głównie do pracowników 11 firm, "z którymi łączą LPP długoletnie relacje biznesowe”.

Owszem trafiły one m.in. do naszych poddostawców, ale trafiły również w inne miejsca - do pracowników naszego biura, do polskich konsulatów i ambasad. Czy to źle, że pomogliśmy tym wszystkim osobom? Że chcieliśmy wykazać się gestem solidarności? To chyba oczywiste, że w takich sytuacjach w pierwszej kolejności staramy się pomagać tym, których znamy, i którzy są nam najbardziej bliscy.

Faktem jest jednak, że z naszego rynku niemal  w jednej chwili zniknęło ponad 500 tys. maseczek, które dziś są na niemalże na wagę złota.

Powtórzę jeszcze raz: nie mogliśmy wtedy wiedzieć tego, co wiemy teraz. Przypomnę panu kilka faktów. 1 lutego państwa Unii Europejskiej wysłały do Chin 12 ton sprzętu ochronnego. 3 lutego Watykan wysłał do Chin 700 tysięcy maseczek ochronnych. To tylko kilka przykładów z brzegu. Nasza akcja wpisywała się więc w ogólnoeuropejski trend.

Pojawiają się również zarzuty, że cała akcja z maseczkami miała jedynie wymiar komercyjny.

Te oskarżenia bolą mnie osobiście najbardziej i sprawiają, że momentami zastanawiam się nad sensem pomagania. Nie dam jednak nikomu tej satysfakcji. Fakty są takie, że m.in. dzięki naszej akcji Chiny odwdzięczają się teraz Polsce. Jako LPP pomagamy dziś polskiemu rządowi w sprowadzaniu nie tylko setek tysięcy maseczek ochronnych, ale i specjalistycznego sprzętu medycznego. Mogę panu pokazać dziesiątki maili od chińskich firm, w których oferują one taki sprzęt. To wszystko nie byłoby możliwe, gdybyśmy jako pierwsi nie wykazali się solidarnością.

Epidemia koronawirusa w Polsce mocno uderzyła m.in. w branżę odzieżową. Sprzedaż stacjonarna stoi, pozostał tylko internet. Wielu pracowników boi  się o swoją przyszłość.

Nasze sklepy są dziś zamknięte i nie mamy na to żadnego wpływu. Nie będziemy jednak stać z założonymi rękoma. Powołaliśmy do życia Związek Polskich Pracodawców Handlu i Usług, aby wypracować wspólny plan działania. Dla wielu firm rodzinnych stawką jest dziś przetrwanie.

Czy czasowe zniesienie zakazu handlu w niedzielę mogłoby pomóc branży?

To dobry postulat, ale niewystarczający. Branża potrzebuje zdecydowanie większego wsparcia – również ze strony państwa. W innym wypadku możemy być świadkami wielu bankructw.

Więcej o: