Finlandia, podobnie jak inne państwa skandynawskie, ma bardzo rozbudowany system ubezpieczeń społecznych. W jego ramach bezrobotni mogą liczyć na przyzwoite świadczenie z dodatkowym zasiłkiem na dzieci. By je jednak otrzymać, trzeba złożyć stosowny wniosek do jednego ze specjalnych funduszy ubezpieczeń społecznych.
No i właśnie po raz pierwszy w historii dotknął je niezwykły problem. Wniosków o zasiłek jest tak dużo, że fundusze nie są w stanie ich szybko przetworzyć.
Szacuje się, że z powodu epidemii koronawirusa pracę straciło już ponad 300 tys. pracowników. Ta liczba robi wrażenie, biorąc pod uwagę, że wszystkich Finów jest 5,5 mln, a w lutym - tuż przed koszmarem COVID-19 - było zarejestrowanych 187 tys. bezrobotnych.
YTK, największy w Finlandii fundusz zajmujący się obsługą wypłaty zasiłków dla bezrobotnych, poinformował właśnie, że niektórzy z jego członków otrzymują świadczenie dopiero w przyszłym roku, chociaż już złożyli stosowny wniosek.
Problemem nie są pieniądze - jak napisała w liście do członków funduszu - Sanna Alamaki, jego szefowa, ale brak wystarczającej liczby pracowników i zasobów do przetworzenia morza złożonych dokumentów.
YTK spodziewa się, że w kwietniu przyjmie ponad 100 tys. wniosków o zasiłek - to dwa razy więcej niż zwykle przetwarzał w ciągu roku.
Nawet, gdyby YTK potroił liczbę zajmujących się odpowiedzią na wnioski o zasiłek dla bezrobotnych, to i tak bezrobotni musieliby czekać około trzech miesięcy na pieniądze. Jest to też problem prawny - fińskie prawo nakazuje tutaj, by podanie o świadczenie dla bezrobotnych rozpatrzyć maksymalnie w 30 dni.
Dlatego YTK wzywa rządzących, by pomogli rozwiązać ten problem - między innymi uruchamiając na wielką skalę pomoc dla firm. Po to, by nie musiały one masowo zwalniać pracowników.