Zamrożenie gospodarki spowodowane pandemią koronawirusa sprawia, że wiele firm musi wymyślać swoje strategie biznesowe na nowo. Jedne stają przed widmem upadłości, inne znalazły niszę na rynku. W cyklu #BiznesWalczy pokazujemy, jak polski i światowy biznes odnajduje się w nowej rzeczywistości. Jeśli chcesz się z nami skontaktować i opowiedzieć swoją historię, napisz na adres next.redakcja@agora.pl.
Na stronie internetowej HIGO można przeczytać, że mając Państwa urządzenie nie trzeba iść do lekarza, żeby do niego pójść. Jak to wygląda w praktyce?
Cała idea polega na tym, że chcieliśmy przenieść standardowe badania lekarskie robione w czasie wizyty – szczególnie pediatryczne, lecz także klasyczne, internistyczne – do domu. Chodzi np. o sytuacje, kiedy wstajemy rano, nasze dziecko mówi nam, że czuje się źle, a my nie mamy pewności, czy powinniśmy wysłać go do szkoły.
Dlatego we współpracy z WUM-em i Warszawskim Szpitalem Klinicznym opracowaliśmy zestaw podstawowych badań, wykonywanych bardzo powszechnie (badanie ucha, gardła, osłuchanie serca, płuc, zrobienia zdjęcia skóry, nagrania odgłosu kaszlu i zmierzenie temperatury), które można zebrać przy użyciu naszego urządzenia i przesłać lekarzowi tak, by ten – na podstawie zgromadzonego przez nas materiału – mógł postawić trafną diagnozę.
W obecnej sytuacji trudno nie zapytać o to, jak Państwa urządzenie poradziłoby sobie w czasach epidemii koronawirusa.
Myślę, że możemy wymienić co najmniej kilka takich rzeczy. W związku z ryzykiem zakażenia się koronawirusem w ludziach pojawiła się obawa i lęk przed chodzeniem do przychodni. A dzięki naszemu urządzeniu nie trzeba wychodzić z domu, by dowiedzieć się, jaki jest stan zdrowia pacjenta.
Kolejna rzecz, w klasycznej telemedycynie lekarz tak naprawdę nie ma dostępu do twardych danych o stanie naszego zdrowia. Mówimy, co nam jest. Doktor uwierzy albo nie. I tylko na podstawie naszych słów postawi diagnozę. W przypadku naszego urządzenia lekarz bazuje na prawdziwych danych medycznych. Moim zdaniem to krok milowy w stosunku do obecnych osiągnięć na polu telemedycyny.
Dodatkowo - w odniesieniu do koronawirusa - nasze urządzenie pozwala zabezpieczyć lekarzy przed zakażeniem. A chyba nikogo nie trzeba przekonywać o tym, że to właśnie oni są na nie najbardziej narażeni. Przykład Włoch pokazał, że ten kontakt z chorym na COVID-19 pacjentem, nadmierna ekspozycja lekarzy, w wielu przypadkach kończyła się tragicznie dla przedstawicieli służby zdrowia.
A na jakim etapie jest Państwa technologia?
Jesteśmy na ostatniej prostej procesu certyfikacyjnego urządzenia medycznego zgodnego z CE. To dla nas ważne, by produkt był sprawdzony i potwierdzone przez niezależne europejskie instytucje. Jest to również warunek konieczny, by lekarze nie mieli wątpliwości przy podejmowaniu decyzji oraz stawianiu diagnozy.
Spodziewamy się, że już w najbliższych tygodniach uzyskamy niezbędny certyfikat. Wówczas jesienią moglibyśmy wprowadzić urządzenia na rynek.
Ile trwa proces - od badania do postawienia diagnozy - przy użyciu urządzenia HIGO?
Dążymy do tego, by ten czas - od badania do otrzymania diagnozy w aplikacji mobilnej - trwał mniej niż godzinę. Poza diagnozą otrzymujemy także zalecenia, a także e-receptę i ewentualne zwolnienie lekarskie, jeśli to będzie potrzebne.
Załóżmy, że mamy rodzinę, która liczy czworo członków. Czy w takiej sytuacji wystarczy jedno urządzenie z, powiedzmy, wymiennymi nakładkami, czy jednak każdy z jej członków musi posiadać własne?
Nasza wizja jest taka, by każda rodzina była wyposażona w jedno urządzenie, które zaspokoi potrzeby jej członków. Sam jestem ojcem czwórki dzieci, więc dobrze rozumiem tę potrzebę. Czyli jedno urządzenie, kilka wymiennych modułów - termometr, stetoskop, aparaty do badania skóry czy gardła w wariantach dla osób dorosłych i dzieci. Zadbaliśmy również o wszelkie aspekty związane ze sterylnością i możliwością dezynfekcji urządzenia, także komfort używania jest na najwyższym poziomie. To naturalnie był również jeden z elementów procesu certyfikacyjnego.
Jaki koszt będzie ponosił pacjent?
Jesteśmy jeszcze kilka miesięcy przed wejściem na rynek, dlatego wolałbym nie odpowiadać na to pytanie wprost. Naszym celem jest to, by promować nasze urządzenie poprzez partnerów medycznych, dlatego ostateczny koszt jest uzależniony od tego, jak urządzenie zostanie przez nich przyjęte.
Jednym z naszych podstawowych założeń jest zapewnienie możliwości skorzystania z Higo przez jak największą ilość osób, dostarczając im nową wartość w medycynie. Chcemy by Higo było powszechne, a to oznacza, że musi być również dostępne cenowo.
A czy przewidujecie Państwo skierowanie swojej oferty do biznesu, np. na zasadzie popularnych benefitów, które zazwyczaj zawierają pewne pakiety medyczne?
Dokładnie tak. Dana firma może wypożyczać swoim pracownikom Higo na czas ich choroby czy choroby ich dziecka. Może w ten sposób monitorować, czy ktoś przypadkiem nie symuluje infekcji (śmiech).
Kolejnym przykładem zastosowania urządzenia są nasze wyjazdy na wakacje. Jedziemy z rodziną za granicę, gdzie nie mamy dostępu do polskiego lekarza i pechowo ktoś nam bliski się pochorował. Z naszym urządzeniem nie mamy problemu z załatwieniem wizyty, ponieważ możemy przesłać dane medyczne zebrane urządzeniem i po chwili otrzymać diagnozę i zalecenia.
Każdy Kowalski będzie potrafił obsługiwać urządzenie?
Tak, to nasz główny cel. W całym procesie projektowania urządzenia konsultowaliśmy go z lekarzami oraz rodzicami i pacjentami, uwzględniając wszystkie wnioski i potrzeby, by nasze urządzenie było jak najprostsze w użyciu. Niewątpliwie ten cel udało nam się osiągnąć.
Dodatkowo tworzyliśmy algorytmy, które automatycznie przetwarzają obraz w urządzeniu. Dzięki temu, jako użytkownicy nie musimy się znać na tym, jak zrobić badanie np. gardła, czy ucha ponieważ urządzenie poinformuje nas samo, kiedy zbierze potrzebny materiał. Oznacza to, że z perspektywy lekarza będzie to zdjęcie diagnostyczne. Zależy nam na tym, by przekazywane dane były świetnej jakości, tak by postawiona na ich podstawie diagnoza była jak najbardziej pewna.