Norki przenoszą koronawirusa między sobą, zdarza się także transmisja na człowieka, od którego zresztą się zakaziły. Ogniska zakażeń wśród gryzoni wykryto w Danii, USA, a także Francji, Hiszpanii, Holandii oraz Szwecji. Polska jest ważnym producentem, a największa ferma norek liczy 500 tys. zwierząt, toteż Stowarzyszenie Otwarte Klatki apelowało od dłuższego czasu o przeprowadzenie inspekcji w Polsce.
To szczególnie ważne, ponieważ wirus wśród norek zaczyna mutować. Biorąc pod uwagę możliwość transmisji na człowieka, zagrożenie wzrasta. Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób twierdzi, że mutacja może wpłynąć na odporność wobec wirusa oraz na skuteczność szczepionki. Jednocześnie instytucja podkreśla, że nie mamy jasności w tej sprawie. Ministerstwo Rolnictwa ostatecznie wzięło sobie do serca przestrogi i apele i zleciło kontrolę polskich ferm norek pod kątem zakażenia koronawirusem.
Mutacje koronawirusa wykryto w Danii w 207 z 1139 ferm futerkowych. Aby ograniczyć rozprzestrzenianie się wirusa, duński rząd zdecydował, że należy wybić całą populację norek w kraju, tj. ok. 17 mln zwierząt. Dotąd dokonano uboju przeszło 2 mln zwierząt. Okazuje się jednak, że duński rząd nie miał podstaw prawnych, by zmusić do tego hodowców, donosi BBC. - Nawet jeśli działaliśmy w pośpiechu, powinno być dla nas jasne, że są potrzebne nowe przepisy, których nie było. Przepraszam za to - powiedziała premierka Danii, Mette Frederiksen. Obecnie ubój można było wymusić jedynie na fermach, gdzie wykryto ogniska zakażenia koronawirusem.
Jak podaje CNN, przewodniczący liberalnej partii opozycyjnej Venstre, twierdzi, że wobec decyzji rządu narastają duże wątpliwości, czy była ona oparta na adekwatnych przesłankach naukowych. Dania nie ma jednak zamiaru zrezygnować z masowego uboju i pracuje nad stosownymi przepisami.
Wciąż zachęcam hodowców norek do współpracy… ponieważ teraz musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby zabezpieczyć zdrowie publiczne
- powiedział duński minister rolnictwa Mogens Jensen. Wtóruje mu przewodniczący stowarzyszenia hodowców norek, Tage Pedersen, mówiący o uboju jako środku zaradczym.
Także w Stanach Zjednoczonych szaleje koronawirus wśród norek. Od sierpnia zmarło w tym kraju co najmniej 15 tys. norek w Utach i Wisconsin, a fermy z Michigan odmówiły podania danych dot. śmiertelności, donosi Agencja Reutera. Brak jednak planów na ubój. Fermy, w których wykryto ogniska zakażeń poddawane są jedynie kwarantannie. Amerykański Departament Rolnictwa uważa, że dodatkowe obostrzenia bioasekuracyjne powinny wystarczyć, by ograniczyć rozprzestrzenianie się koronawirusa wśród gryzoni.
Jak długo prowadzimy obserwację i jest ona wystarczająco mocna, powinno się nam udać powstrzymać rozprzestrzenianie zakażeń
- powiedział Richard Webby, wirusolog ze szpitala dziecięcego St. Jude w Memphis.
Departament rolnictwa współpracuje z amerykańskim Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób w celu testowania i monitorowania ferm. Pracownicy ferm mają używać sprzętu ochronnego, w postaci masek i rękawic, by uniknąć zakażenia. Jedna z ferm kompostuje martwe norki, by pozbyć się ciał bez rozprzestrzeniania koronawirusa. Na innej, zmarłe zwierzęta trzymane są w metalowych pojemnikach. Władza bowiem ciągle poszukuje sposobów bezpiecznego pozbywania się ciał norek.
Według Departamentu Rolnictwa USA koronawirus zainfekował również koty, psy, lwy i tygrysy. Eksperci twierdzą jednak, że norki wydają się być jak dotąd najbardziej podatnym na zakażenia zwierzęciem.