W niedzielę 15 listopada Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 46,6 tys. wykonanych testów na obecność koronawirusa. Dotychczas najwięcej testów, prawie 83 tys., zrobiono 6 listopada. W mediach pojawiły się zarzuty, że resort próbuje odgórnie regulować dzienne przyrosty zachorowań poprzez zmniejszenie liczby wykonywanych testów. Do informacji tych odniósł się Adam Niedzielski w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną".
"To dobry przypadek pokazujący, że na każde spostrzeżenie pojawia się zarzut kłamstwa. Każde słowo trzeba na wszystkie sposoby wyjaśniać, żeby nie pozostawić miejsca do tworzenia teorii spiskowych. O tym, ile mamy wykonywanych w Polsce testów, w przeważającej mierze decyduje liczba zleceń wystawianych przez lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Im więcej pacjentów objawowych zgłasza się do przychodni czy na teleporadę, tym więcej testów" - odpowiedział minister zdrowia.
Adam Niedzielski zauważył, że na początku września wykonywanych było średnio 20 tys. testów na dobę, a w weekendy od 10 do 15 tys. testów. Minister uważa, że wprowadzona przez niego strategia testowania dała przeskok do 60 tys. testów, co jest też odzwierciedleniem liczby pacjentów, którzy trafiają do lekarzy z objawami zakażenia koronawirusem. "Skoro do lekarzy idzie mniej osób z objawami, to robi się mniej testów. Tu nie ma odgórnego ustawiania fluktuacji. To absurdalny zarzut, który wynika z nieznajomości systemu" - stwierdził polityk.
Minister dopytywany był też o wysoki odsetek pozytywnych wyników. W niedzielę wynosił on 46,9 proc. Adam Niedzielski odpowiedział, że gdyby wirusa było mniej, to mniej byłoby również pozytywnych wskazań. "To, co dzieje się dziś w zakresie zakażeń, jest odzwierciedleniem tego, co działo się w zakresie zleceń z POZ. Dwa tygodnie temu zaczęła się zmniejszać ich liczba, a wcześniej praktycznie mieliśmy jej podwojenie. Po tym podwojeniu trzeba było się spodziewać rosnącej liczby pozytywnych wyników" - wyjaśniał szef resortu zdrowia.
Adam Niedzielski został też zapytany o różnicę między liczbą potwierdzonych zakażeń w województwie mazowieckim podawaną przez MZ, a danymi sanepidu. Różnica ta przekracza 11 tys. przypadków.
"Rzeczywiście powstał jakiś błąd na linii stacji powiatowych z wojewódzkimi na Mazowszu i Śląsku. Przy takim natłoku pracy błędy się zdarzają. Najczęściej są one korygowane, zanim ten fakt ujrzy światło dzienne. Zleciłem już ministrowi Jarosławowi Pinkasowi pilne przeanalizowanie danych z raportów stacji powiatowych i wojewódzkich na Śląsku i Mazowszu. Główny inspektor sanitarny ma wkrótce przedstawić pełne wyjaśnienie. Jeżeli powstał gdzieś błąd, to oczekuję jego korekty" - odpowiedział minister zdrowia.