Zjednoczeni naukowcy z rekomendacjami dla rządu. Chodzi o trzecią falę [WYKRES DNIA]

Mikołaj Fidziński
Kilkunastu naukowców z najważniejszych uniwersyteckich ośrodków badawczych przygotowało diagnozę i rekomendacje dla Ministerstwa Zdrowia. Jeśli rząd się będzie nimi kierował, jeszcze długo poczekamy na luzowanie obostrzeń. Eksperci wskazują także problemy w polskim zarządzaniu epidemią.

Naukowcy z doradzających rządowi grup modelujących przygotowali wspólną diagnozę i rekomendacje dla Ministerstwa Zdrowia na najbliższy czas. Pod dokumentem podpisali się eksperci z Uniwersytetu Warszawskiego, Uniwersytetu Wrocławskiego, Uniwersytetu Halle-Wittenberg, Politechniki Wrocławskiej, Politechniki Warszawskiej i Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - PZH.

Analizę opublikowała grupa MOCOS - międzynarodowy zespół badawczy, w którego skład wchodzą m.in. naukowcy z wrocławskich uczelni.

Jak podkreślają, potrzebna jest "strategia przetrwania epidemii" na najbliższych kilka miesięcy. Wskazują, że trzecia fala epidemii jest "bardzo prawdopodobnym zagrożeniem, zwłaszcza jeśli w okresie świąt i w styczniu nastąpi rozluźnienie restrykcji". Co więcej, wciąż daleko nam do odporności zbiorowej - zaszczepienie wszystkich chętnych potrwa kilka miesięcy, a na razie COVID-19 przeszło tylko ok. 10 proc. populacji. 

W optymistycznym scenariuszu stopniowy powrót do normalności może nastąpić dopiero pod koniec 2021 r.

- czytamy w analizie. 

Dlaczego pojawiła się jesienna fala koronawirusa? 

Strategia przetrwania epidemii jest tym bardziej kluczowa, że Polska na własnej skórze przekonała się, jak wygląda rzeczywistość dramatycznej fali zachorowań. Doprowadziła ona do załamania się systemu opieki zdrowotnej, czego skutkiem była znacznie podwyższona śmiertelność. W październiku i listopadzie zmarło w Polsce łącznie ponad 113 tys. osób, o ok. 46 tys. więcej niż średnio w tych dwóch miesiącach w kilku ostatnich latach. 

Obecnie liczba zgonów spada, aczkolwiek nadal jest powyżej "normy" z poprzednich lat. 

Za główne przyczyny jesiennej fali epidemii naukowcy uznali m.in. niewystarczające działania przeciwepidemiczne (tj. ograniczony system testowania i kierowania na kwarantannę), zniesienie restrykcji kontaktów społecznych w okresie letnim (odmrożenie branż: handlowej, gastronomicznej, turystycznej, fitness itd.) czy otwarcie szkół i powrót do pracy po zakończeniu wakacji. Ważną rolę odegrały też czynniki społeczne, tj. m.in. spadek skłonności do przestrzegania środków prewencyjnych oraz częstsze przebywanie w zamkniętych pomieszczeniach w okresie jesienno-zimowym.

W opinii naukowców strategia rządu była zbyt mało restrykcyjna w stosunku do kondycji polskiego systemu ochrony zdrowia, tj. małej liczby lekarzy, pielęgniarek i niedostatków w sprzęcie. Mówiąc potocznie, rząd poszedł za bardzo "na żywioł", co poskutkowało niestety wzmożoną śmiertelnością. Polska należy do ścisłej czołówki Europy pod względem tzw. nadmiernej śmiertelności (ang. excess mortality) podczas pandemii COVID-19.

Przekroczenie progu wydolności służby zdrowia powoduje skokowe pogorszenie sytuacji w zakresie dostępności opieki medycznej. Skutkuje to lawinowym wzrostem liczby zgonów. Niewielkie zasoby służby zdrowia w Polsce oznaczają, że niewydolność ma miejsce przy proporcjonalnie mniejszej liczbie osób zakażonych (w porównaniu do innych krajów)

- czytamy w analizie naukowców.

Dodatkowym problemem są braki danych ważnych z punktu widzenia monitorowania epidemii i zarządzania nią. Chodzi m.in. informacje o skuteczności konkretnych restrykcji. Nie wiemy, w jakich okolicznościach w Polsce dochodzi do większości zakażeń. Naukowcy zwracają uwagę, że nie jest jasne, jaki odsetek zachorowań jest rozpoznany i czy w związku z tym strategia testowania jest właściwa.

Wskazują też na brak głębszej analizy wpływu indywidualnej sytuacji społeczno-ekonomicznej na akceptację i dostosowanie się do decyzji rządzących. Podkreślają, że rząd musi walczyć z fake-newsami odnośnie pandemii (skutkującymi m.in. ignorowaniem obostrzeń) oraz znaleźć przyczyny stosunkowo niskiej akceptacji dla szczepień przeciwko COVID-19. 

Modele wskazują na ryzyko trzeciej fali pandemii

Wyzwania stojące przed rządem są tym bardziej palące, że modele jednoznacznie wskazują na niebezpieczeństwo trzeciej fali zachorowań. Nastąpi ona, jeśli w styczniu 2021 ograniczenia zostaną rozluźnione (aktualne obostrzenia na razie zostały ogłoszone do 17 stycznia), zanim liczba nowych zakażeń nie zostanie obniżona do poziomu umożliwiającego efektywne testowanie i śledzenie kontaktów.

Jak wskazuje symulacja opublikowana przez grupę MOCOS, wystarczy dość niewielka zmiana w stopniu ograniczenia kontaktów, aby scenariusze rozwoju pandemii znacząco się różniły. W najbardziej pesymistycznym scenariuszu, zakładającym powrót do sytuacji mniej więcej sprzed początku listopada, moglibyśmy mieć do czynienia nawet z wyższą liczbą zakażeń niż w jesienią.

embed

Grupa MOCOS opublikowała także symulację tego, co stałoby się po znaczącym rozluźnieniu restrykcji w połowie lutego 2021. Hipotetyczna trzecia fala sięgałaby wówczas w kwietniu nawet ponad 40 tys. dziennie potwierdzanych przypadków. Do poziomu ponad 100 tys. mogłoby wzrosnąć zapotrzebowanie na łóżka szpitalne, dramatycznie skoczyłaby liczba zgonów.

Modelarze z MOCOS pokazali też, co wskazuje ich model w scenariuszu, gdyby znaczne luzowanie obostrzeń szło w parze ze szczepieniami. Gdyby - teoretycznie - do 1 lutego zaszczepiono 5 mln osób w Polsce, a następnie zluzowano restrykcje, liczby nowych przypadków oraz śmierci, a także obciążenie systemu opieki zdrowotnej, byłoby oczywiście znacznie niższe.

Co ciekawe - choć teoretycznie w wariancie zaszczepienia losowo wybranych osób dorosłych liczba nowych przypadków w ramach trzeciej fali byłaby nieco niższa niż gdyby szczepiono wyłącznie seniorów - to jednak zaszczepienie w pierwszej kolejności osób starszych bardzo istotnie obniżyłoby obciążenie systemu opieki zdrowotnej i zbiłoby nadmierną śmiertelność w społeczeństwie.

Słowem, w scenariuszu priorytetowego szczepienia seniorów samych zakażeń byłoby trochę więcej (zapewne z racji tego, że osoby młodsze są bardziej mobilne i wskutek tego bardziej narażone na zakażenia), ale za to skutki tym zakażeń byłyby znacznie mniej dotkliwe zarówno na poziomie jednostkowym (mniej śmierci osób starszych) jak i społecznym (odciążenie szpitali).

embed

Ale luzowanie obostrzeń w początkowej fazie szczepień i tak byłoby przedwczesne. Co więcej, według naukowców mogłoby nawet uniemożliwić wykonanie drugiej fazy szczepień ze względu na znaczny  przyrost zachorowań i związane z tym przekroczenie progu wydolności służby zdrowia, jak i zwiększone ryzyko zakażenia w trakcie szczepień.

W scenariuszu, w którym obostrzenia nie są znoszone, wpływu szczepień nie widać od razu w statystykach zakażeń, ale jest wyraźny w późniejszym okresie w statystykach hospitalizacji oraz osób zmarłych.

Jak kontrolować epidemię?

Naukowcy w swojej analizie zawarli kilka rekomendacji dla kontroli epidemii. Część z nich nie jest praktykowana przez polskie władze w ostatnich miesiącach (np. masowe testowanie, nie tylko osób objawowych), ale zdaniem ekspertów znacząco pomogłyby w zarządzaniu epidemią.

Testowanie i śledzenie kontaktów jest dobrą, efektywną i tanią metodą kontroli epidemii minimalizującą koszty ekonomiczne i społeczne epidemii, ale jest możliwe jedynie przy odpowiednio niskiej liczbie dziennych zachorowań

- czytamy w analizie.

Wśród propozycji na zwiększenie możliwości przeprowadzania testów znalazło się m.in. łączenie kilku próbek osób w ramach tzw. baniek społecznych (czyli np. w jednym gospodarstwie domowym). Zresztą tworzenie takich baniek, czyli "stałych grup osób składających się maksymalnie z kilku gospodarstw domowych, które chcą utrzymywać ze sobą regularny kontakt", także jest jedną z rekomendacji.

Eksperci zalecają także testowanie i kwarantanny dla osób powracających z zagranicy oraz regularne testy w grupach społecznych, w których nie można utrzymać izolacji w ramach baniek społecznych (np. wśród uczniów w szkołach czy wśród pracowników restauracji). 

Konieczne są także oczywiście masowe i szybkie szczepienia oraz kampania informacyjna w tym zakresie. 

Osobną, szeroką rekomendacją naukowców jest także stworzenie systemu gromadzenia i analizy danych o epidemii. W opinii naukowców wciąż jest tutaj bardzo wiele braków, a bez tego nie można stworzyć poważnej strategii walki z epidemią.

Postulujemy stworzenie otwartego repozytorium zanonimizowanych danych: o społecznych wzorach i uwarunkowaniach zakażeń, w tym strukturze kontaktów społecznych, stopniu przestrzegania i akceptacji restrykcji; o objawach, przebiegu choroby i chorobach towarzyszących osób zdiagnozowanych/hospitalizowanych; o sekwencjach genetycznych krążących szczepów wirusa; o wynikach badań (m.in. obrazowych) i historii pacjentów zdiagnozowanych z chorobą covid jako monitoring panelowy; o stanie zaszczepienia poszczególnych grup społecznych i występowaniu niepożądanych odczynów poszczepiennych

- apelują naukowcy.

Eksperci pilnie zalecają też rządowe "ustanowienie i regularne podawanie do publicznej wiadomości ogólnokrajowych i regionalnych wskaźników stanu epidemii jako systemów wczesnego ostrzegania, umożliwiającego wgląd w dynamikę i główne sposoby szerzenia się infekcji".

Wprawdzie rząd podaje do publicznej wiadomości część danych o epidemii, ale już jego decyzje są zupełnie nieprzewidywalne. Najlepszym przykładem są stworzone na początku listopada "progi bezpieczeństwa" oparte o liczbę wykrytych zakażeń. Według tego wskaźnika, obecna sytuacja epidemiczna w Polsce umożliwia bardzo poważne luzowanie obostrzeń (cała Polska mogłaby być w żółtej strefie, tylko niektóre powiaty w czerwonej). Tymczasem restrykcje nie tylko nie są znoszone, ale wręcz przedłużane i coraz poważniejsze. 

Eksperci sugerują rządowe wykorzystywanie (i podawanie do informacji publicznej) "miksu" różnych wskaźników - m.in. tych dotyczących zapadalności (w tym osobno wśród personelu medycznego czy nauczycieli), liczby wykonanych testów, odsetka pozytywnych wyników, hospitalizacji, zajętych respiratorów, umieralności (z powodu COVID-19 i ogólnie), liczby personelu przypadającego na jedno łóżko szpitalne, wskaźnika mobilności czy wskaźnika liczby i typu dziennych kontaktów.

Więcej o: