We wtorek 9 marca Ministerstwo Zdrowia podało, że w ciągu minionej doby wykryto 9 954 nowych zakażeń koronawirusem. To więcej niż w poniedziałek (6 170) (ale należy pamiętać, że w pierwszy dzień po weekendzie dane są zwykle niższe), wciąż jest też ich więcej niż tydzień wcześniej - 9 grudnia w porównaniu do poprzedniego tygodnia liczba zakażeń wzrosła o 2 017. W oba weekendowe dni nowych przypadków było po ponad kilkanaście tysięcy (w niedzielę 13 574, w sobotę 14 857).
Wskaźnik średniej z siedmiu dni liczby nowych zakażeń na 100 tys. mieszkańców nadal (od mniej więcej połowy lutego) rośnie, co widać w wykresach przygotowanych przez Piotra Tarnowskiego na podstawie danych resortu zdrowia i baz Michała Rogalskiego. Obecnie wynosi 34 dla całego kraju - jeszcze tydzień temu był na poziomie 26,4.
Czyli: epidemia w Polsce wciąż jest mocno rozpędzona, choć też pojawiają się sygnały o zbliżającym się (przynajmniej lokalnie) szczycie zakażeń (o czym więcej za chwilę).
Sytuacja nie jest oczywiście jednolita w całym kraju. W ostatnich kilkunastu dniach uwaga skupiała się w dużej mierze na województwie warmińsko-mazurskim, gdzie dziennych zakażeń w przeliczeniu na 100 tysięcy mieszkańców jest zdecydowanie najwięcej - i według stanu na 9 marca wyraźnie więcej niż tydzień wcześniej. Od 27 lutego znów zamknięte są tam m.in. hotele, galerie handlowe, kina, baseny i muzea, a dzieci z klas I-III szkół podstawowych uczyły się najpierw zdalnie, a od tego tygodnia w systemie hybrydowym. Taki "mały lockdown" wejdzie też w życie od najbliższego weekendu w województwie pomorskim. Na listę alarmową trafiły mazowieckie, lubuskie i kujawsko-pomorskie - i tam także widać wyraźny wzrost wskaźnika pokazującego średnią liczbę zakażeń dziennie w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. Na przykład w mazowieckim to teraz 43,6, podczas gdy przed tygodniem było 33,4.
Jeśli przyjrzeć się bliżej regionalnym danym, to widać, że przybywa powiatów, które mogłyby znaleźć się w tzw. czarnej strefie - czyli takich, w których w ostatnich siedmiu dniach liczba dziennie wykrywa się ponad 70 zakażeń w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. W listopadzie ubiegłego roku rząd ustalił, że to byłby próg sugerujący wprowadzenie w Polsce narodowej kwarantanny - czyli w praktyce lockdownu. Gdyby przełożyć to na poziom powiatów (i miast na prawach powiatu), tych kwalifikujących się do umownej "lokalnej kwarantanny" byłoby już 14 - tydzień temu było ich zaledwie osiem.
Najwięcej - pięć - jest obecnie w województwie warmińsko-mazurskim. Dwa w mazowieckim oraz po jednym w pomorskim, kujawsko-pomorskim, lubuskim, dolnośląskim, śląskim i podkarpackim.
Wśród danych można znaleźć takie, które pozwalają mieć nieco nadziei na poprawę sytuacji. Między innymi w województwie, w którym sytuacja - w każdym razie pod względem nowych zakażeń - wygląda najpoważniej. Wskaźnik średnich dziennych zakażeń w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców w województwie warmińsko-mazurskim spadł - z 60,4 w poniedziałek do 59,5 we wtorek. W kilku innych województwach (m.in. w pomorskim i podkarpackim) także można zaobserwować maleńki spadek.
Michał Rogalski zauważa, że na Warmii i Mazurach po raz pierwszy od początku lutego mamy mniej przypadków niż tydzień temu - a liczba testów nie tylko nie spada, a wręcz jest większa. "Wszystko wskazuje, że to najgorzej radzące sobie woj. właśnie osiąga swój szczyt" - pisze Rogalski.
Zanim jednak zaczniemy się cieszyć, warto zwrócić uwagę na to, co dzieje się w szpitalach. Trafia do nich coraz więcej osób chorych na COVID-19, które wymagają specjalistycznego leczenia. Ich liczba zwiększa się szybko - nie tak szybko, jak w czasie listopadowej fali, ale też ruch zaczął się z wyższego poziomu, co widać na wykresie zamieszczonym przez ekonomistów mBanku:
W ciągu minionej doby liczba zajętych łóżek tzw. covidowych wzrosła skokowo - o 768. Najmocniej w województwach śląskim, mazowieckim, łódzkim, małopolskim i dolnośląskim. Największy odsetek zajętych miejsc w szpitalach dla chorych na COVID-19 ma województwo kujawsko-pomorskie - to 78 proc., podczas gdy średnia dla całego kraju wynosi 67 proc.
Na to, że system ochrony zdrowia, a zwłaszcza szpitale, są pod dużą presją, wskazuje krok Narodowego Funduszu Zdrowia. W poniedziałek wieczorem NFZ zalecił ograniczenie do niezbędnego minimum lub czasowe zawieszenie świadczeń wykonywanych planowo - ma to nie dotyczyć oczywiście tych ratujących życie, a także onkologicznych. Fundusz zrobił to na polecenie ministra zdrowia. Rzecznik resortu ostrzegał zaś w TVN24, że jeśli trzecia fala koronawirusa będzie wysoka, może zabraknąć personelu medycznego.
Nie możemy więc odetchnąć z ulgą. Wciąż notujemy bardzo dużo nowych przypadków zakażeń, wciąż wielu chorych na COVID-19 trafia do szpitali i pod respiratory, i dopóki nie uda się zaszczepić przynajmniej grup podwyższonego ryzyka, na duży optymizm raczej nie będziemy mogli sobie pozwolić. Tym bardziej na zrezygnowanie z ostrożności. A szczyt zakażeń, także ten lokalny, nie musi oznaczać następującego po nim szybkiego spadku.