Krzywa nowych zakażeń koronawirusem potwierdzanych w Indiach zatrważa. Jeszcze miesiąc temu notowano tam ok. 30-40 tys. przypadków dziennie. Teraz przyrosty liczby chorych sięgają już 200-250 tys. w ciągu doby. Dla uzmysłowienia skali, przypadki z Indii stanowią w ostatnich dniach ponad jedną trzecią wszystkich wykrywanych na całym świecie.
Indie są obecnie zdecydowanie na pierwszym miejscu pod względem liczby nowych zakażeń - 250 tys. dziennie to mniej więcej tyle, co w dziesięciu kolejnych krajach z najgorszą sytuacją epidemiczną razem wziętych.
Za statystykami zakażeń idą oczywiście także, niestety, dane o śmiertelnych ofiarach COVID-19. I w tym przypadku wykres pnie się w ostatnich dniach niemal pionowo. 1341, 1501, 1619,1761 - to odczyty wyłącznie z czterech minionych raportów dobowych (dane za: ourworldindata.org).
Dane z Indii, zamieszkałych przez blisko 1,4 mld osób, mogłyby mimo wszystko wydawać się nie najgorsze. Według oficjalnych statystyk, w przeliczeniu na milion mieszkańców, w Polsce notujemy ponad dwa razy więcej zakażeń i kilkanaście razy więcej śmierci.
Tyle że oficjalne liczby to nie wszystko, zresztą zaufanie do nich jest bardzo umiarkowane. Lokalne i światowe media rysują obraz dramatu humanitarnego. CNN pisze o przepełnionych szpitalach, brakach leków i tlenu. Dane o liczbie kremacji czy pochówków w największych miastach są znacznie gorsze, niż wynika z oficjalnych danych rządowych.
W Indiach kremowane są ciała wszystkich osób, co do których istniało jakiekolwiek prawdopodobieństwo, że są zakażone koronawirusem. Jednocześnie niekoniecznie znajduje to odzwierciedlenie w oficjalnych rządowych statystykach zakażeń i zgonów. Z danych poszczególnych krematoriów wynika, że prawdziwe dane o ofiarach śmiertelnych byłyby kilkukrotnie czy nawet kilkadziesiąt razy wyższe. Świat obiegają wręcz drastyczne zdjęcia i filmy z Indii, przedstawiające płonące stosy ciał.
Cytowany przez CNN Bhramar Mukherjee, wirusolog z Uniwersytetu w Michigan, wylicza, że podczas pierwszej fali pandemii w Indiach (ze szczytem we wrześniu 2020 r.), zakażeń mogło być ok. 11 razy więcej, niż raportowano, a śmierci dwa-pięć razy więcej.
Dopiero w poniedziałek w stolicy Indii, New Delhi, rozpoczął się tygodniowy lockdown. Ma on dać niezbędny oddech tamtejszemu systemowi ochrony zdrowia.
Naukowcy mówią już o nowym, indyjskim wariancie koronawirusa. To właśnie on ma być głównym winowajcą dramatycznie pogarszającej się sytuacji epidemicznej w Indiach.
Nowa mutacja jest określana mianem "podwójnego mutanta", bo wykryto w niej zmiany znane zarówno z wariantu kalifornijskiego, jak i południowoafrykańskiego. To oznacza, że może on charakteryzować się większą zakaźnością i szybszą replikacją. Co więcej, niewykluczone, że jednocześnie może być bardziej zdolny do przełamywania odporności danej osoby, nabytej wskutek szczepienia albo poprzedniego zakażenia.
Kilka dni temu przed tymi potencjalnymi konsekwencjami ostrzegała Maria von Kerkhove, główna ekspertka Światowej Organizacji Zdrowia ds. epidemii.
Naukowcy póki co mówią wyłącznie o potencjalnej charakterystyce nowego wariantu, bo wciąż trwają jego badania. Nie ułatwiają ich ograniczone możliwości Indii do sekwencjonowania genomu wirusa.
Pojawiają się przy tym obawy, że niemal niekontrolowany rozwój pandemii w Indiach może doprowadzić do powstania kolejnych, jeszcze groźniejszych mutacji, które mogą zostać "rozsiane" po świecie i właściwie dopiero wówczas zidentyfikowane.
Czynnikiem, który sprzyja rozwojowi pandemii w Indiach, jest też dość swobodne podejście do zasad bezpieczeństwa i reżimu sanitarnego. Przykładowo, w zeszłym tygodniu światowe media obiegły relacje z obrzędów religijnych Kumbh Mela w mieście Haridwar, gdy nieprzebrane tłumy Hindusów uczestniczyły w kąpieli w rzece Ganges. Wierzą oni, że rzeka jest święta, a kąpiel w niej zmyje z nich grzechy i przyniesie zbawienie.
Nasza wiara jest dla nas najważniejsza. Wierzymy, że święta Matka Ganges uratuje nas przed epidemią
- cytował jednego z organizatorów uroczystości portal aljazeera.com.
W poniedziałek swoją podróż do Indii odwołał premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson. Umieścił także Indie na "czarnej liście" krajów, z których podróżni nie będą przyjmowani. Tak kategorycznego zakazu nie wprowadzają Stany Zjednoczone, ale nie zalecają podróży do Indii. Według informacji opublikowanych kilka dni temu przez indyjskie władze, nowy wariant jest już obecny zarówno w USA, jak i w Europie - m.in. Niemczech, Belgii, Wielkiej Brytanii i Irlandii.