Bywa, że anegdotyczne przykłady sugerują, iż właśnie po wielkich sukcesach sportowych w danym kraju występuje baby boom. Przykład to np. skok urodzeń na Islandii dziewięć miesięcy po tym, jak tamtejsi piłkarze doszli aż do ćwierćfinału Euro 2016, po drodze pokonując m.in. Anglię.
Jak wynika jednak z najnowszej analizy autorstwa Luci Fumarco z Tulane University w Luizjanie oraz Francesco Principe z Tinbergen Institute w Amsterdamie, związek między wynikami meczów a dzietnością może być zupełnie odwrotny.
Badania opublikowane przez IZA Institute of Labor Economics wskazują na spadek wskaźnika urodzeń dziewięć miesięcy po dobrym występie piłkarzy danego kraju na mistrzostwach świata lub Europy. A de facto - w ogóle po występie danego kraju na mistrzostwach, choć jeśli odnosi on w nim sukcesy, wpływ na spadek dzietności jest jeszcze wyższy.
Analizę przygotowano porównując dane o miesięcznej liczbie urodzeń dla 50 europejskich krajów na przestrzeni ostatnich 56 lat z danymi o uczestnictwie drużyny tego kraju w turnieju (bazując na tzw. systemie Elo, pokazującym siłę reprezentacji). Wniosek? "Wpływ występu na miesięczną liczbę urodzeń jest wysoce istotny statystycznie dziewięć i dziesięć miesięcy po turnieju" - czytamy na stronie IZA.
Wyniki te są również istotne dla ekonomii. Przykładowo, w dużym krajach europejskich, takich jak Włochy czy Francja, przeciętny występ na międzynarodowym turnieju może prowadzić do spadku miesięcznej liczby urodzeń o ponad tysiąc, dziewięć miesięcy po starcie zawodów
- napisano w informacji prasowej.
Co może odpowiadać za taki efekt? Autorzy analizy stawiają hipotezę, że kluczowy jest po prostu sposób spędzania czasu. Jest on bardziej istotny niż "efekt euforii", którym tłumaczyło się m.in. właśnie skok urodzeń po świetnym występie Islandczyków na Euro 2016.
Jak wskazują autorzy raportu, podczas mistrzostw następuje masowy wzrost konsumpcji mediów i rozrywki. Kibice do nocy spędzają czas przed telewizorami czy w miejscach publicznych (strefach kibica, pubach itd.), co odbywa się kosztem "intymnego czasu". Dodają, że konsekwencją dobrego występu drużyny narodowej jest świętowanie kibiców w gronie przyjaciół i rodaków, co tylko jeszcze bardziej redukuje czas na prokreację.
Jak czytamy w informacji prasowej IZA, dopiero za dziewięć miesięcy okaże się, czy taki wpływ miało też Euro 2020, rozgrywane w czasie covidowych restrykcji związanych m.in. z limitami osób w miejscach publicznych.
Polska polityka rodzinna uniknęła więc kolejnego negatywnego szoku. A może nawet jest to część jakiegoś sprytnego planu?
- zastanawiają się na Twitterze po odpadnięciu Polski z Euro 2020 przedstawiciele fundacji naukowej Instytut Badań Strukturalnych.
Pewnym jest, że demografia jest bardzo poważnym problemem Polski, a zdaniem prezesa PFR Pawła Borysa - wręcz "największym zagrożeniem społeczno-gospodarczym w tym stuleciu".
W 2020 r. urodziło się w Polsce ok. 355 tys. dzieci, najmniej od 2003 r. Wskaźnik dzietności wyniósł w minionym roku 1,41, a więc znów spadł. Rekordowo w tym wieku wynosił 1,45 w 2017 r., co i tak jest jednym z gorszych wyników w Unii Europejskiej. Tzw. zastępowalność pokoleń zapewnia wskaźnik dzietności na poziomie ok. 2,1.
Według projektu Strategii Demograficznej, przestawionej 17 czerwca przez Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej oraz premiera Morawieckiego, aspiracją rządu jest, aby nasz wskaźnik dzietności był zbliżony do 2,1 do 2040 r. Gdyby, teoretycznie, udało nam się uzyskać taki wynik (warto za to trzymać kciuki, choć eksperci są raczej sceptyczni dla rządowych planów), a następnie utrzymać go do 2100 r., to liczba ludności Polski w przededniu XXII wieku wynosiłaby ponad 30 mln. Jak wynika z prognoz demograficznych ONZ, przy braku poprawy lub niewielkiej poprawie dzietności, w 2100 r. mieszkać będzie tu ok. 16,3-23 mln Polaków.