Po raz pierwszy od maja ponad tysiąc zakażeń. Ale to nie one martwią najbardziej [WYKRES DNIA]

W zasadzie co do dnia sprawdziły się prognozy Ministerstwa Zdrowia. W środę po raz pierwszy od ponad czterech miesięcy poinformowało o czterocyfrowej liczbie zakażeń. Przekroczenie tego symbolicznego poziomu sprawia, że w Polsce powoli będziemy znów włączali pandemiczny alarm. Tym bardziej, że negatywnie zaczyna zaskakiwać obłożenie szpitali chorymi.
Zobacz wideo Czy Narodowy Program Szczepień jest sukcesem?

Ministerstwo Zdrowia w środowym raporcie poinformowało o 1234 nowych przypadkach koronawirusa w Polsce. To  pierwszy raz od 27 maja, gdy resort podał liczbę wyższą niż tysiąc. 

embed

Co więcej, wszystko wskazuje na to, że do (oby tylko) czterocyfrowych liczb nowych zakażeń powinniśmy się przyzwyczajać. Statystyki rosną (mamy średnio dwa razy więcej przypadków dziennie niż jeszcze około dwa i pół tygodnia temu) i nie zamierzają przestawać. Prognozy, na których opiera się Ministerstwo Zdrowia, mówią o ok. 5 tys. zakażeń dziennie pod koniec października. Nawet bardziej optymistycznie wyglądają najnowsze modelowania naukowców z grupy MOCOS, z których średnia to ok. 2,5 tys. zakażeń dziennie za miesiąc. Poziom ok. 3,5 tys. zakażeń wychodzi tylko w co czterdziestej symulacji (górne 2,5 proc. modelowań).

embed

Jeśli za miesiąc rzeczywiście będziemy widzieli liczby zakażeń tego rzędu, mimo wszystko będzie można chyba nieco odetchnąć z ulgą. Rok temu pod koniec września mieliśmy dość podobne statystyki co dziś, a po miesiącu - i to mimo kolejnych daleko idących obostrzeń - zrobiło się z tego już ok. 20 tys. zakażeń dziennie. Wtedy jednak nie mieliśmy zaszczepionej połowy mieszkańców i milionów osób, które COVID-19 przechorowały.

W szpitalach może być alarm!

Jest jednak statystyka, która już dziś powinna martwić bardziej niż sama liczba nowych zakażeń. Chodzi o dane ze szpitali o zajętych łóżkach i respiratorach. Według środowego raportu resortu zdrowia, w szpitalach leży już niespełna 1,6 tys. osób chorych na COVID-19, w tym 174 pod respiratorami. W ciągu około 2-2,5 tygodnia te liczby podwoiły się.

embed
embed

Sam wiceminister zdrowia Waldemar Kraska mówił w poniedziałek w Radiu ZET, że według ministerialnych prognoz pacjentów w szpitalach powinno być mniej, ok. 1,3 tys. Zdecydowana większość hospitalizowanych - jak wynika z informacji czy to Ministerstwa Zdrowia, czy przedstawicieli konkretnych szpitali - to osoby niezaszczepione przeciw COVID-19.

Kraska wskazywał też, że w części województw - podlaskim, podkarpackim i lubelskim - obłożenie aktualnie "uruchomionych" łóżek covidowych to już 40 proc. Choć liczba osób hospitalizowanych (czy pod respiratorami) jest wielokrotnie niższa niż w szczycie poprzednich fal, już dziś słychać z niektórych regionów ostrzeżenia. Wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska mówi (cytowana przez RMF FM), że "w tym tempie szpital covidowy zapełni się w tydzień".

Powoli rozpoczynają się "roszady" przygotowujące lokalne systemy opieki zdrowotnej na uderzenie kolejnej fali zakażeń. Przykładowo, wojewoda małopolski Łukasz Kmita właśnie poinformował o ustaleniach ze szpitalami w regionie, dotyczących udostępniania kolejnych łóżek dla chorych na COVID-19. Wojewoda lubelski Lech Sprawka zdecydował o podwojeniu liczby łóżek w szpitalu tymczasowym, a szpital w Puławach, przygotowując łóżka dla zakażonych koronawirusem wstrzymał przyjęcia na oddział pulmonologiczny.

Bez drakońskich ruchów

Zdecydowanie najwięcej zakażeń - w przeliczeniu na liczbę mieszkańców - notowanych jest właśnie w województwie lubelskim. Negatywnie wyróżniają się także województwa podlaskie i zachodniopomorskie. Generalnie na razie sporo więcej przypadków notuje się na wschodzie kraju.

Poniżej mapa zakażeń - w ostatnich 14 dniach, w przeliczeniu na 10 tys. mieszkańców - w powiatach w Polsce oraz odsetek osób w pełni zaszczepionych w nich (źródło: analiza Piotra Tarnowskiego na podstawie danych Ministerstwa Zdrowia).

embed

Gdyby zastosować zaproponowany przez ministra zdrowia Adama Niedzielskiego - na razie wyłącznie nieoficjalnie - podział powiatów na żółte i czerwone strefy, to trzy z nich już kwalifikowałyby się do tej pierwszej. Chodzi o powiaty: łęczyński, lubelski i Biała Podlaska (wszystkie w województwie lubelskim). Blisko granicy dla żółtej strefy są też powiaty: kraśnicki, m. Lublin, Janowski (wszystkie także w województwie lubelskim) czy węgrowski (w województwie mazowieckim).

Zasadniczo Niedzielski do niedawna dawał znać, że o formalnym podziale kraju na zielone, żółte i czerwone strefy zacznie myśleć po przekroczeniu progu tysiąca zakażeń w skali kraju. To właśnie się stało, ale jeśli chodzi o średnią siedmiodniową (która dziś wynosi ok. 854) - to ta granica pęknie zapewne w przyszłym tygodniu. Minister zdrowia jeszcze kilka tygodni temu dawał do zrozumienia, że powyżej tej granicy służby sanitarne mogą już sobie nie radzić ze skutecznym monitorowaniem ognisk zakażeń.

Ale podczas środowej rozmowy w Radiu Plus Niedzielski brzmiał, jakby nie był już tak przywiązany do tego planu. Przypomnijmy - zakładał on, że, żółtymi strefami byłyby ogłaszane powiaty, w których w ostatnich 14 dniach odnotowano przynajmniej 12 zakażeń na 10 tys. mieszkańców. a czerwonymi - powiaty z minimum 24 zakażeniami na 10 tys. osób przekroczyłaby 24 (dodatkowo, gdyby powiat był wyszczepiony lepiej od średniej krajowej, jego kolor strefy byłby obniżony o jeden poziom).

Mimo konkretnych pytań redaktora o podział kraju na strefy w październiku, Niedzielski nie potwierdzał takiego scenariusza. Tym razem mówił, że granica tysiąca zakażeń "nie ma wielkiego znaczenia". Ba, nawet w kontekście prognozy 5 tys. zakażeń dziennie pod koniec października mówił, że "z jego punktu widzenia nie są to takie poziomy zagrożenia dla zdrowia publicznego i dla wydolności systemu opieki zdrowotnej, żeby podejmować jakieś drastyczne decyzje". Dawał też do zrozumienia, że liczyć będzie się przede wszystkim sytuacja w szpitalach w regionie.

Czy uspokoił np. uczniów, ich rodziców i nauczycieli, którzy już stawiają, kiedy znów zakończy się nauka stacjonarna - nie wiadomo. Na razie wersja jest taka - wspierana także przez ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka - że jeśli system opieki zdrowotnej w danym regionie będzie wydolny, uczniowie pozostaną w szkołach (oczywiście za wyjątkiem m.in. placówek, w których pojawiły się ogniska zakażeń). 

Dla przedsiębiorców dobra wiadomość jest taka, że gdyby podział kraju na strefy miał się ziścić, to - według zapewnień Niedzielskiego - polegałyby raczej na limitowaniu liczby osób w danych miejscach (i nie obejmowałoby one osób zaszczepionych). Minister zdrowia zapewnia, że w jego rządzie wciąż trwają prace nad projektem przepisów, które pozwolą pracodawcom (czy np. rektorom uczelni) weryfikować fakt zaszczepienia danej osoby.

Więcej o: