Listę osób ze wstępu do tekstu można by niestety rozwijać długo. 33-latka z Mazowsza, niezaszczepiona, z chorobami współistniejącymi. Podobnie 30-latka i 37-latka z województwa łódzkiego, 25-latek z warmińsko-mazurskiego czy 39-latek ze świętokrzyskiego. Przy 28-latce (z chorobami współistniejącymi, niezaszczepionej) z województwa mazowieckiego jest jeszcze dodatkowa (rzadka) adnotacja, że miała obniżoną odporność. Ani chorób współistniejących, ani obniżonej odporności (ani certyfikatu dla osób zaszczepionych) nie mieli z kolei m.in. 39-latek z województwa kujawsko-pomorskiego, 36-latek z łódzkiego, 32-latek z lubelskiego, 32-latka i 35-latek z podlaskiego oraz 15-latek z warmińsko-mazurskiego.
To i tak tylko część osób poniżej 40. roku życia, które widnieją w rządowym wykazie osób zmarłych na COVID-19 jedynie pod datami 6 oraz 7 grudnia br. Podczas czwartej fali, od początku października 2021 do 7 grudnia włącznie, w Polsce na COVID-19 zmarły 52 osoby poniżej 30. roku życia oraz kolejnych 136 w wieku 30-39 lat. Najmłodsza była dziewczynka, która miała dwa lata (i choroby współistniejące).
Spośród tych 188 osób, które z powodu COVID-19 nie dożyły nawet 40 lat, 174 nie były zaszczepione. To ponad 92 proc., co wydaje się niezłym dowodem, że może i szczepionki nie chronią w pełni przed ciężkim przebiegiem COVID-19 i śmiercią, ale jednak znacząco ograniczają to ryzyko.
Pojedyncze osoby spośród tych 174 nie mogły się jeszcze zaszczepić (dzieci), być może jakaś część nie zrobiła tego z powodu sugestii lekarskiej co do przeciwwskazań przy danym schorzeniu. Można jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa uznać, że jest w tej grupie sporo osób, u których o odmowie szczepienia zdecydowały wyłącznie obawy czy brak chęci.
Dane z całego okresu pandemii w Polsce są oczywiście jeszcze gorsze - z powodu COVID-19 zmarło ponad 900 osób poniżej 40. roku życia, w tym ponad 200 osób nie dożyło nawet 30 lat. To często młodzi małżonkowie czy rodzice.
Część z osób zmarłych ma wpisane choroby współistniejące, ale to nie reguła. Zresztą, jak pokazywaliśmy kilka dni temu, niestety jest w tym zakresie chaos - w niektórych województwach bardzo chętnie do kart zgonów lekarze wpisują choroby współistniejące, w innych to rzadkość. Czasem można odnieść wrażenie, że wystarczy przekroczyć granicę województw (np. małopolskiego i podkarpackiego, lubuskiego i zachodniopomorskiego albo warmińsko-mazurskiego i podlaskiego), żeby dana śmierć raz została zakwalifikowana jako "tylko covidowa", a raz jako "covidowa, ale z chorobami współistniejącymi".
Tyle że - jak mówi epidemiolog Rafał Halik - "tak naprawdę to jest prosta piłka".
Pojawia się retoryka, że osoby umarły w wyniku splotu wielochorobowości - że to choroby współistniejące doprowadziły do zgonu, a COVID-19 "działał" w tle. A tak naprawdę to jest prosta piłka - jeśli wyjściową przyczyną zgonu jest COVID-19, to oznacza, że gdyby ta osoba nie zakaziła się koronawirusem, nadal by żyła
- mówił nam ekspert.
Dane nie pozostawiają wątpliwości - na COVID-19 umierają przede wszystkim osoby starsze. Spośród ponad 85,7 tys. przeanalizowanych przez nas zgonów covidowych w Polsce od początku pandemii do 7 grudnia włącznie (czyli niemal wszystkich), ponad 40 proc. stanowiły śmierci osób w wieku 80 lat i więcej, kolejnych ok. 30 proc. - 70-79-latków, a następnych przeszło 20 proc. - 60-69-latków.
Po pierwsze jednak - i śmierci osób w wieku 60, 70 czy 80 lat są tragediami. Mnóstwo tych osób, gdyby nie COVID-19, żyłoby jeszcze długimi latami. A po drugie - pozostaje jeszcze brakujących niespełna 10 proc. Pod nimi kryją się tysiące osób, które nie dożyły z powodu koronawirusa nawet 50. czy 60. urodzin.
Warto zwrócić przy tym uwagę na pewną zmianę w strukturze wiekowej zgonów covidowych w Polsce podczas czwartej fali. Nie jest ona diametralna i być może po prostu przypadkowa. Ale może jednak nie.
Gdy popatrzymy na dane z 2020 r., widać, to osoby poniżej 50. roku życia stanowiły ok. 3 proc. zmarłych na COVID-19 w Polsce. Podobnie w pierwszej połowie 2021 r. Podczas czwartej fali (przyjmujemy, że to okres od początku października br.) osoby poniżej 50 lat stanowią już prawie 5 proc. osób zmarłych zakażonych koronawirusem. Zmarli w wieku poniżej 40 lat wcześniej stanowili niespełna 1 proc. wszystkich ofiar koronawirusa, w czwartej fali zaś prawie 1,7 proc.
Oczywiście niekoniecznie oznacza to, że teraz koronawirus mocniej atakuje osoby młodsze. Zapewne jest na odwrót - to osoby w wieku ok. 60-80 lat, dzięki szczepieniom (to najlepiej wyszczepiona grupa w Polsce), umierają relatywnie rzadziej. Siłą rzeczy w łącznej liczbie osób zmarłych te słabiej wyszczepione (młodsze i najstarsze, powyżej 80 lat) zaczynają "ważyć" nieco więcej.
Według najnowszych danych ECDC (Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób) obecnie w Polsce w pełni zaszczepionych jest ok. 75 proc. osób powyżej 60. roku życia. Od pewnego czasu ECDC nie rozbija tej grupy wiekowej na mniejsze, ale do kiedy to robiło, wyszczepienie w grupie 80 plus było niższe niż wśród osób w wieku 70-79 lat i 60-69 lat. Według danych ECDC odsetek osób w pełni zaszczepionych w grupie 50-59-latków wynosi ok. 66 proc., wśród 25-49-latków niespełna 57 proc., wśród 18-24-latków ok. 51 proc., wśród osób poniżej 18 lat ok. 13 proc.
Oczywiście osobną kwestią są niestety powikłania po chorobie. COVID-19 nie jest zero-jedynkowy - "umierasz albo powracasz do pełni zdrowia". Wiele osób jeszcze długimi miesiącami, a w najgorszym wypadku nawet do końca życia, będzie zmagało się z konsekwencjami choroby.
Według analiz naukowców nawet ponad połowa osób po przejściu zakażenia koronawirusem może doznawać tzw. syndromu pocovidowego. Objawy tzw. długiego COVID-u to m.in. długotrwałe zmęczenie, bóle w klatce piersiowej, bóle głowy, mięśni, stawów, trudności w oddychaniu, a także zaburzenia węchu i smaku.
Covidowe zapalenie płuc może prowadzić do włóknienia płuc. (...) Widzimy pacjentów z przewlekłą niewydolnością oddechową, czyli te płuca są już tak zniszczone, że pacjenci już nigdy nie będą w stanie funkcjonować bez tlenu. I o ile kogoś stać na to, żeby sobie kupić przenośny koncentrator tlenu, to może na dwie-trzy godziny wychodzić z domu. Ale jeżeli kogoś na taki sprzęt nie stać, to dostaje 7-12-metrowe wąsy tlenowe i na tym przewodzie, wokół koncentratora, będzie się toczyć całe jego życie. Nie będzie w stanie wyjść z domu na zakupy, do kościoła, do znajomych, nigdzie, bo ten kabel będzie wyznaczał mu miejsce, do którego może dotrzeć bezpiecznie
- ostrzegała z kolei niedawno w rozmowie z "Głosem Wielkopolskim" dr n. med. Hanna Winiarska, koordynatorka Szpitala Tymczasowego na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich.