Koronawirus jest w odwrocie? Jedna statystyka wciąż kpi z takiej tezy [WYKRES DNIA]

Mija tydzień, od kiedy minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił "początek końca pandemii". W tym czasie kierowany przez niego resort poinformował o śmierci z powodu COVID-19 1683 osób. To o jedną szóstą więcej niż tydzień wcześniej.

W środę 9 lutego na konferencji prasowej minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił "początek końca" pandemii koronawirusa. Przekonywał, że szczyt zakażeń już za nami. W ostatnich dniach wskazywał nie tylko na spadek liczby wykrywanych przypadków, ale także liczby zleceń na testy oraz odsetka pozytywnych wyników.

W lutym w zasadzie wyczerpie się poważne zagrożenie dla systemu opieki zdrowotnej. Mam nadzieję, że w marcu będziemy mogli podejmować odważne, pełne decyzje dotyczące znoszenia restrykcji i łagodzenia obostrzeń

- mówił tydzień temu minister zdrowia. Niedzielski nie wykluczał m.in. zniesienia obowiązku noszenia maseczek. Dodawał, że obecnie zwykle przebieg choroby jest łagodny, a zajętość płuc pacjentów w szpitalach "nieco niższa" niż w przypadku delty. Zgodnie z przewidywaniami ekspertów, krótszy jest też średni czas hospitalizacji - około tygodnia wobec ponad dziesięciu dni w czwartej fali. 

Dla chorych z innymi dolegliwościami zwalniane są kolejne miejsca w szpitalach, bufor łóżek schodzi poniżej 30 tys.

Zobacz wideo Jak uchronić dzieci przed koronawirusem? Pytamy prof. Pyrcia

Czy koronawirus jest już w odwrocie?

Czy ten powiew optymizmu ma poparcie w danych? Rzeczywiście, liczba wykrywanych przypadków koronawirusa spada. Obecnie średnia z ostatnich siedmiu dni to ok. 28 tys. zakażeń dziennie. Wobec szczytu piątej fali sprzed dokładnie dwóch tygodni oznacza to spadek o ponad 40 proc. (wówczas średnia wynosiła 49 tys.). Oczywiście niemal wszystkie przypadki - według Ministerstwa Zdrowia 97 proc. - to omikron.

Niestety, wciąż szczytu piątej fali szuka ta najgorsza statystyka - ofiar śmiertelnych. Średnia z ostatnich siedmiu dni to 240 dziennie. Mijają już trzy tygodnie, od kiedy liczba śmierci covidowych w Polsce znów stale rośnie. To swoją drogą znamienne, że mówimy coraz śmielej o końcu pandemii w sytuacji, gdy wciąż COVID-19 zabija w Polsce tyle osób, jakby codziennie na ziemię spadał jeden samolot pasażerski.

embed

Warto przypomnieć, że w normalnych, niepandemicznych okolicznościach, w Polsce w styczniu czy lutym umierało zwykle ok. 1150-1350 osób dziennie. W porównaniu do tych liczb 240 śmierci covidowych dziennie to bardzo dużo. I jeszcze jedno ważne porównanie. Polska wciąż jest w przykrej pierwszej dziesiątce krajów unijnych, w których w ostatnich siedmiu dniach zmarło na COVID-19 najwięcej osób w przeliczeniu na milion mieszkańców (po Malcie, Rumunii, Słowenii, Grecji, Litwie, Chorwacji, Węgrzech i Bułgarii). 

Ciągle doświadczamy 260 zgonów dziennie. Jeśli ktoś uważa, że to niewiele, namawiam, żeby przeprowadził 260 rozmów z rodzinami doświadczającymi w ten sposób bolesnej straty

- mówił kilka dni temu dyrektor Instytutu Genetyki Człowieka PAN w Poznaniu prof. Michał Witt.

W statystyce zajętych łóżek w szpitalach też na razie wyraźnego spadku nie widać. Miesiąc temu ich liczba spadła poniżej 14 tys., aby dobić do ok. 18,5-19 tys. w drugim tygodniu lutego. Ta liczba na razie jest constans. Delikatny trend spadkowy można w ostatnich tygodniach zobaczyć w statystykach zajętych respiratorów, stan na 16 lutego to 1052 maszyny w użytku.

Dane z Polski i innych krajów wskazują jednoznacznie - omikron nie jest łagodny w tym sensie, że nikomu nie wyrządzi szkód. Rzeczywiście, relatywnie mniej osób doświadcza bardzo ciężkiego przebiegu COVID-19, ale wciąż ta mutacja koronawirusa jest niebezpieczna.

Kiedy koniec nowej fali zgonów?

Jak długo "początek końca" pandemii będzie naznaczany tak wysokimi jak obecnie (i wciąż rosnącymi) statystykami zgonów? Według prognozy analityków z MOCOS, szczyt powinniśmy zobaczyć już w najbliższych dniach, choć jeszcze przez kilka tygodni średnia dzienna liczba zgonów będzie trzycyfrowa. Również szczyt hospitalizacji w piątej fali albo jest już za nami, albo przyjdzie niebawem.

embed
Fala zaczęła opadać. Przechorowało już tyle osób, że - włączając szczepienia - zbliżyliśmy się do poziomu odporności stadnej dla wariantu omikron

- mówił kilka dni temu w rozmowie z "Wyborczą" Marcin Bodych z grupy MOCOS.

Ale np. twórca facebookowego profilu Defoliator na przykładzie RPA pokazuje, że szczyt zgonów w omikronowej fali wcale nie musi występować po trzech-czterech tygodniach po szczycie zakażeń, jak było np. podczas fali delty. Zauważa, że po dwóch miesiącach od szczytu zakażeń w tym kraju dalej nie wiadomo, czy ten szczyt liczby zakażeń został już osiągnięty, czy nie.

Zwraca też uwagę na specyfikę omikronu na podstawie danych z Wielkiej Brytanii. Pokazuje, że piąta fala przebiegała tam "segmentowo" - od grup najmniej narażonych na ciężki przebieg i śmierć (dzieci i ich rodzice) do tych największego ryzyka (seniorzy). Odsetek najstarszych osób zaszczepionych dawką przypominającą w Polsce nie jest powalający - w grupie 80 plus to ok. 49 proc., w grupie wiekowej 70-79 lat ok. 70 proc., w grupie 60-69 lat ok. 52,5 proc. Jeśli teraz częściej zakażać będą się seniorzy, to nawet mniejsza liczba zakażeń może przekładać się na relatywnie więcej śmierci covidowych niż w gdy omikronowa fala narastała. Oby była to błędna teza. 

Więcej o: