W środę 9 lutego na konferencji prasowej minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił "początek końca" pandemii koronawirusa. Przekonywał, że szczyt zakażeń już za nami. W ostatnich dniach wskazywał nie tylko na spadek liczby wykrywanych przypadków, ale także liczby zleceń na testy oraz odsetka pozytywnych wyników.
W lutym w zasadzie wyczerpie się poważne zagrożenie dla systemu opieki zdrowotnej. Mam nadzieję, że w marcu będziemy mogli podejmować odważne, pełne decyzje dotyczące znoszenia restrykcji i łagodzenia obostrzeń
- mówił tydzień temu minister zdrowia. Niedzielski nie wykluczał m.in. zniesienia obowiązku noszenia maseczek. Dodawał, że obecnie zwykle przebieg choroby jest łagodny, a zajętość płuc pacjentów w szpitalach "nieco niższa" niż w przypadku delty. Zgodnie z przewidywaniami ekspertów, krótszy jest też średni czas hospitalizacji - około tygodnia wobec ponad dziesięciu dni w czwartej fali.
Dla chorych z innymi dolegliwościami zwalniane są kolejne miejsca w szpitalach, bufor łóżek schodzi poniżej 30 tys.
Czy ten powiew optymizmu ma poparcie w danych? Rzeczywiście, liczba wykrywanych przypadków koronawirusa spada. Obecnie średnia z ostatnich siedmiu dni to ok. 28 tys. zakażeń dziennie. Wobec szczytu piątej fali sprzed dokładnie dwóch tygodni oznacza to spadek o ponad 40 proc. (wówczas średnia wynosiła 49 tys.). Oczywiście niemal wszystkie przypadki - według Ministerstwa Zdrowia 97 proc. - to omikron.
Niestety, wciąż szczytu piątej fali szuka ta najgorsza statystyka - ofiar śmiertelnych. Średnia z ostatnich siedmiu dni to 240 dziennie. Mijają już trzy tygodnie, od kiedy liczba śmierci covidowych w Polsce znów stale rośnie. To swoją drogą znamienne, że mówimy coraz śmielej o końcu pandemii w sytuacji, gdy wciąż COVID-19 zabija w Polsce tyle osób, jakby codziennie na ziemię spadał jeden samolot pasażerski.
Warto przypomnieć, że w normalnych, niepandemicznych okolicznościach, w Polsce w styczniu czy lutym umierało zwykle ok. 1150-1350 osób dziennie. W porównaniu do tych liczb 240 śmierci covidowych dziennie to bardzo dużo. I jeszcze jedno ważne porównanie. Polska wciąż jest w przykrej pierwszej dziesiątce krajów unijnych, w których w ostatnich siedmiu dniach zmarło na COVID-19 najwięcej osób w przeliczeniu na milion mieszkańców (po Malcie, Rumunii, Słowenii, Grecji, Litwie, Chorwacji, Węgrzech i Bułgarii).
Ciągle doświadczamy 260 zgonów dziennie. Jeśli ktoś uważa, że to niewiele, namawiam, żeby przeprowadził 260 rozmów z rodzinami doświadczającymi w ten sposób bolesnej straty
- mówił kilka dni temu dyrektor Instytutu Genetyki Człowieka PAN w Poznaniu prof. Michał Witt.
W statystyce zajętych łóżek w szpitalach też na razie wyraźnego spadku nie widać. Miesiąc temu ich liczba spadła poniżej 14 tys., aby dobić do ok. 18,5-19 tys. w drugim tygodniu lutego. Ta liczba na razie jest constans. Delikatny trend spadkowy można w ostatnich tygodniach zobaczyć w statystykach zajętych respiratorów, stan na 16 lutego to 1052 maszyny w użytku.
Dane z Polski i innych krajów wskazują jednoznacznie - omikron nie jest łagodny w tym sensie, że nikomu nie wyrządzi szkód. Rzeczywiście, relatywnie mniej osób doświadcza bardzo ciężkiego przebiegu COVID-19, ale wciąż ta mutacja koronawirusa jest niebezpieczna.
Jak długo "początek końca" pandemii będzie naznaczany tak wysokimi jak obecnie (i wciąż rosnącymi) statystykami zgonów? Według prognozy analityków z MOCOS, szczyt powinniśmy zobaczyć już w najbliższych dniach, choć jeszcze przez kilka tygodni średnia dzienna liczba zgonów będzie trzycyfrowa. Również szczyt hospitalizacji w piątej fali albo jest już za nami, albo przyjdzie niebawem.
Fala zaczęła opadać. Przechorowało już tyle osób, że - włączając szczepienia - zbliżyliśmy się do poziomu odporności stadnej dla wariantu omikron
- mówił kilka dni temu w rozmowie z "Wyborczą" Marcin Bodych z grupy MOCOS.
Ale np. twórca facebookowego profilu Defoliator na przykładzie RPA pokazuje, że szczyt zgonów w omikronowej fali wcale nie musi występować po trzech-czterech tygodniach po szczycie zakażeń, jak było np. podczas fali delty. Zauważa, że po dwóch miesiącach od szczytu zakażeń w tym kraju dalej nie wiadomo, czy ten szczyt liczby zakażeń został już osiągnięty, czy nie.
Zwraca też uwagę na specyfikę omikronu na podstawie danych z Wielkiej Brytanii. Pokazuje, że piąta fala przebiegała tam "segmentowo" - od grup najmniej narażonych na ciężki przebieg i śmierć (dzieci i ich rodzice) do tych największego ryzyka (seniorzy). Odsetek najstarszych osób zaszczepionych dawką przypominającą w Polsce nie jest powalający - w grupie 80 plus to ok. 49 proc., w grupie wiekowej 70-79 lat ok. 70 proc., w grupie 60-69 lat ok. 52,5 proc. Jeśli teraz częściej zakażać będą się seniorzy, to nawet mniejsza liczba zakażeń może przekładać się na relatywnie więcej śmierci covidowych niż w gdy omikronowa fala narastała. Oby była to błędna teza.