Unia Europejska stawia na biogospodarkę. Od tej pory nasze życie ma być bio: będziemy jedli biożywność, używali bioproduktów, produkowali z biotworzyw, samochody zasilali biopaliwami, wytwarzali prąd z bioenergii i ogrzewali domy biomasą. Dzięki temu uniezależnimy się od importu paliw kopalnych i surowców mineralnych oraz osiągniemy ambitne cele klimatyczne przyjęte w Europejskim Zielonym Ładzie. Widmo wyczerpania kluczowych surowców rozwieje się, ponieważ europejskie pola, lasy i morza będą dostarczać nam tego czego potrzebujemy.
Biogospodarka skończy zatruwanie środowiska, ponieważ będzie generować jedynie bioodpady, które ponownie wykorzystamy – przerobimy je na biopaliwa, biogaz, biomasę czy bionawozy. Biogospodarka to gospodarka kaskadowa o obiegu zamkniętym, w której nic się nie marnuje, i wszystko co do niej trafia, po maksymalnym wykorzystanie, wraca z powrotem do obiegu.
Kluczowym sektorem biogospodarki jest bioenergia. Są to paliwa pochodzenia organicznego, powstałe z przetwarzana żywych organizmów i ich szczątków. Koń pracujący w kieracie nie zalicza się do bioenergii, ale jego obornik, który można w biogazowni przerobić na biogaz już tak. Bioenergia ma zastąpić paliwa kopalne, tam gdzie nie są w stanie tego zrobić wiatr i słońce, przede wszystkim w ciepłownictwie, produkcji cementu i transporcie lotniczym, oraz wielu gałęziach przemysłu potrzebującego dużych ilości ciepła np. w papiernictwie czy produkcji chemikaliów.
Bioenergia, a dokładnie biomasa, to największe europejskie źródło energii odnawialnej, większe niż turbiny wiatrowe, hydroelektrownie i fotowoltaika. Dostarcza 59% pierwotnej energii odnawialnej na Starym Kontynencie, a w kilku państwach członkowskich jest jej najważniejszym źródłem – większym niż wiatr, słońce i woda razem wzięte. Ze spalania biomasy generuje się przede wszystkim ciepło, prąd elektryczny w mniejszym stopniu. 60 proc. zużywanej w UE biomasy energetycznej to drewno i odpady z jego przetwórstwa. Wynika z tego, że 36 proc, europejskiej energii odnawialnej dostarcza spalanie drewna.
Przyczyną tej sytuacji jest zapis w unijnej dyrektywie o energii odnawialnej (dyrektywa RED), która uznaje biomasę za zeroemisyjne źródło energii. Prawodawcy przyjęli, że emisja netto dwutlenku węgla ze spalania biomasy jest zerowa, ponieważ wyemitowany CO2 zostanie po jakimś czasie w całości zaabsorbowany przez rośliny. Jeśli zetniemy drzewo i spalimy je, to nowe drzewo posadzone na jego miejscu zrekompensuje emisję CO2. Zastępując paliwa kopalne biomasą zmniejszamy emisję gazów cieplarnianych. Co więcej, jeśli będziemy sadzić nowe lasy, zalesiając coraz więcej gruntów, to nie tylko zahamujemy wzrost stężenia CO2, ale w końcu go obniżymy. Takie rozumowanie stoi za promocją bioenergii. Nie jest ono bezpodstawne, jednakże, jak we wszystkim, diabeł tkwi w szczegółach.
Zapisy w dyrektywie RED spowodowały boom na biomasę leśną. Ponieważ została uznana za zeroemisyjne źródło energii, kto z niej korzysta, ten nie musi płacić za coraz droższe pozwolenia na emisję gazów cieplarnianych. Polskie spółki energetyczny i ciepłownicze, w ciąż spalające głównie węgiel, szczerze przyznają, że kupno pozwoleń na emisję jej dla nich śmiertelnym zagrożeniem. Energia z węgla przestała być konkurencyjna cenowo w porównaniu do energii wiatrowej i słonecznej, a drożejące pozwolenia grożą bankructwem elektrowniom i ciepłowniom (szczególnie tym mniejszym, miejskim i powiatowym, nie dysponującymi zapasem gotówki). Branża szuka sposobu żeby przetrwać i znalazła – biomasę leśną.
Biomasa leśną to przede wszystkim pellet drzewny i zrębki wytwarzane ze szczątków drzew. Mają one tę zaletę, że bez potrzeby przerabiania kotłów, ani linii technologicznej, można je spalać w elektrowniach i ciepłowniach, mieszając z węglem. Przestawienie instalacji z węgla na wyłączne spalanie biomasy nie jest ani skomplikowaną ani relatywnie drogą inwestycją, a co więcej, można na takie przedsięwzięcie dostać dofinansowanie. W ramach Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko płyną pieniądze na inwestycje w biomasę, jako działania podnoszące udział OZE w produkcji energii. Mniejsze instalacje mogą skorzystać m.in. z pieniędzy pochodzących z Programu Pilotażowego Ciepłownictwo Powiatowe, i w tym momencie, zdaje się, że większość zamierza skorzystać z tych środków i przejść z węgla na biomasę.
Popyt na biomasę leśną nakręca podaż. W Europie produkuje się coraz więcej pelletu drzewnego i zrębków, jednak to nie zaspokaja apatytu europejskiego sektora bioenergii, i sporą część (około 45 proc. pelletu w 2018 roku) importuje si z Ameryki Północnej, Azji Południowo-Wschodniej, Europy Wschodniej i Rosji, a także coraz więcej z Ameryki Południowej. I tutaj pojawia się problem.
Prawo zakłada, że biomasa leśna będzie jedynie odpadem z prac leśnych i przetwórstwa drewna (oraz surowcem z upraw roślin energetycznych). Przepisy mają gwarantować, że pełnowartościowe drewno przeznaczone dla tartaków nie trafi do kotłów ciepłowni, a energię będziemy wytwarzać tylko z trocin i drobnych odpadków. Surowiec drzewny ma być, zgodnie z zasadami gospodarki kaskadowej, wykorzystany do cna. Dzisiaj odpady z przetwórstwa drewna w dużej mierze spala się w kotłach zasilających linie produkcyjne samych zakładów przetwórczych. Sprawnie gospodarująca surowcem firma drzewiarska nie produkuje żadnych odpadów, wykorzysta nawet najmniejsze drzazgi wrzucając je do pieców. Skąd w takim razie ma pochodzić biomasa leśna mająca zaspokoić rosnące potrzeby ciepłownictwa i energetyki?
Rynek nie zna próżni i jeśli klienci czekają z pieniędzmi, w końcu znajdzie się też towar. Kreatywni producenci przerabiają na pellet i zrębki każdy nadający się surowiec drzewny: Puszczę Amazońską, rosyjską Tajgę, lasy naturalne Ameryki Północnej, lasy deszczowe Indonezji, wiatrołomy z parków narodowych, drzewa z golenia dróg i parków, plantacje drzew sadzonych na miejscu lasów naturalnych itd. Dofinansowanie do biomasy leśnej i ogromny na nią popyt sprawiły, że opłaca się wrzucać do rębaka pełnowartościowe drewno, które normalnie trafiłoby na deski do tartaku. Doprowadziło to do tego, że w kotłach brytyjskich elektrowni znikają sprasowane na pellet hektary lasów naturalnych Ameryki Północnej, a do Polski trafiają z Białorusi i Ukrainy całe kłody, tylko po to, by wrzucić je do rębaków i wypluć zrębki. Niby unijne i polskie prawo nie pozwala klasyfikować takiego surowca jako odnawialnego źródła energii, nie mniej jednak, przepisy są zbyt słabe i nie przeciwdziałają takim praktykom.
Słabość przepisów prawnych stworzonych pod dyktando głównych producentów biomasy leśnej – przede wszystkim kojarzonych z miłości do lasów Szwedów i Finów – doprowadziła do sytuacji, w której przyszłość lasów Europy i świata jest niepewna. Tak ważnym, dla ochrony różnorodności biologicznej i sekwestrowania (czyli pochłaniania i składowania - red.) dwutlenku węgla, lasom naturalnym i starodrzewiom zagraża zamiana na plantacje szybko rosnących, monokultur drzew energetycznych. Wielu prawodawców zdaje się nie widzieć w tym żadnego problemu, dowodząc nawet, że to dobrze, ponieważ drzewa przemysłowe szybciej wiążą CO2 i dostarczają potrzebnego biogospodarce surowca – z takiego punktu widzenia pozostawiania lasów samych sobie i obejmowanie ich ochroną to zwykłe marnotrawstwo.
W tym momencie w Komisji Europejskiej trwają prace nad rewizją dyrektywy RED. Biomasa leśna jest jednym z najgorętszych tematów. Przepisy nie zabraniają na cele energetyczne pozyskiwania drewna z terenów ochronnych (z parków narodowych, obszarów Natura 2000, rezerwatów przyrody) jeśli jest to robione "w sposób zrównoważony, nie zagrażający trwaniu lasu". Niestety kryteria określające, co to jest "zrównoważone pozyskanie drewna" są mgliste. Dyrektywa zostawia ocenę tego co jest zrównoważone producentom biomasy.
Wystarczy, że na papierze będzie stało że, "drewno jest pozyskiwane w sposób zgodny z najlepszymi praktykami leśnymi". W efekcie w Polsce, nasz monopolista na rynku drewna czyli Lasy Państwowe, może po prostu stwierdzić, że drewno pozyskuje w sposób zrównoważony i tyle – bez względu czy drzewa pochodzą z rezerwatu przyrody czy obszaru Natura 2000. W Komisji toczy się bój o to, żeby drewno z terenów ochronnych nie mogło iść na produkcję bioenergii i żeby do rębaków trafiały rzeczywiście tylko odpady z prac leśnych i przetwórstwa drewna. 7 czerwca Parlament Europejski przegłosował, że należy zrewidować i dostosować przepisy dotyczące leśnej bioenergii do założeń Europejskiej Strategii Bioróżnorodności 2030 i do celów klimatycznych Wspólnoty. Jest to jaskółka nadziei, ale musimy poczekać na dalszy ciąg prawnej batalii.
Zagrożenie dla lasów naturalnych i utrata bioróżnorodności to jeden problem. Drugi problem to zdolności mitygacyjne (czyli związane z zatrzymaniem zmian klimatu - red.) biomasy leśnej. To prawda, że rośliny absorbują dwutlenek węgla i, patrząc na długą historię naszej planety, powoli obniżają jego stężenie w atmosferze (z przerwami na epizody wzrostu). Szkopuł tkwi w tym, że dla nas, w obecnej sytuacji klimatycznej, drzewa rosną po prostu za wolno. Pełna sekwestracja CO2 powstałego za spalenia drzewa rosnącego kilkadziesiąt lat (plus zniwelowanie emisji z jego przeróbki, transportu itp.) wyniesie co najmniej kilkadziesiąt lat, a może i sto. Jeśli chcemy osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 roku to nie mamy na to czasu. Naukowcy z Połączonego Centrum Badawczego Komisji Europejskiej (dalej JRC) w swoim raporcie na temat biomasy leśnej w ujęciu ochrony bioróżnorodności i klimatu, dowodzą, że potencjał spalania biomasy leśnej dla szybkiej redukcji emisji CO2 jest niewielki, jeśli chcemy jednocześnie zachować bioróżnorodność ekosystemów leśnych. Możliwości średnioterminowych (kilkadziesiąt lat) jest więcej, ale czas ucieka. Według naukowców JRC dopuszczalne by było pozyskiwanie na zrębki i pellet drobnych pozostałości po pracach leśnych, gałązek, liści i kory zostawiając jednak na miejscu ponad połowę, aby w lesie nie zabrakło kluczowego dla przyrody rozkładającego się drewna. Naukowcy wyraźnie sprzeciwiają się przerabianiu na pellet drewna tartacznego, a tym bardziej zamiany lasów naturalnych na plantacje drzew energetycznych.
Drewno jest mniej mniej kaloryczne od węgla i jego spalanie emituje dwa razy więcej CO2 na każdy dżul wygenerowanej energii. Jednak według dyrektywy RED, tej emisji nie ma – nie liczy się do ogólnej emisji gazów cieplarnianych Wspólnoty. Jest to bardzo duży problem, ponieważ można podejrzewać, że dwukrotny wzrost zużycia biomasy w ostatnich 20 latach, zniwelował redukcje emisji gazów cieplarnianych z innych sektorów gospodarki na przestrzeni ostatnich dekad.
Biogospodarka i bioenergia to słuszny kierunek. Nasz gatunek od niepamiętnych czasów funkcjonuje w ziemskim ekosystemie, zdany na to, co daje przyroda w nieskończonym cyklu życia i śmierci. Nasze życie zawsze było i nie przestanie być bio – bios znaczy życie. Nie można jednak zapominać, że przyroda stawia nam granice w których musimy funkcjonować. Człowiek, tak jak każdy inny gatunek, jeśli je przekroczy, będzie musiał ponieść tego konsekwencje. Niezrównoważona produkcja biomasy leśnej jest właśnie wyłamywaniem się z ekologicznych limitów. Ciśnie się na usta porównanie, że wycinanie lasów i puszcz na pellet i zrębki jest piłowaniem gałęzi na której sami siedzimy – szkoda, że na tej gałęzi siedzą z nami inne gatunki.
***
Michał Kolbusz jest analitykiem ds. biomasy leśnej w Stowarzyszeniu Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, które należy do Koalicji Klimatycznej