Ty pracujesz, a ktoś wychodzi sobie "na papieroska". Urząd temu zaradził: Dość. Trzeba to odpracować
- To niesprawiedliwość, że gdy jedni wychodzą, inni muszą wykonywać ich pracę. Takiej sytuacji tolerować nie można - tłumaczy Marta Milewska, rzeczniczka Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego. Tam właśnie wprowadzono nowe zasady dla palaczy - podało Radio RMF FM. Przerwy na papierosa urzędnicy muszą odpracowywać lub odpowiednia kwota pieniędzy zostanie im potrącona z pensji.
Wszyscy znamy ten obrazek. Przed wejściem do firmy, sklepu, urzędu kilka osób pali papierosy. W tym czasie ich koledzy w środku pracują. Zirytowało to pracowników Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego. - To ich głosy były przyczynkiem do zmian - wyjawia w rozmowie z portalem Gazeta.pl Marta Milewska.
Teraz urzędnicy muszą zgłaszać, ile czasu zamierzają spędzać "na papierosku". - Nie chcemy ograniczać niczyjej wolności - mówi Milewska. - Pracownik może wychodzić zapalić, ale musi to jakoś zrekompensować. Tym bardziej że nałogowi palacze wychodzą z pracy po kilkanaście razy. Mówimy więc nie o pięciu minutach, ale nawet o półgodzinie.
Jak kontrolować palących? "Nikt nie jest anonimowy"
Pół godziny wyjęte z czasu pracy może już wpływać na jej efekty. Urzędnicy stoją więc przed wyborem - popracują dłużej lub zrezygnują z części pensji. Mogą też oczywiście rzucić palenie. Jak się dowiedzieliśmy, większość osób zdecydowała się na pierwsze rozwiązanie.
Wątpliwości może budzić sama metoda kontrolowania palących. Cały pomysł opiera się na dobrowolnych deklaracjach. Jak sprawdzić, czy urzędnik po prostu nie skłamał? Może przecież zaniżyć czas, jaki zajmują mu wyjścia na papierosa. - Nie ma takiego problemu - odpowiada Milewska. - W urzędzie nikt nie jest anonimowy, pracujemy w małych biurach. Dodatkowe kontrole nie będą potrzebne.
Nowe zasady dzięki zmianom w kodeksie pracy
Wprowadzenie nowych zasad umożliwiły zmiany w kodeksie pracy. - Pracownik musi złożyć pisemny wniosek, jeżeli w czasie pracy zamierza gdzieś wyjść w prywatnych sprawach - wyjaśnia Milewska. - Nie mamy obowiązku płacić pracownikowi za zajęcia niezwiązane z pracą. Szczególnie że mówimy o urzędnikach, którzy pracują za pieniądze podatników - dodaje Milewska.
Rzeczywiście, chyba nikt nie chce płacić komuś za czas, jaki spędza na przerwach. A w tym wypadku płacimy my wszyscy. Czy jednak urząd nie przesadził z nowymi regulacjami? Czy może uważacie, że to dobry pomysł? Czekamy na wasze opinie!
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Tutaj znajdziesz wersję na telefony z Androidem >>> A tutaj wersję na Windows Phone >>>
Teraz urzędnicy muszą zgłaszać, ile czasu zamierzają spędzać "na papierosku". - Nie chcemy ograniczać niczyjej wolności - mówi Milewska. - Pracownik może wychodzić zapalić, ale musi to jakoś zrekompensować. Tym bardziej że nałogowi palacze wychodzą z pracy po kilkanaście razy. Mówimy więc nie o pięciu minutach, ale nawet o półgodzinie.
Jak kontrolować palących? "Nikt nie jest anonimowy"
Pół godziny wyjęte z czasu pracy może już wpływać na jej efekty. Urzędnicy stoją więc przed wyborem - popracują dłużej lub zrezygnują z części pensji. Mogą też oczywiście rzucić palenie. Jak się dowiedzieliśmy, większość osób zdecydowała się na pierwsze rozwiązanie.
Wątpliwości może budzić sama metoda kontrolowania palących. Cały pomysł opiera się na dobrowolnych deklaracjach. Jak sprawdzić, czy urzędnik po prostu nie skłamał? Może przecież zaniżyć czas, jaki zajmują mu wyjścia na papierosa. - Nie ma takiego problemu - odpowiada Milewska. - W urzędzie nikt nie jest anonimowy, pracujemy w małych biurach. Dodatkowe kontrole nie będą potrzebne.
Nowe zasady dzięki zmianom w kodeksie pracy
Wprowadzenie nowych zasad umożliwiły zmiany w kodeksie pracy. - Pracownik musi złożyć pisemny wniosek, jeżeli w czasie pracy zamierza gdzieś wyjść w prywatnych sprawach - wyjaśnia Milewska. - Nie mamy obowiązku płacić pracownikowi za zajęcia niezwiązane z pracą. Szczególnie że mówimy o urzędnikach, którzy pracują za pieniądze podatników - dodaje Milewska.
Rzeczywiście, chyba nikt nie chce płacić komuś za czas, jaki spędza na przerwach. A w tym wypadku płacimy my wszyscy. Czy jednak urząd nie przesadził z nowymi regulacjami? Czy może uważacie, że to dobry pomysł? Czekamy na wasze opinie!
Chcesz wiedzieć więcej i szybciej? Ściągnij naszą aplikację Gazeta.pl LIVE! Tutaj znajdziesz wersję na telefony z Androidem >>> A tutaj wersję na Windows Phone >>>
POPULARNE
NAJNOWSZE
-
Małe spięcie na linii Kanada-USA. Poszło o kontrowersyjny rurociąg. Biden zadzwonił do Trudeau
-
Europa przedłuża restrykcje: wydłużone lockdowny, godzina policyjna, zawieszone nabożeństwa
-
Rządowy pełnomocnik ds. szczepień: Pfizer zmienił zasady gry. Mamy odpowiedź koncernu
-
Miliard dolarów w loterii. Trzecia najwyższa wygrana w USA w historii padła w Michigan
-
Bill Gates zaszczepił się przeciwko koronawirusowi. "Czuję się świetnie"
- Nasza Galaktyka Droga Mleczna jest zdeformowana. To efekt zdarzenia sprzed 3 mld lat
- Ujemne stopy procentowe w Polsce? Samcik: Możemy sobie zepsuć wartość pieniądza [STUDIO BIZNES]
- Zakaz handlu. Czy 24 stycznia to niedziela handlowa? Czy sklepy są dziś otwarte?
- Globalny zakaz broni jądrowej wszedł w życie. Ale nie podpisały go ani USA, ani Rosja
- Parlament Europejski nie chce cyfrowych niewolników. "Nie" dla bycia online przez cały czas