Polskie banki tuczą się na prowizjach

Ponad 14,3 mld zł zarobiły w zeszłym roku polskie banki na prowizjach, które pobrały od nas z tytułu prowadzenia rachunków, udzielania kredytów czy obsługi kart płatniczych. Czasem bankowcy przesadzają - zaświadczenie potrzebne do rozliczenia ulgi odsetkowej w niektórych bankach kosztuje nawet 100 zł!

Choć nie wszystkie banki pochwaliły się już swoimi wynikami finansowymi za 2012 r. - nie podał ich jeszcze np. Bank Pekao, drugi największy bank w Polsce - z danych Komisji Nadzoru Finansowego jasno wynika, że zeszły rok był najbardziej dochodowy w historii branży. Łączny zysk banków nasz nadzór szacuje na 16,1 mld zł. Co ciekawe, banki wypracowały tę górę grosza mimo kredytowej flauty, która trwa od dobrych kilku kwartałów - sprzedaż kredytów hipotecznych spadła aż o 20 proc., a i w gotówkowych jest niewiele lepiej (choć te przynoszą przynajmniej znacznie lepszą marżę niż "hipoteki").

Źródłem sukcesu jest sprawne manewrowanie przez bankowców marżą odsetkową, czyli różnicą między oprocentowaniem kredytów i depozytów. W zeszłym roku różnica między odsetkami wypłaconymi klientom a zainkasowanymi z oprocentowania kredytów wyniosła rekordowe 35,5 mld zł. Rok wcześniej było to 34,9 mld zł, a np. trzy lata wcześniej, w 2009 r. - tylko 26,3 mld zł. Tyle że to odsetkowe eldorado w tym roku radykalnie się skończyło. Obniżki stóp procentowych NBP do najniższego poziomu w historii (obecnie stopa referencyjna wynosi tylko 3,25 proc.) oznaczają dla banków nieuchronną obniżkę marży na odsetkach. I konieczność szukania innych dochodów.

Najłatwiej bankowcom będzie zalepić dziurę z wyników odsetkowych pieniędzmi z prowizji. Konta osobiste w części banków są dziś jeszcze darmowe, ale banki przeważnie każą sobie płacić za obsługę kart płatniczych, za przyznanie linii debetowej w koncie, a także za możliwość korzystania z darmowych bankomatów w całym kraju. Największy na rynku PKO BP jedną trzecią dochodów z prowizji ma z obsługi kont, nieco mniej z prowizji kredytowych, zaś grubo ponad 20 proc. - z opłat za karty debetowe i kredytowe.

W trudnych czasach banki wykorzystują niemal każdą okazję, by sobie dorobić. Ostatnio po kieszeni dostają np. klienci, którzy korzystają ze starej ulgi odsetkowej. Można było się na nią załapać w latach 2002-06, kupując mieszkanie na kredyt lub refinansując kredyt w innym banku. Dziś tacy kredytobiorcy mogą odliczyć od dochodu część odsetek. Kłopot w tym, że aby to zrobić, trzeba wyciągnąć z banku zaświadczenie, że w zeszłym roku w ramach spłaty rat wpłaciliśmy taką a taką kwotę z tytułu odsetek od kredytu (w każdej racie tylko część stanowią odsetki, a część to kapitał - żeby było trudniej, w każdym miesiącu proporcje się zmieniają).

Banki doskonale wiedzą, że mus to mus, dlatego niektóre z nich katorżniczą pracę potrzebną do sporządzenia tego kilkuzdaniowego świstka wyceniają sobie słono. - W BPH, w którym miałam kredyt wcześniej, za takie zaświadczenie płaciłam 30 zł. W Nordei płacę 100 zł, pomimo że każdego roku zwracam się pisemnie do banku o zmniejszenie tej opłaty - mówi pani Barbara, nasza czytelniczka. - Z tytułu odliczenia podatkowego uzyskam w tym roku 178,40 zł, po zapłaceniu prowizji dla banku zostaje mi 78,40 zł. Czy ulga odsetkowa miała ulżyć kredytobiorcy, czy pomnażać zyski bankom? - pyta zdenerwowana czytelniczka. I pokazuje skan zaświadczenia, z którego jasno wynika, że w całym zeszłym roku zapłaciła niecałe 900 zł odsetek i że z tytułu wydania zaświadczenia bank jest zmuszony policzyć sobie 100 zł.

Na stronie internetowej Nordea Banku w tabeli opłat i prowizji widnieje następujący zapis: "Opłata za wystawienie na wniosek klienta dokumentów sporządzanych przez bank na podstawie dokumentacji kredytowej i ksiąg banku - od 100 do 300 zł". Czytelniczka została więc i tak łagodnie potraktowana... Od pana Olafa Multibank wziął za identyczne zaświadczenie 40 zł. - Oczywiście stało się to zgodnie z tabelą prowizji i opłat, ale w zeszłym roku prowizja wynosiła 10 zł. A to jedna kartka papieru wygenerowana przez system banku - mówi nasz czytelnik. Przypomina to nieco praktyki banków sprzed uchwalenia ustawy antyspreadowej, kiedy spisanie aneksu pozwalającego na spłacanie rat bezpośrednio we frankach banki wyceniały nawet na 500-600 zł. Teraz prawo nakazuje bankom sporządzanie takich aneksów bezpłatnie.

To tylko jeden przykład niesprawiedliwie wysokich prowizji, które dotykają klientów banków akurat teraz, w okresie składania PIT-ów do urzędów skarbowych. Ale są i inne. - Kilka dni temu mąż zamykał konto firmowe w Raiffeisen Polbanku. Konto zostało sprawnie zamknięte, ale okazało się, że zostało na nim... 1,4 zł. Po wypełnieniu kilku papierków poproszono męża, by po 1,40 zł udał się do kasy. Tam dowiedział się, że dostanie 1,40 zł, jeśli zapłaci... 7 zł, bo tyle kosztuje wypłata gotówki z konta bez względu na wysokość kwoty.

Inny klient chciał pożegnać się z mBankiem. - Wydrukowałem sobie wypowiedzenie umowy rachunku, wypełniłem, podałem kontakt telefoniczny, podpisałem, wysłałem i... Po miesiącu otrzymałem list, z którego wynikało, że nie zgadza się podpis, więc wniosek nie może być uwzględniony - opowiada pan Adam. - Konto zakładałem jakieś 10-12 lat temu, więc podpis mógł się zmienić. Ale w porządku, bank może mieć wątpliwości - opowiada czytelnik. Co bank zrobił z tym patem? Napisał do klienta list, z którego wynika, że ów klient... może zamówić kopię umowy o prowadzenie konta wraz z wzorem podpisu. Takim, jaki złożył przy założeniu rachunku. Wystarczy... zapłacić 15 zł.

W kolejnych miesiącach podobnych przykładów dziwnych prowizji może być więcej. Nieuchronny spadek dochodów z odsetek - z jednej strony spowodowany kredytową flautą, a z drugiej niskimi stopami procentowymi - zmusi w tym roku banki do podkręcania dochodów z prowizji. W zeszłym roku wyniosły w całej branży 14,3 mld zł, co oznacza wzrost o 1,9 mld zł w ciągu ostatnich czterech lat.

Więcej o: