To najgorszy początek roku na warszawskiej giełdzie. Mamy nadzieję, że to tylko przez Chiny

Indeks WIG na pierwszej sesji w tym roku spadł o 2,4 procent. Sama skala spadku nie jest mrożąca krew w żyłach ale ciekawe jest to, że taki wynik mamy na pierwszej sesji w roku. Tak źle nie zaczęliśmy nowego roku jeszcze nigdy

W 25-letniej historii warszawskiej giełdy to dopiero piąty przypadek rozpoczęcia nowego roku od spadku. Na domiar złego to spadek znacznie głębszy niż we wszystkich poprzednich przypadkach

Indeks WIG na pierwszej sesji roku w poszczególnych latach. Zmiana w procentach.Indeks WIG na pierwszej sesji roku w poszczególnych latach. Zmiana w procentach. Rafał Hirsch


Początek roku na giełdach inwestorzy są skłonni traktować jako coś w rodzaju prognozy na cały rok. W większości przypadków sprawdza się powiedzenie „jaki nowy rok taki cały rok”. Po spadkowych pierwszych sesjach roku w 2001, 2008 i 2015 potem cały rok giełda kończyła na bardzo wyraźnym minusie. Oczywiście czasami jest inaczej. W 1993 po spadkowym początku cały rok był niesamowicie udany. Ale też wtedy sama giełda była malutka i działała trochę inaczej niż dziś.

Generalnie chodzi o to, że początek roku zwykle na giełdach jest pozytywny. Na rynek trafia wtedy nowy kapitał, w ramach nowych planów dużych inwestorów dotyczących nowego roku. Wdrażane są nowe strategie inwestycyjne globalnych funduszy inwestycyjnych. To taki okres rynkowego „urzędowego optymizmu”. Jeśli ktoś chciał sprzedać akcje, to zazwyczaj zrobił to pod koniec grudnia, aby pomniejszyć sobie podatek od zysków kapitałowych za poprzedni rok. Na początku stycznia zwykle napór sprzedających jest mniejszy, a z drugiej strony pojawiają się nowi kupujący. Wtedy ceny akcji rosną, przynajmniej przez jakiś czas. Taka sezonowość.

A 2016 jest inny. Nie tylko zresztą w Polsce. Giełda amerykańska w trakcie pierwszej sesji w roku w pewnym momencie spadała tak bardzo, że w Nowym Jorku zapowiadał się najgorszy początek roku od 1932. Giełdy zachodnioeuropejskie pospadały bardziej niż rynek warszawski. Na przykład DAX we Frankfurcie zleciał o ponad 4 procent.

Przyczynę spadków rynki zidentyfikowały bardzo szybko – to Chiny i ich pełzający krach giełdowy. Rynek w Szanghaju spadł 4 stycznia o poranku o 7 procent, przez co sesję giełdową zakończono tam przed czasem. Zdarzyło się tak pierwszy raz w historii.

Nie wszyscy jednak wiedzą, że to „pierwszy raz w historii” zdarzyło się dlatego, że wcześniej w Chinach nie było takiej regulacji. Przepis o tym, że w przypadku spadku indeksu o 7 procent automatycznie wstrzymuje się notowania i kończy sesję wymyślono tam w połowie grudnia, a wszedł on w życie 4 stycznia 2016. W pewnym momencie notowań w Szanghaju to sam ten przepis nakręcał panikę – inwestorzy sprzedawali bardziej i szybciej, żeby zdążyć przed automatycznym zawieszeniem notowań. Sam pomysł, żeby akcje sprzedawać to z kolei efekt innej regulacji władz w Pekinie. Otóż w sierpniu, aby opanować poprzednią falę giełdowej paniki Pekin zakazał dużym inwestorom tak się ustawiać na rynku, aby móc zarabiać na spadkach cen akcji. Ten ruch wtedy natychmiast uspokoił rynek. Ale ten zakaz kończy się w najbliższy piątek. Wróciło więc widmo nie kończących się zleceń sprzedaży akcji ze strony dużych funduszy, które będą dołować rynek. Każdy rozsądny inwestor uznał więc, że lepiej wycofać się z rynku na pewien czas i poczekać – zobaczyć co się stanie. W poniedziałek wszyscy zrobili to samo w tym samym momencie i w rezultacie mieliśmy w Szanghaju panikę, a potem popłoch na wszystkich innych rynkach giełdowych świata.

Dziś, jak można było oczekiwać, na scenę wkroczyły władze w Pekinie, które zapowiedziały, że ten wprowadzony w sierpniu zakaz zarabiania na spadkach nie wygaśnie w piątek i będzie obowiązywać nadal. Dziś już Szanghaj nie spada o 7 procent. Chiński regulowany „wolny rynek” został wyregulowany nawet lepiej niż dotychczas.

Bezpośrednia przyczyna najgorszego początku roku w historii GPW i bardzo złego początku roku na wszystkich największych giełdach świata została usunięta. W najbliższych dniach przekonamy się, czy pesymizm rynku brał się tylko stąd, czy może są jeszcze inne powody, których usunąć nie sposób. Na przykład rosnące obawy o kondycje światowej gospodarki w 2016 roku. Albo obawa o to, że duże polskie spółki giełdowe mogą za jakiś czas przynosić mniejsze zyski i być warte mniej niż do niedawna. Wszak ponoć rynki finansowe dyskontują przyszłość. Choć też z drugiej strony często lubią się pomylić. Jest ciekawie.