Po skandalu Volkswagena Unia chce zmian. "Kary i wyrywkowe kontrole na drogach"
"Po ujawnieniu przypadku Volkswagena oczywiste stało się, że Komisja Europejska musi mieć pewne kompetencje nadzorcze, by przeprowadzać audyty i sprawdzać, w jaki sposób organy techniczne i władze krajowe przeprowadzają kontrole samochodów" - mówiła dzisiaj unijna komisarz ds. rynku wewnętrznego, przemysłu i przedsiębiorczości Elżbieta Bieńkowska.
Czego chce Unia?
Propozycja KE zmierza do tego, by testy samochodów były bardziej niezależne od producentów, a także by kontrolowane były auta będące już w ruchu. Innymi słowy, Komisja chce mieć większy nadzór nad całością systemu.
Propozycja przewiduje, że unijni kontrolerzy będą mogli nałożyć karę wynoszącą 30 tys. euro od samochodu, jeśli jego producent nie będzie spełniał wymogów uprawniających do uzyskania homologacji.
Grzywna taka będzie groziła też za stosowanie urządzeń pomagających oszukiwać w testach (w ten sposób postępował Volkswagen, manipulując pomiarami spalin) lub za składanie nieprawdziwych deklaracji przez producentów. Kara na szczeblu UE miałaby być nakładana tylko w sytuacji, kiedy wcześniej nie wymierzono jej na poziomie państwa członkowskiego.
Jak pisze BBC, Unia chce wprowadzić również przepisy pozwalające na kontrolę aut już jeżdżących po drogach. Wyrywkowe kontrole emisji spalin? Komisja nie wyklucza takich możliwości.
Koniec finansowania i zależności
Testowanie samochodów ma mieć także charakter bardziej niezależny. Większość państw członkowskich wyznacza firmy, które przeprowadzają badania techniczne i orzekają o zgodności danego typu pojazdu z wymogami homologacji UE. Problem w tym, że usługi te są opłacane bezpośrednio przez producentów samochodów. KE chce to zmienić, by zerwać połączenia finansowe między przeprowadzającymi testy i producentami.
"Poprawiamy jakość służb technicznych, które przeprowadzają testy z ramienia władz krajowych. Służby te staną się bardziej niezależne finansowo" - mówiła Bieńkowska. Opłaty od producentów - według nowych regulacji - mają być zbierane przez organy państw członkowskich i dopiero od nich pieniądze popłyną do przeprowadzających testy.
Jak jest teraz?
Obecny system homologacji oparty jest na wzajemnym zaufaniu; samochód, który otrzyma certyfikat w jednym z państw członkowskich, może być bez dalszych formalności sprzedawany na całym unijnym rynku. Projekt nowych przepisów wprawdzie nie zrywa z tą zasadą, ale wprowadza zabezpieczenia, które pozwalają państwom UE na ściślejsze kontrolowanie pojazdów, poruszających się po ich drogach.
"To poprawi zaufanie konsumentów do przemysłu motoryzacyjnego" - podkreślał na konferencji wiceszef KE odpowiadający za konkurencyjność Jyrki Katainen.
Jak tłumaczył urządzenia zmniejszające skuteczność testów są zakazane zgodnie z prawem europejskim i władze krajów członkowskich mają stały obowiązek egzekwowania tego zakazu. "Niestety okazało się to niewystarczające" - ubolewał wskazując, że dlatego właśnie trzeba zaostrzyć przepisy i zapewnić ich egzekwowanie.
-
Brexit. Za zakupy w Wielkiej Brytanii zapłacił kilkadziesiąt procent więcej. "Doliczamy cło i VAT"
-
Norweski dziennikarz w dwie godziny kupił w Polsce fałszywy wynik testu na COVID-19. Nie kosztował wiele
-
Słodko-gorzkie dane z Izraela. Szczepienia idą pełną parą, pandemia nie daje spokoju [WYKRES DNIA]
-
Niemcy. Angela Merkel chce dalszych obostrzeń. Szuka sposobu na całkowite zamrożenie ruchu lotniczego
-
Dramatyczna wyrwa demograficzna w 2020 r. to... wina rządu PO-PSL? Minister Maląg zaskakuje
- Siłownie wkrótce zostaną otwarte? Sanepid daje zielone światło i mówi o "stosunkowym bezpieczeństwie"
- USA. Główny epidemiolog najlepiej opłacanym pracownikiem rządu. Zarabia więcej od prezydenta
- Szczepionka będzie remedium dla światowej gospodarki? MFW: PKB może wzrosnąć o 5,5 proc.
- 14. emerytura nie dla każdego w pełnej kwocie. Co trzeba wiedzieć o czternastkach?
- Niedzielski: Analizujemy możliwość zakupu szczepionek poza mechanizmem unijnym