Takiej zależności nikt by się nie spodziewał. A jednak! Amerykański ekonomista (nie z ligi "amerykańscy naukowcy odkryli, że", tylko taki prawdziwy) prof. Charles Courtemanche z Georgia State University nie ma wątpliwości - tania ropa przyczynia się do naszej otyłości. Jak?
Courtemanche przestudiował dane statystyczne dot. zdrowia Amerykanów w każdym stanie począwszy od 1984 r. Porównał je z cenami ropy na stacjach benzynowych. Kiedy zakończył swoje badania lat temu miał ponad milion różnych danych, układających się w jedną całość. Ekonomista zauważył pewną prawidłowość: im cena ropy była wyższa, tym zmniejszał się odsetek osób otyłych i na odwrót.
Streśćmy wnioski Courtemanche'a w kilku punktach:
1. Wyższe ceny ropy oznaczały dla Amerykanów rezygnację z samochodu na rzecz spacerów i jazdy rowerem. Im wyższa była cena surowca, tym rzadziej sami siadali za kółkiem, a częściej wybierali środki transportu publicznego (przesiadki, dojście na przystanek pozwalało im spalić więcej kalorii).
2. W latach, kiedy ceny ropy pikowały, Amerykanie częściej odwiedzali restauracje. Śmieciowe jedzenie, było jeszcze bardziej śmieciowe, bo bary oszczędzały na logistyce i obniżały ceny fast foodów, co zachęcało do konsumpcji. Sam dojazd do restauracji był również tańszy.
3. I najważniejsza rzecz. Ludzie na taniej ropie oszczędzali pieniądze. Z większym zapasem gotówki pozwalali sobie na ekstrawagancję i po prostu więcej jedli. Czy zdrowiej? Pamiętajmy, że ekonomista badał zachowania Amerykanów, a z ich dietą bywa różnie.
Co ciekawe, profesor doszedł do wniosku, że podwyżka cen paliwa już o jednego dolara na galonie, przyczyniła się do spadku liczby zgonów spowodowanych pośrednio otyłością (dokładnie o 11 tys.) . Ale to nie wszystko. Courtemanche wyliczył, że jednodolarowa podwyżka przekłada się także na oszczędności w wydatkach zdrowotnych rzędu 11 mld dol. na rok.
Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas