O tej wyjątkowym i historycznym wydarzeniu poinformował za pośrednictwem Twittera prezydent kraju Rafael Correa.
"Właśnie spłaciliśmy 650 mln dol., czyli pełną kwotę za obligacje zapadające w 2015 r. Po raz pierwszy w historii... i to w momencie, kiedy nie zarobiliśmy nic na ropie".
Z powodu swojej niechęci do spłacania zaciągniętych długów Ekwador nazywany często jest "seryjnym bankrutem". Trudno się zresztą dziwić - kraj bankrutował już osiem razy. Pierwszy raz Ekwador odmówił spłaty obligacji już w 1832 r., a ostatni raz przypada na rok 2008, kiedy to prezydent Correa stwierdził, że wynoszący 3,2 mld dol. dług jest nieuzasadniony, a wierzycieli nazwał "prawdziwymi potworami".
Wtedy jednak prezydent Ekwadoru mógł pozwolić sobie na wiele więcej. Według prognoz MFW gospodarka tego kraju w 2015 r. skurczy się o 0,6 proc. A do tego dochodzą jeszcze rekordowo niskie ceny ropy, które dodatkowo utrudniają sytuację finansową tego najmniejszego kraju z kartelu OPEC.
Tak więc ruch prezydenta Correi jest swego rodzaju inwestycją - za 650 mln dol. chce po prostu kupić zaufanie inwestorów i obniżyć koszty pożyczania pieniędzy na rynkach międzynarodowych, czyli oprocentowania obligacji.
Jednak, jak zaznaczają eksperci, Ekwador nie ma raczej co liczyć na cuda, ponieważ jednorazowy ruch w postaci spłaty zobowiązań nie przywróci zaufania do tego kraju. Aby je odzyskać, Ekwador powinien raczej przedstawić wiarygodny plan finansowy na najbliższe lata, tym bardziej że nic nie wskazuje na to, że ceny ropy naftowej wrócą do rekordowych wartości.