W ostatnich kilku tygodniach na stronach "Edukacji w finansach" zastanawialiśmy się, jak mądrze wprowadzić do portfela inwestycji "coś innego". Bo wiadomo, że nie samymi lokatami, kontami oszczędnościowymi i obligacjami ciułacz żyje. Sprawdzaliśmy, jakie możliwości dają produkty strukturyzowane, przyglądaliśmy się funduszom inwestującym za granicą, prześwietlaliśmy możliwość inwestowania w kruszce.
Zakończyliśmy tę część naszego cyklu, którą można byłoby nazwać "w poszukiwaniu czegoś innego". Za tydzień wejdziemy na jeszcze wyższy stopień sztuki inwestowania oszczędności - zaczniemy kurs samodzielnego inwestowania na Giełdzie Papierów Wartościowych. Sprawdzimy, ile czasu potrzeba, by samemu wybrać te akcje, które za kilka, kilkanaście lat będą kosztowały dziesięć lub sto razy tyle, ile dziś. I czy trzeba posiąść w tym celu jakąś tajemną wiedzę?
Jednak zanim popędzimy z pieniędzmi na giełdowy parkiet i zaczniemy inwestować samodzielnie w akcje wybranych spółek, spójrzmy jeszcze raz z wysoka na to, co oferują nam specjaliści od rynków kapitałowych. I podsumujmy to, czego możemy się po nich spodziewać. Być może dla wielu z was ich propozycja okaże się wystarczająco atrakcyjna i nie będziecie czuli potrzeby, by samodzielnie wziąć się za bary z rynkiem giełdowym. Choć ja oczywiście będę was zachęcał, byście mimo wszystko spróbowali zobaczyć, czy macie w sobie żyłkę giełdowego rekina.
Czytaj też: Ważny moment dla oszczędzających. Nie dajcie się złapać w lokatę-pułapkę!
Czytaj też: Hubert w Hubercie, czyli gdzie w tej lokacie jest haczyk?
Po żadnym funduszu inwestycyjnym inwestującym w akcje nie możecie się spodziewać, że będzie dla was zarabiał kokosy niezależnie od koniunktury. Zarządzający funduszami przeważnie tak konstruują portfel, by długoterminowo szedł w parze lub nawet lekko przebijał osiągnięcia indeksów giełdowych. Jeśli indeks giełdowy w jakimś roku spadnie o 30 proc., to zarządzający funduszem akcji będzie wniebowzięty, jeśli jego fundusz spadnie tylko o 25 proc. Cudów nie ma - fundusz nie sprzeda nagle wszystkich akcji, bo widzi, że spadają. Takie rzeczy tylko w e..., chciałem powiedzieć: we własnoręcznie sporządzonym portfelu inwestycji giełdowych.
Czasem specom od funduszy udaje się pobić indeks, a czasem nie. Większość funduszy inwestujących pieniądze klientów na polskiej giełdzie zarabia dla nich mniej, niż wynosi wzrost indeksów. To kwestia opłat, które pobierają dla siebie fundusze za zarządzanie pieniędzmi. Jeśli fundusz kupi akcje wszystkich dużych firm notowanych na giełdzie, to zarobi mniej więcej tyle, o ile wzrośnie indeks giełdowy. A po drodze będzie musiał jeszcze zabrać kilka procent dla siebie.
Fundusz jest więc dobrą opcją dla osób kompletnie nieznających się na giełdzie lub mających bardzo mało czasu na zajmowanie się swoimi pieniędzmi. I dla takich, które chciałyby mieć w portfelu inwestycje mocno zróżnicowane (samodzielnie trudno kupić np. akcje 20 spółek z indeksu WIG20, a fundusz jest właśnie takim rozwiązaniem).
Czytaj też: Drżyjcie nieloty z funduszy inwestycyjnych! Nadchodzi era ETF-ów
Czytaj też: Klęska funduszy nieruchomości i... nadzieje funduszy wierzytelności
Produktom strukturyzowanym poświęciłem już jeden z poprzednich odcinków cyklu, więc teraz ograniczę się tylko do kilku najistotniejszych uwag. Taka struktura to, niestety, czarna skrzynka, którą kupujemy, nie wiedząc, co jest w środku. Bank gwarantuje nam zwykle, że nie stracimy ani grosza z zainwestowanych pieniędzy, ale czy coś zarobimy - to już zupełnie inna sprawa. Niestety, większość produktów strukturyzowanych ostatnio nie przynosi żadnego zarobku. A eksperci mówią, że inwestowanie w takie cuda ma sens tylko wtedy, jeśli w perspektywie jest dwucyfrowy zysk w skali roku.
Produkty strukturyzowane dostarczane przez pośredników finansowych lub banki mają sens tylko wtedy, jeśli dają nam dostęp do jakichś aktywów, do których w inny sposób nie bylibyśmy w stanie dotrzeć. Nie kupimy samodzielnie na giełdzie opcji na wieprzowinę ani na wzrost cen baryłki ropy. Mając z tyłu głowy ryzyko, że nic nie zarobimy, a tylko napełnimy kiesę pośrednikowi, inwestujmy w struktury stosunkowo niewielką część naszych oszczędności. I tylko wtedy, jeśli w środku tej "czarnej skrzynki" jest coś, czego nie kupilibyśmy sobie samodzielnie.
Czytaj też: Zakładasz się z bankiem o zmiany kursów walut? Raczej nie wygrasz...
Czytaj też: Pakiet lokat bez widoków, czyli depozyt w parze ze strukturą
A może warto połączyć inwestowanie z myślą o przyszłych luksusach z ochroną życia? Polisy powiązane z inwestowaniem w ostatnich latach zrobiły prawdziwą furorę wśród klientów towarzystw ubezpieczeniowych na życie. Polisa powiązana z inwestowaniem na pozór ma bardzo atrakcyjną konstrukcję. Z jednej strony zapewnia wysokie odszkodowanie w przypadku śmierci (a często również ciężkiej choroby) ubezpieczonego, a z drugiej - oferuje dodatkową emeryturę, jeśli ów ubezpieczony dożyje określonego wieku.
Sami decydujemy, jaką część składki przeznaczymy na ochronę życia, a jaką na inwestycje we wskazany fundusz. Im wyższe jest gwarantowane przez ubezpieczyciela odszkodowanie, tym większa jest też część składki przeznaczana na poczet ryzyka - te pieniądze nie pracują, stanowią jedynie gwarancję dla firmy ubezpieczeniowej, że będzie miała z czego wypłacić świadczenie, jeśli - nie daj Boże - stanie się nieszczęście.
Czytaj też: Klient ubezpieczył kredyt, ale bank odmówił wypłaty!
Czytaj też: Polisa zdrowotna Axa. Płać 250 zł miesięcznie, ale lekarza szukaj sobie sam
Tylko druga część płaconej składki idzie już bezpośrednio na inwestycje w akcje lub obligacje. Zazwyczaj w pierwszym roku to tylko nikły procent naszych oszczędności, w drugim większy, a dopiero w trzecim - 92-95 proc. Jeśli myślisz o wysokich zyskach, zapomnij o polisach powiązanych z inwestowaniem. Po latach systematycznego oszczędzania pieniędzy na twoim koncie w firmie ubezpieczeniowej może być nawet mniej pieniędzy, niż wpłaciłeś, choć towarzystwo osiągnęło zyski z inwestowania części twoich oszczędności.
Kłania się prosta matematyka: jeśli wpłacałeś 100 zł, ale 50 zł firma zabierała - najpierw na wynagrodzenie agenta, a potem na pokrycie ryzyka wypłaty odszkodowania w przypadku twojej śmierci - to siłą rzeczy zyski osiągałeś tylko z 50 zł. Te zyski musiałyby być naprawdę sute, żebyś w sumie dostał z powrotem więcej, niż włożyłeś w całą polisę.
Zaletą polis inwestycyjnych jest to, że w przypadku twojej śmierci pieniądze zgromadzone na koncie ubezpieczeniowym trafiają do osoby wskazanej w umowie bez konieczności przeprowadzania postępowania spadkowego, a wartość polisy powiększona zostanie o określony w umowie procent lub też sumę wpłaconych składek.
Dla "Gazety"
Konrad Wąsiel, Deutsche Bank PBC
Na polisy ubezpieczeniowe połączone z inwestycją w fundusze decydują się najczęściej ci, dla których ważne są dwie kwestie: możliwość osiągania zysków wyższych niż na standardowych lokatach i korzyści wynikające z formy ubezpieczenia. W odróżnieniu od samodzielnej inwestycji w fundusze oprócz możliwości pomnażania pieniędzy można zyskać dodatkowo np. ubezpieczenie na życie. Dostępne są też rozwiązania oferujące ochronę kapitału, co oznacza, że bez względu na koniunkturę nie stracimy wpłaconych pieniędzy. Takiej korzyści nie da nam samodzielne inwestowanie w fundusze. Nie bez znaczenia są też kwestie spadkowe. W ramach ochrony ubezpieczeniowej osoby uposażone mogą otrzymać świadczenie bez konieczności przeprowadzania postępowania spadkowego i odprowadzenia podatku od spadków i darowizn. Ma to szczególne znaczenie dla osób pozostających w związkach nieformalnych.
Za tydzień w "Edukacji w finansach": mały kurs samodzielnego inwestowania na giełdzie, odcinek 1.