Wojna depozytowa - przynajmniej w najbliższym czasie - jest raczej mało prawdopodobna. Dlaczego? Ostatnia wybuchła mniej więcej dwa lata temu i trwała kilka miesięcy. Była bezpośrednim skutkiem światowego kryzysu finansowego. Banki żyją z pożyczania pieniędzy, ale najpierw - by udzielić kredytu - same muszą je pożyczyć. Jednym z miejsc, skąd mogą je wziąć, jest rynek międzybankowy. W uproszczeniu można powiedzieć, że te banki, które mają nadwyżki, mogą sprzedać je innym instytucjom potrzebującym kapitału. Ale ponad dwa lata temu rynek międzybankowy praktycznie wygasł. Kiedy banki padały jeden za drugim, w finansowe tarapaty wpadały instytucje o często świetnej reputacji, nikt nie chciał ryzykować.
Banki zakręciły więc kurki z tanim finansowaniem, a jeśli już pożyczały, to na dużo wyższy procent. W tej sytuacji banki, które były uzależnione od rynku międzybankowego, musiały szukać pieniędzy gdzie indziej - w naszych kieszeniach, a więc oferując atrakcyjnie oprocentowane lokat. Lawina ruszyła. Nie było tygodnia, a w niektórych okresach nawet dnia, aby jakiś bank nie przebił oferty konkurencji. Oprocentowanie lokat sięgnęło ponad 10 proc. brutto. Wtedy można było mówić o prawdziwych okazjach. Praktycznie bez żadnego ryzyka, po uwzględnieniu wzrostu cen i podatku od zysków kapitałowych, można było zarobić 5-6 proc. w skali roku.
Z czasem jednak sytuacja na rynku międzybankowym "normalniała". Banki nie miały powodów, by przepłacać za depozyty. Oprocentowanie lokat zaczęło więc spadać.
Eksperci Open Finance obliczyli, że realny zysk (po odliczeniu podatku i inflacji) z lokaty 12-miesięcznej (5 tys. zł) założonej w październiku 2009 r. wyniósł średnio ok. 1 proc. Banki płaciły wówczas od 2,7 do 6,36 proc. brutto. Najlepiej wyszli na takiej inwestycji klienci Meritum Banku, którzy realnie zarobili niespełna 2,3 proc., i AIG Banku - 2,24 proc. Ale osoby, które włożyły pieniądze na lokaty w BGK i Pekao, straciły odpowiednio 0,16 i 0,6 proc.
W ostatnim czasie na rynku lokat znowu coś drgnęło. Pod koniec września Meritum Bank zaproponował na dwuletniej lokacie sporo, bo 5,5 proc. (co odpowiada ponad 7 proc. na standardowej lokacie, która obciążona jest podatkiem). Niedawno ING Bank podwyższył oprocentowanie dwóch lokat rocznych z 4 do 4,75 proc., a BNP Paribas Fortis płaci na koncie oszczędnościowym aż 5,8 proc.
Mogą to być pierwsze przymiarki banków do wzrostu stóp procentowych. Ceny towarów i usług rosną. Do niedawna inflacja nie przekraczała 2 proc. W październiku wyniosła 2,8 proc. w skali roku, miesiąc wcześniej 2,5 proc. Rada Polityki Pieniężnej zapewne będzie próbowała ją zdusić, podwyższając "urzędowe" stopy procentowe (dzisiaj główna stopa NBP - referencyjna - wynosi 3,5 proc.). W ślad za tym w górę pójdą stopy rynkowe (WIBOR), od których bezpośrednio zależy wysokość oprocentowania kredytów.
Ale ten kij ma dwa końce. Banki będą musiały też podnieść oprocentowanie depozytów, bo mało kto założy lokatę, która jest oprocentowana na poziomie niższym lub porównywalnym z inflacją. Na takiej inwestycji się po prostu traci. Trzeba pamiętać, że zysk z lokat zjada nie tylko inflacja, ale też 19-proc. podatek od zysków kapitałowych. Dzisiaj, kiedy stopy rynkowe jeszcze nie ruszyły w górę, banki za wszelką cenę będą chciały ściągnąć od klientów jak najwięcej oszczędności.
Trzeba jednak uważać, bo wysokie oprocentowanie, jakie dzisiaj proponują banki, tylko pozornie może być atrakcyjne. Nie bez przyczyny wyższe odsetki ING zaproponował na lokacie rocznej, a Meritum na dwuletniej, czyli na depozytach długoterminowych. Inwestując dzisiaj w te lokaty, musimy zamrozić pieniądze na rok lub dwa. Można je co prawda wycofać wcześniej, ale wtedy stracimy odsetki. Tymczasem niewykluczone, że w najbliższym czasie inne banki przebiją ofertę konkurencji.
W każdym razie warto pamiętać, że w sytuacji, kiedy rośnie inflacja i mówi się o możliwości wzrostu stóp procentowych, z dystansem należy podchodzić do długoterminowych lokat o stałym oprocentowaniu. Nie należy rzucać się na pierwsze lepsze okazje. Taki okres można przeczekać, lokując pieniądze na krótszy okres, i popatrzeć, co przyniesie najbliższa przyszłość. Być może za kilka miesięcy na rynku będzie można znaleźć ciekawsze, lepiej oprocentowane lokaty.
Wiadomo jednak, w jakie lokaty nie wchodzić. Eksperci z Open Finance przyjęli, że za rok, w listopadzie 2011 r., inflacja wyniesie 3,5 proc. w skali roku (jest to inflacja prognozowana przez Getin Noble Bank). Jeżeli nie chcemy stracić, nie powinniśmy dzisiaj inwestować w lokatę roczną, której oprocentowanie nie wynosi co najmniej 4,33 proc. Wszystkie depozyty z niższym oprocentowaniem przyniosłyby straty. Oczywiście gdyby inflacja okazała się niższa, ochronę oszczędności dałyby też lokaty z niższym oprocentowaniem.
Z wyliczeń Open Finance wynika, że przy założeniu 3,5-proc. inflacji produkty oszczędnościowe aż 15 banków przyniosłyby straty (lokaty 12-miesięczne, kwota 5 tys. zł). Najbardziej umoczyliby klienci Pekao - 1,27 proc. i BGK - 0,84 proc. Pod kreską byliby też klienci MultiBanku, mBanku, Citi Handlowego, HSBC, Banku BGŻ, BZ WBK, Banku BOŚ, Invest Banku, Kredytu Banku, BNP Paribas Fortis, Alior Banku, Inteligo i PKO BP.