Od upadku PRL nie zbudowano w Polsce ani jednego kilometra nowych torów. To jeszcze nie byłoby takie tragiczne, bo polska sieć kolejowa, licząca 26 tys. km, była wówczas jedną z najbardziej rozwiniętych w Europie. Najgorsze jest to, że od tamtej pory zlikwidowano jedną czwartą kolejowych tras - w tej dziedzinie jesteśmy niechlubnym europejskim rekordzistą. Co więcej, z owych 19,6 tys. km linii, które pozostały, do codziennego ruchu pasażerskiego wykorzystywanych jest jedynie 13,3 tys. km - czyli połowa tego, co przed transformacją. Używając obrazowego porównania - czy ktoś może sobie wyobrazić, że z mapy Polski zniknęła połowa dróg z czasów PRL?
Do tego warto dodać, czym jeździmy. Po naszych torach porusza się prawdziwe muzeum - wiele składów, które nas będą wozić podczas Euro 2012, pamięta triumfy reprezentacji Kazimierza Górskiego z lat 70. Nic dziwnego, że z danych PKP wynika, iż z usług kolei korzysta dziś trzy czwarte Polaków mniej niż w połowie lat 80. Polacy - z wyboru, ale też często zmuszani likwidowaniem kolejnych połączeń kolejowych - postawili na motoryzację. A wraz z nimi kolejne rządy.
Przez pierwsze dziesięć lat transformacji polityka rządów wobec dróg nie różniła się od tej wobec kolei - i na to, i na to nie było pieniędzy. Na przełomie tysiącleci nakłady na linie kolejowe nie przekraczały 1 mld zł rocznie, na drogi wydawaliśmy prawie trzy razy więcej. Gwałtowny rozziew nastąpił po wejściu Polski do Unii Europejskiej - nakłady na drogi gwałtownie wzrosły, osiągając w ubiegłym roku niewyobrażalny wcześniej poziom 26 mld zł. W tym samym roku na kolej wydaliśmy 3,7 mld zł. Wciąż można narzekać na polskie drogi, ale fakty są takie, że mamy dziś w Polsce 1865 km autostrad i dróg ekspresowych, a w budowie jest kolejnych 1265 km. O poziomie niedoinwestowania polskich kolei świadczą liczby: na 9 tys. km torów eksploatowane są podkłady drewniane o przekroczonym okresie użytkowania (18-21 lat), na prawie 10 proc. torów pociągi nie mogą jeździć szybciej niż 40 km/godz. Według raportu PKP Polskich Linii Kolejowych (odpowiedzialnych za infrastrukturę kolejową z wyjątkiem dworców) z 2010 r. roczne nakłady finansowe tylko na utrzymanie linii kolejowych (i zlikwidowanie zaległości w ciągu dziesięciu lat) powinny wynosić prawie 7 mld zł. Do tego należałoby dodać prawie 2 mld zł potrzebne na wyremontowanie sypiących się 2 tys. obiektów inżynieryjnych, na wymianę sieci trakcyjnej, oświetlenia itd.
O ile gwałtowne przyspieszenie inwestycji drogowych zawdzięczamy pieniądzom unijnym, o tyle kolejarzom do niedawna nawet deszcz pieniędzy z UE nie był w stanie pomóc w rozkręcaniu koniecznych inwestycji. Z unijnego Funduszu Spójności dostaliśmy na kolej 20 mld zł - kolejarzom udało się podpisać umowy jedynie na jedną trzecią tej kwoty, z czego wydali zaledwie 3 proc.! Przedstawiciele PKP PLK podkreślają, że największe inwestycje ruszą już wkrótce - rozpoczną się w tym i przyszłym roku. W 2012 r. PKP PLK planują inwestycje na poziomie 5 mld zł. W porównaniu z poprzednimi latami to dużo, ale wciąż za mało w stosunku do potrzeb. Spółki kolejowe muszą wydawać 7-8 mld zł rocznie choćby tylko po to, aby nie stracić 1,2 mld euro unijnych pieniędzy, które rząd już półtora roku temu - w obawie, że kolejarze nie będą w stanie ich wydać - postanowił przesunąć na drogi. Ostateczna decyzja w tej sprawie należy jednak do Brukseli - po ostatnich wydarzeniach na kolei ewentualny sprzeciw UE rząd będzie zapewne próbował przekuć w sukces, twierdząc, że inwestycje na kolei zawsze były jego priorytetem (co zresztą bez ustanku powtarza minister Sławomir Nowak).
Prof. Włodzimierz Rydzkowski, kierownik Katedry Polityki Transportowej Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Gdańskiego, podkreśla, że zapaść na kolei jest wynikiem niewystarczającego przez lata inwestowania w cały sektor transportu. - Inwestowanie w transport powinno stanowić ok. 10 proc. wszystkich inwestycji, u nas do niedawna było to 1-3 proc. - mówi Rydzkowski. Według niego linii kolejowych nadal jest w Polsce zbyt dużo - optymalna liczba to 16 tys. km. - Trzeba się skoncentrować na tych liniach, które wykorzystywane są w sposób ciągły i efektywny - podkreśla profesor. Dodaje, że kolejnym warunkiem poprawy jest maksymalne wykorzystanie przez kolejarzy pieniędzy unijnych, uproszczenie inwestycyjnych procedur i zlikwidowanie barier, a także reforma nieefektywnej kolejowej struktury, która nie jest w stanie poradzić sobie z inwestycjami. Ale to ostatnie będzie możliwe jedynie wtedy, jeśli koleją na poważnie zainteresują się politycy, którzy przez ostatnie lata lubili w świetle fleszy przecinać wstęgi nowo otwieranych odcinków dróg, a od kolejowego galimatiasu woleli się trzymać z daleka.