Czasy, gdy fundusze inwestycyjne dzieliły się tylko na akcyjne, obligacyjne i zrównoważone (czyli takie kupujące po połowie akcje i obligacje), należą już do przeszłości. Dziś za pomocą powierników można inwestować również na rynku surowców, nieruchomości czy przeróżnych papierów dłużnych emitowanych przez firmy. W zeszłym roku pojawiły się dwa fundusze, które specjalizują się w inwestycjach typu venture capital, czyli kupujące udziały w małych, dopiero rozwijających się spółkach. Ruszył też fundusz inwestujący w wierzytelności, czyli odkupujący za ułamek wartości długi od banków i wynajmujący windykatorów, by je egzekwowali. Fundusz ten zarobił dla swoich klientów 67 proc.
Czytaj też: Inwestycyjne cudeńko: 68% zysku w skali roku!
Z danych firmy Analizy Online wynika, że fundusze aktywów niepublicznych w ciągu ledwie dwóch ostatnich lat wyrosły na jedne z największych na rynku. Jeszcze pod koniec 2010 r. ich udział w rynku nie przekraczał 12 proc., a teraz wynosi już 18,8 proc. W funduszach aktywów niepublicznych jest już 21,5 mld zł. Więcej pieniędzy zebrały tylko fundusze akcji i mieszane. I chyba tylko kwestią czasu jest objęcie przez takie specjalistyczne fundusze pierwszeństwa, bo gdy fundusze akcji i mieszane traciły w czasie bessy giełdowej udziały rynkowe, to fundusze aktywów niepublicznych wciąż rosną w siłę.
Tego typu fundusze są zwykle dostępne tylko dla dużych inwestorów prywatnych lub instytucji chcących w niestandardowy sposób zainwestować swoje nadwyżki finansowe. Przeważnie działają jako fundusze zamknięte, a więc przeznaczone dla specjalnie zaproszonych inwestorów bądź dla mniej niż 100 podmiotów. Dzięki takiemu statusowi fundusze aktywów niepublicznych nie podlegają wielu obostrzeniom, które nadzór finansowy narzuca "zwykłym" funduszom dostępnym dla drobnych ciułaczy.
Czytaj też: Nowy fundusz pozwoli zainwestować w prywatny szpital. Na 20 lat
Czytaj też: Klęska funduszy nieruchomości i nadzieje funduszy wierzytelności
Powiernikom wciąż nie brakuje nowych pomysłów. Najnowszy, pochodzący ze stajni TFI Copernicus, to koncepcja funduszu, który zajmie się inwestowaniem w... prywatne uczelnie. Przedsięwzięcie nazywa się Kopernik FIZAN (to skrót od Fundusz Inwestycyjny Zamknięty Aktywów Niepublicznych) i ma już zezwolenie Komisji Nadzoru Finansowego na działalność. - Jego celem jest inwestowanie w uczelnie niepubliczne, ośrodki naukowe, instytucje badawcze. Chcemy stworzyć z nich Krajowe Konsorcjum Uczelni Niepublicznych, które będą się charakteryzowały możliwie najlepszym dostosowaniem usług edukacyjnych do potrzeb pracodawców - mówi "Gazecie" Wojciech Jabłoński z Copernicus TFI.
Czytaj też: Inwestycyjny kit? W zeszłym roku było średnio 2,67% zysku, w tym będzie jeszcze gorzej
Nowy fundusz jest owiany mgiełką tajemnicy. Nie wiadomo, kto jest jego udziałowcem ("współpracujemy z inwestorami, którzy specjalizują się w zarządzaniu prywatnymi uczelniami"), nie wiadomo, ile jest w nim pieniędzy. Jabłoński twierdzi, że przedsięwzięcie nie jest na razie zamknięte - poza dotychczasowymi inwestorami jest jeszcze miejsce dla nowych, ale chętni muszą się zgodzić na wyłożenie przynajmniej miliona złotych i zablokowanie pieniędzy na co najmniej 20 lat - taki okres działalności przewiduje fundusz.
Kopernik FIZAN docelowo chce mieć udziały w 15 uczelniach, choć w pierwszym etapie zapełni portfel udziałami w pięciu szkołach wyższych. - Z trzema prowadzimy już zaawansowane rozmowy - zdradza przedstawiciel Copernicusa. Dotychczasowi właściciele będą mogli albo otrzymać w zamian gotówkę, albo zamienić własność uczelni na udziały w funduszu. Czy ten pomysł może się udać, gdy eksperci spodziewają się kryzysu w prywatnym szkolnictwie i zamykania wielu uczelni? - Nowoczesne uczelnie to nie tylko szkoły, ale też jednocześnie ośrodki badawcze i naukowe. Amerykański Uniwersytet Stanforda 70 proc. pieniędzy czerpie ze sprzedaży patentów, badań naukowych i inwestycji w tzw. start-upy - przekonuje Wojciech Jabłoński.