Ponieważ kosztów odsetkowych, zarówno w bankach, jak i w instytucjach pożyczkowych, dotyczy istniejący już próg antylichwiarski w postaci czterokrotności stopy lombardowej NBP - obecnie owa czterokrotność wynosi 16 proc. - to w sumie mielibyśmy próg ceny pożyczki na poziomie 60 proc. w skali roku. PiS dodatkowo chce, by wysokość progu lichwy była uzależniona od okresu pożyczki. Bazowy limit kosztów okołoodsetkowych wynosiłby 5 proc., a do niego doliczano by 0,75 proc. za każdy kolejny tydzień.
Od kilku miesięcy krąży po ministerstwach nieco podobny pomysł, zarekomendowany rządowi przez Komitet Stabilności Finansowej. Idzie w nim o to, żeby wprowadzić limit na RRSO, czyli Roczną Rzeczywistą Stopę Oprocentowania. Koncept ten wziął się stąd, że RRSO uwzględnia nie tylko oprocentowanie, ale i wszystkie koszty okołokredytowe, a nawet wartość pieniądza w czasie! Mówi się, że w ramach nowej ustawy antylichwiarskiej RRSO żadnej pożyczki nie mogłoby przekraczać dziesięciokrotności stawki lombardowej NBP, czyli obecnie 40 proc.
To dość drakońskie ograniczenie, bo w przypadku rocznej pożyczki na 1000 zł już przy oprocentowaniu nominalnym wynoszącym 15 proc. i prowizji 100 zł, RRSO wychodzi na poziomie 41 proc.. Takie ograniczenie z definicji wyrzuciłoby z rynku wszystkie firmy chwilówkowe, typu Wonga czy Vivus, bo u nich RRSO wynosi nawet 3000 proc. w skali roku. Pożyczając w takiej firmie 100 zł, za miesiąc trzeba oddać już 130 zł. Uzależniania progu lichwy od RRSO nie popiera jednak nawet Komisja Nadzoru Finansowego.
Czytaj też: Trzy dziewice orleańskie i zły Samcik. Rzecz o odpowiedzialnym pożyczaniu
Czytaj też: Najlepszym patentem na walkę z lichwą byłaby... dobra ustawa o upadłości konsumenckiej