Kodeks pozwala obecnie - dopóki parlament nie zakończy pracy nad ustawą, a prezydent jej nie podpisze - orzec, że decyzja administracyjna jest nieważna, nawet jeśli wydano ją dekady temu. Wystarczy, by zapadła "z rażącym naruszeniem prawa" albo "bez podstawy prawnej". Chodzić tu w praktyce może na przykład o przejęcie mienia - fabryki, kamienice, grunty były odbierane właścicielom przez komunistyczne władze na potęgę. I nie przejmowano się takimi "drobiazgami" jak praworządność czy własność prywatna.
W 2015 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł jednak, że możliwość tak odległego cofania się w czasie w przypadku orzekania przez sądy o nieważności jest niekonstytucyjna.
Po zmianie przepisów decyzję podważyć będzie można przez maksymalnie 10 lat. Będzie niewzruszalna (nieodwoływalna) również wtedy, gdy wywołała już "nieodwracalne skutki prawne".
Nowelizacja idzie jednak jeszcze o kilka kroków dalej. Sprawy, które dotyczą werdyktów sprzed 30 lat lub więcej, nie będą już w ogóle rozstrzygane. A jeśli obecnie takie się toczą, będą z automatu podlegały umorzeniu.
Zdaniem części prawników taka zmiana to prawdziwa rewolucja. - Moim zdaniem posłowie po cichu, tylnymi drzwiami wprowadzają przepisy antyreprywatyzacyjne, które nie tylko blokują zwrot nieruchomości, ale również wypłatę odszkodowań dawnym właścicielom i ich następcom prawnym. Do tego sprowadza się bowiem propozycja, które nie pozwala wszczynać postępowań w przypadku decyzji sprzed 30 lat - wyjaśnia w rozmowie z portalem Prawo.pl Maciej Obrębski, adwokat specjalizujący się w reprywatyzacji.
Inny cytowany przez portal prawnik twierdzi, że poprawka zamknie drogę przed zwrotem nieruchomości zagrabionej przez władze przed dekadami, ale wciąż umożliwi uzyskanie odszkodowania z tego tytułu. Potwierdza to resort sprawiedliwości. W komunikacie wydanym po przyjęciu przepisów przez Sejm resort wyjaśnił, że "nowe przepisy w żaden sposób nie ograniczają możliwości składania pozwów cywilnych w celu uzyskania odszkodowania, niezależnie od posiadanego obywatelstwa lub pochodzenia powoda".
Na uchwalenie decyzji przez Sejm stanowczo zareagowali przedstawiciele Izraela. - Polski parlament uchwalił ustawę zabraniającą zwrotu mienia żydowskiego lub rekompensaty za nie ocalałym z Holokaustu i ich potomkom. Nie mam zamiaru milczeć w obliczu tego prawa. To bezpośrednie i bolesne pogwałcenie praw ocalałych z Holokaustu i ich potomków. To nie pierwszy raz, kiedy Polacy próbują zaprzeczyć temu, co zrobiono w Polsce podczas Holokaustu" - napisał Yair Lapid, szef izraelskiego MSZ.
Do słów izraelskiego dyplomaty odniosło się polskie MSZ. Wiceminister Paweł Jabłoński stwierdził, że oświadczenie "trzeba ocenić jednoznacznie negatywnie", a "jego treść nacechowana jest złą wolą".
Swoje oświadczenie w sprawie opublikowało też Ministerstwo Sprawiedliwości. Czytamy w nim, że u podstaw nowelizacji leży potrzeba zapewnienia zaufania obywateli do państwa i realizacji zasady pewności prawa. "Możliwość podważenia decyzji władz publicznych nie może być nieograniczona czasowo. Taka sytuacja powoduje powstanie niepewności co do istniejących stosunków prawnych i wywołuje wrażenie tymczasowości decyzji" - twierdzi resort.
Zapewnia też, że wprowadzenie ograniczeń czasowych na podważanie decyzji administracyjnej "będzie prowadziło też do eliminacji nadużyć i nieprawidłowości, które w znacznym stopniu miały miejsce w procesach reprywatyzacyjnych".