Wiceminister finansów Piotr Nowak powiedział dziś, że przed wyborami Polska będzie oferować inwestorom nieco mniej obligacji, a jeśli wyniki wyborów podniosą niepewność na rynkach, to chcemy być przygotowani na ewentualne anulowanie kilku aukcji.
Polski resort finansów ewidentnie widzi to samo, co inwestorzy na rynkach finansowych. Ewentualne zwycięsto Marine Le Pen w wyborach prezydenckich we Francji nie jest już traktowane jako coś bardzo mało prawdopodobnego.
Kluczową zmianę sytuacji najlepiej pokazują wyliczenia Bloomberga oparte na sondażach. Chodzi o prawdopodobieństwo tego, kto może wygrać wybory. Oto pierwszy raz w tej kampanii szanse trzech głównych kandydatów się wyrównały.
Dla rynków kluczowe jest to, że do tej pory Le Pen zawsze miała bardzo daleko do kandydata z największymi szansami. Najpierw do Fillona, a potem do Macrona. Teraz wszyscy idą równo, a to znaczy, że szanse na zwycięstwo Le Pen są tak duże jak nigdy dotąd. Dlatego rynek zaczął reagować.
Przede wszystkim tanieją francuskie obligacje. W tym tygodniu ich rentowność wzrosła powyżej irlandzkiej, czyli rząd w Paryżu pożyczając teraz pieniądze z rynku musiałby płacić inwestorom wyższe odsetki niż rząd w Dublinie, pomimo tego, że Irlandia ma gorszy rating od Francji.
Najlepiej jednak zmianę nastrojów na rynku widać na wykresie notowań obligacji Niemiec i Francji. Do niedawna dług obydwu państw zachowywał się identycznie. Teraz bardzo wyraźnie wykres się „rozjechał”, co zauważyli analitycy z banku Nordea:
Różnica w rentowności obligacji dwuletnich Niemiec i Francji sięga teraz 1 punktu procentowego. Zdaniem analityków Citibanków po ewentualnym zwycięstwie Le Pen różnica ta sięgnie 5 – 6 punktów procentowych. To by oznaczało, że Francja za nowy dług po wyborach musiałaby płacić więcej niż Polska obecnie płaci za swoje emisje nowych obligacji.
Francuskie obligacje tanieją przez Le Pen, niemieckie drożeją, bo są uznawane za „bezpieczną przystań” w razie kolejnego kryzysu w strefie euro (na przykład kryzysu politycznego po zwycięstwie Le Pen). Ale przez to, że drożeją obligacje niemieckie powiększa się też różnica pomiędzy notowaniami długu Niemiec i Stanów Zjednoczonych. Jest właśnie największa od 17 lat.
Obligacje USA dają lepsze odsetki, więc pieniądze płyną w tamtą stronę. Przez to drożeje dolar, a tanieje euro. Na początku lutego za euro trzeba było płacić 1,08 dolara, teraz już 1,05 dolara.
Notowania euro do dolara wykres: investing.com
Słabość euro przekłada się na słabość złotego. Dolary u nas na początku lutego kosztowały mniej niż 4 złote, teraz kurs dochodzi do 4,10 PLN.
notowania dolara do złotego wykres: investing.com
To wszystko przez sondaże z Francji.
Rynek finansowy w przypadku nadchodzących ważnych wydarzeń zawsze „ustawia się” pod najbardziej prawdopodobny scenariusz. Nerwowe ruchy na rynku zaczynają się zawsze wtedy, kiedy życie zaczyna ten scenariusz obalać.
W przypadku wyborów we Francji i pierwszej pozycji Marine Le Pen w sondażach inwestorzy do tej pory mieli jasne wytłumaczenie: „pierwszą turę może wygrać, ale drugą na pewno przegra i to z każdym. Na pewno.”Teraz to się zmieniło. W sondażach Le Pen nie słabnie, za to nieco osłabł Macron (faworyt rynków finansowych) po tym jak powiedział publicznie, że zachowanie Francji w Algerii w czasach kolonializmu było zbrodnią przeciwko ludzkości.
Po tej wypowiedzi część Francuzów się obraziła i Macron spadł w sondażach na trzecie miejsce, za Fillona, który z kolei ma problemy z pieniędzmi, które zarobiła jego żona w sposób uznawany za mocno podejrzany. Obecnie nie ma więc we Francji mocnego i „czystego” kandydata, który mógłby być pewien zwycięstwa z Le Pen.
Ponadto ze wszystkich sondaży wynika jasno, że Le Pen prędzej wygra w drugiej turze z Fillonem niż z Macronem. Dlatego spadek Macrona na trzecie miejsce w sondażu dodatkowo wystraszył inwestorów.
Pierwsza tura wyborów we Francji 23 kwietnia, druga tura 7 maja.