Trzecie czytanie projektu na posiedzeniu Sejmu wraz z głosowaniem ma odbyć się w piątek rano. Na co powinniśmy się przygotować?
Z ustawy całkowicie wyłączono sklepy internetowe, co rozwiązuje kwestie zastrzeżeń zgłoszonych przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych. MSZ wskazywał wcześniej, że jeśli nowe regulacje obejmą sklepy internetowe, to będą musiały podlegać unijnej notyfikacji (a proces ten trwa co najmniej kilka miesięcy).
Dodatkowo zakaz nie będzie obowiązywał m.in. piekarni, cukierni i lodziarni, rolno-spożywczych rynków hurtowych oraz m.in. skupów warzyw, owoców, surowego mleka.
Aby uniemożliwić przerabianie stacji benzynowych na markety, posłowie zdecydowali się na wprowadzenie wąskiej definicji "stacji paliw płynnych". Komentatorzy na Twitterze zwracali też na poprawkę i uzasadnienie odnośnie handlu na dworcach.
Dyskusja na temat zakazu handlu w niedzielę ciągnie się od września 2016 roku, czyli momentu, w którym "Solidarność" złożyła do w Sejmie projekt obywatelski. Gdyby jego pierwotna wersja weszła w życie, od nowego roku w niedzielę kupilibyśmy jedynie różaniec (otwarte miały być sklepy z dewocjonaliami) i może świeżą bułkę, bo piekarnie i cukiernie miały być czynne kilka godzin. Zakaz obejmował również sklepy internetowe. Wyjęte spod niego miały być za to małe sklepy.
W ciągu roku wersje ustawy zmieniały się jak w kalejdoskopie, ale opór części społeczeństwa nie malał. Co prawda z ostatniego badania CBOS wynika, że 58 proc. Polaków popiera zakaz handlu w niedzielę, ale firma badawcza Kantar TNS przynosi inne dane.
Największym poparciem (76 proc.) cieszy się pomysł, aby pracownicy mieli zapewnione prawnie dwie wolne niedziele w miesiącu, a sklepy pozostały otwarte.
Badani stwierdzili, że wprowadzenie ograniczenia w handlu spowoduje gigantyczne kolejki w soboty, wpłynie na podwyżki cen w sklepach osiedlowych oraz na stacjach benzynowych, a także ograniczy dostęp do kin, restauracji i usług zlokalizowanych w centrach handlowych.