O ile w w minionej kadencji rząd Prawa i Sprawiedliwości przekonywał w przypadku niektórych reform, że "poprawia" po Platformie Obywatelskiej (m.in. cofnął podwyżkę wieku emerytalnego), o tyle wiele wskazuje na to, że druga kadencja rozpocznie się od poprawy po... sobie. A konkretnie chodzi o reaktywację Ministerstwa Skarbu Państwa, zlikwidowanego na początku 2017 r.
Kiedy trzy lata temu zapadła decyzja o likwidacji Ministerstwa Skarbu Państwa, ówczesna premier Beata Szydło mówiła, że rządowi "zależy na tym, by nadzór nad spółkami państwa był jak najsprawniejszy, transparentny oraz by wszystkie patologie, które przez lata w nich narastały, skończyły się". Po zmianach nadzór nad spółkami przejęli ministrowie zajmujący się daną branżą czy pełnomocnicy rządu lub państwowe osoby prawne, a rola "koordynatora" przypadła premierowi. Szef rządu może też samodzielnie nadzorować określone spółki.
Wiele kompetencji dotyczących nadzoru nad spółkami skarbu państwa - tymi paliwowo-energetycznymi - trafiło w 2017 r. do ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego. Po roku nadzór nad Orlenem i Lotosem przejął bezpośrednio premier Mateusz Morawiecki.
Tymczasem w zeszłym tygodniu reaktywowanie Ministerstwa Skarbu w ramach nowego rządu jako "bardzo prawdopodobne" ocenił minister finansów, inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński. Taka ewentualność pojawiała się już w kampanii wyborczej.
Zresztą w programie wyborczym PiS można było przeczytać o konieczności stworzenia "jednego systemu nadzoru w spółkach skarbu państwa". Koncepcje są podobno dwie - albo osobny resort, albo "superagencja".
Gdyby doszło do powołania Ministerstwa Skarbu Państwa (podobno nazwa jeszcze nie jest przesądzona), to jego szefem prawdopodobnie zostałby Jacek Sasin.
Czy plany ponownego powołania Ministerstwa Skarbu oznaczają, że - wbrew wizjom byłej premier Beaty Szydło - w spółkach skarbu państwa nadal dochodzi do patologii? Czy nadzór nad nimi nie jest "najsprawniejszy"?
Minister Kwieciński faktycznie raczej nie wypowiada się w superlatywach o reformie z 2017 r.
Jedną ze słabości był fakt rozproszenia nadzoru nad spółkami, które absolutnie nie dominują w polskiej gospodarce, ale odgrywają ważną rolę, mają znaczną siłę kapitałową. I fakt, że taki bardzo rozproszony nadzór powoduje, że czasami trudno osiągnąć dobre efekty
- powiedział minister finansów, inwestycji i rozwoju w wywiadzie dla Polskiego Radia 24. W podobnym tonie wypowiadał się w TVP Info Jacek Sasin, komentując, że w nadzorze nad skarbem państwa potrzebne jest myślenie "ekspansywne" i że należy znaleźć "platformę wspólnego działania dla całego sektora spółek skarbu państwa".
W opinii Bartłomieja Derskiego z portalu wysokienapiecie.pl, obecnie podstawowym problemem jest to, że za nadzór nad określonymi spółkami i tworzenie regulacji dla ich sektora jest odpowiedzialny ten sam resort.
Jeżeli w jednych rękach mamy ustawodawstwo i nadzór nad spółkami, które są regulowane przez te przepisy, to występuje naturalna tendencja, aby tworzyć przepisy w ścisłej współpracy ze spółkami energetycznymi
- komentuje Derski w rozmowie z next.gazeta.pl. Zwraca uwagę, że w poprzednich rządach Ministerstwo Gospodarki nie mogło "przepychać" wszystkiego co chciało, bo prezesi spółek energetycznych od razu alarmowali Ministra Skarbu, że to będzie miało fatalny wpływ na kondycję finansową firm.
Dzisiaj miejsce pracy prezesów spółek zależy bezpośrednio od ministra. Z jednej strony Ministerstwo Energii przyjmuje przepisy pod kątem spółek energetycznych, ale z drugiej strony traktuje je też jako swój folwark. Jeżeli minister energii chce, aby np. powstała Elektrownia Ostrołęka, to po prostu idzie do dwóch prezesów, których nadzoruje. Tak to działa. To oczywiście przekłada się na fatalną wycenę tych spółek na giełdzie. Akcjonariusze prywatni są niejako oszukiwani - bo firma nie realizuje swoich zadań, czyli generowania wartości dla akcjonariuszy, tylko realizuje cele polityczne
- mówi Derski.
Ale czy faktycznie chodzi wyłącznie o problemy z nadzorem, regulacjami i koordynacją działań spółek skarbu państwa? Pojawiają się inne wyjaśnienia przyczyn reaktywacji resortu skarbu państwa. Między innymi, że należy uporządkować sposób podziału "stołków" między ludźmi różnych frakcji w ramach Zjednoczonej Prawicy, oraz wzmocnienie roli premiera Mateusza Morawieckiego. Ten co prawda już teraz ma nadrzędną rolę w kontroli spółek skarbu państwa, ale to jednak na tyle istotne zadanie, że przydałby się do tego osobny resort z zaufanym człowiekiem na czele. Zmiany w nadzorze nad spółkami państwowymi mogłyby być też pretekstem do roszad kadrowych.
Obawiam się, że podstawowym celem rozdzielenia Ministerstwa Energii oraz Ministerstwa Skarbu nie jest wcale to, aby nie łączyć w jednych rękach nadzoru i regulacji, tylko aby obsadzić spółki państwowe ludźmi związanymi z innym politykiem niż obecnie. Można oczywiście dyskutować, czy pewnie młodsi ludzie związani z Morawieckim będą się sprawdzać lepiej niż ludzie związani z ministrem Tchórzewskim. Ale to zupełnie nie o to chodzi
- komentuje Bartłomiej Derski. Ekspert wskazuje, że w krok za rozdzieleniem nadzoru i tworzenia regulacji dla spółek skarbu państwa powinno pójść ich odpolitycznienie.
Prawo i Sprawiedliwość mówi o tym jeszcze przed poprzednimi wyborami, a robiło dokładnie to samo, co jego poprzednicy, a w niektórych przypadkach pewnie z dużą większą werwą. Było kilku prezesów dużych koncernów paliwowo-energetycznych, którzy byli typowo politycznymi nominatami. To nie byli fachowcy związani z PiS, tylko ludzie, którzy wcześniej np. w ogóle nie mieli doświadczenia w jakimkolwiek biznesie. Dzisiaj, owszem, są nominacje ludzi kompetentnych z doświadczeniem w biznesie, ale jest też sporo nominacji ludzi wyłącznie z nadania politycznego, bez kompetencji. To jest największy problem w spółkach skarbu państwa w Polsce
- uważa Derski.