W pierwszych tygodniach epidemii liczba pasażerów na kolei znacząco spadła, a przewoźnicy ogólnokrajowi i regionalni szybko ograniczyli liczbę kursujących pociągów lub wprowadzali weekendowe rozkłady jazdy. W wyniku znikomego zainteresowania podróżnych (nawet 90-procentowe spadki sprzedaży biletów) z tras zniknęły pociągi Express InterCity oraz Pendolino, a zamknięcie granic spowodowało zawieszenie połączeń międzynarodowych. Z usług kolei przestała korzystać młodzież szkolna i studenci.
W marcu i kwietniu PKP IC wycofało łącznie 281 pociągów, Łódzka Kolej Aglomeracyjna - 120, a Koleje Dolnośląskie - 94. Jednocześnie przewoźnicy starali się, by przerzedzenie siatki połączeń nie przełożyło się na całkowite wygaszenie ruchu na danej relacji.
Od kilku tygodni połączenia, w tym ekspresowe, są przywracane, a od 1 czerwca w pociągach nie obowiązuje już 50-procentowy limit miejsc siedzących. Z raportu Urzędu Transportu Kolejowego wynika, że po dwóch pierwszych miesiącach epidemii, gdy w wynikach przewozowych odnotowywano drastyczne spadki, w maju i czerwcu liczba podróży koleją wyraźnie "odbiła" od dolnych rejestrów.
W lutym 2020 roku pociągami odbyto 27,5 mln podróży. W marcu, czyli pierwszym miesiącu epidemii, było ich 17,7 mln, czyli o 35,6 proc. mniej. Najgorszy wynik - 6 mln podróży - przypadł natomiast na kwiecień (- 66,1 proc. w porównaniu z poprzednim miesiącem). W maju liczba podróży wyniosła już 9,8 mln (+ 63,3 proc.), a w czerwcu kolej przewiozła jeszcze więcej pasażerów - 14,5 mln - choć w ujęciu procentowym wzrost jest mniejszy niż w przypadku zestawienia kwiecień-maj (+ 48 proc.).
Co oczywiste, o wynikach notowanych w ubiegłym roku można na razie pomarzyć. Z raportu Urząd Transportu Kolejowego wynika, że 14,5 mln podróży odbytych w czerwcu to o niemal 47 proc. (12,8 mln) mniej niż w czerwcu ubiegłego roku. Jednocześnie spadek ten jest mniejszy niż w kwietniu i maju, gdy wynosił aż 77 i 66 proc. względem analogicznego okresu 2019 r.
- Powoli wracamy do normalności, choć oczywiście pojawia się pytanie, jak odnotowywane w sierpniu rekordy zakażeń przełożą się na liczbę podróżujących koleją. W segmencie codziennych dojazdów do pracy nie powinno dojść do drastycznych spadków. Gorzej będzie natomiast z kolejowymi przewozami dalekobieżnymi. To z jednej strony wyjazdy na urlopy i do rodziny, które można, a wręcz powinno się w czasie epidemii ograniczyć. Z drugiej - przejazdy biznesowe. Te zamarły, ponieważ w wielu firmach wciąż obowiązuje telepraca, co pewnie szybko się nie zmieni. Myślę, że jeszcze długo segment przewozów dalekobieżnych nie wróci do normy, bo nauczymy się spotkań zdalnych - ocenia dr Michał Wolański z Instytutu Infrastruktury, Transportu i Mobilności SGH.
Biorąc pod uwagę pierwsze półrocze 2020 r., pociągami wykonano ponad 104 mln podróży, czyli o blisko 58 mln mniej (35,7 proc.) w stosunku do ubiegłego roku. Przypomnijmy, że w całym 2019 r. podróży było 335,9 mln, co jest najlepszym wynikiem polskich kolei w XXI wieku. Jak na dłoni widać więc, że mimo ostatnich wzrostów koronawirus pozostawi po sobie ogromny ślad na wynikach przewozowych w 2020 r.
- Epidemia mocno odbiła się na kondycji finansowej przewoźników, choć należy pamiętać, że w znacznej części są oni finansowani ze środków publicznych. W przypadku przewoźników regionalnych wpływy z biletów wynoszą ok. 30 proc., a dotacje od samorządów to już 70 proc. ich budżetu. Straty z powodu mniejszej liczby sprzedanych biletów nie były więc aż tak duże. Dlatego martwi mnie, że w ramach wprowadzonych niedawno tarcz antykryzysowych rozdawano pieniądze, nie nakładając jednocześnie żadnych obowiązków na przewoźników w kontekście utrzymania oferty przewozowej. Bo gdy pociągi jeżdżą częściej, jest w nich po prostu luźnej. A to ma przecież istotne znaczenie w czasie epidemii - tłumaczy Wolański.
Koronakryzys już teraz mocno odbija się finansach państwa, w tym oczywiście samorządów. Wciąż istnieje więc obawa, że w wyniku uszczuplonych dotacji przewoźnicy zdecydują się pozostać przy przerzedzonym rozkładzie, nawet gdy sytuacja związana z koronawirusem powróci do względnej normy. A niestety jeszcze przed epidemią i powodowanymi nią cięciami, oferta przewozowa nierzadko pozostawiała w wiele do życzenia.
- W Polsce wykorzystanie kolei jest wciąż bardzo małe, jeśli popatrzymy na inne porównywalne kraje. Powinniśmy więc dążyć nie do tego, by powrócić do stanu sprzed epidemii, ale raczej do rozbudowy oferty przewozowej. Po wielu liniach kolejowych, które odbudowano za grube miliony, jeżdżą później cztery pary pociągów. Do tej pory w Polsce nie było koncepcji na to, jak zwiększyć częstotliwość połączeń kolejowych, a COVID tylko pogłębił ten stan rzeczy - ocenił ekspert.