Kontrowersyjna elektrownia atomowa zlokalizowana pod Ostrowcem, 20 km od granicy z Litwą i 50 km od Wilna od dawna była kością niezgody pomiędzy Białorusią i Litwą. Druga ze stron wielokrotnie podkreślała, że brak przejrzystości podczas budowy elektrowni stanowi zagrożenie dla mieszkańców Litwy. Co więcej, zakład wykorzystuje wodę z rzeki Wilia, która jest również źródłem wody pitnej po drugiej stronie granicy.
Nie zważając na protesty bałtyckiego państwa 7 listopada Alaksandr Łukaszenka oficjalnie otworzył elektrownię opartą na rosyjskiej technologii deklarując, że jego kraj stanie się "potęgą atomową".
Białoruska elektrownia nie działała jednak długo. Zaledwie trzy dni po otwarciu zawieszono produkcję energię elektrycznej. Jak informuje Polsat News, w elektrowni doszło do awarii - wybuchnąć miały transformatory napięcia jednego z agregatów energii, co spowodowało konieczność zaprzestania produkcji prądu. O zawieszeniu pracy elektrowni poinformowały również litewskie władze, zaznaczając, że powody tej decyzji są im nieznane.
Otwarcie elektrowni atomowej w Ostrowcu 7 listopada 2020 fot. Nikolai Petrov/BelTA Pool Photo via AP
Strona białoruska nie wspomina o awarii, nie informuje też jednak, czy elektrownia wciąż produkuje prąd, czy nie. Białorusini poinformowali za to o konieczności wymiany nieokreślonych urządzeń podczas rutynowych testów przeprowadzanych w elektrowni. Zdaniem zagranicznych mediów, w zakładzie nie odnotowano poszkodowanych, a poziom promieniowania jest w normie.
Litwa zaapelowała do władz Białorusi o ujawnienie informacji na temat ostatniego incydentu, a także określenie jaki miał on wpływ na bezpieczeństwo. Litwini od miesięcy proszą Białoruś o większą przejrzystość i podkreślają, że elektrownia stanowi zagrożenie dla Litwinów.
Prace nad elektrownią w Ostrowcu rozpoczęto w 2013 roku, a za jej budowę odpowiadała rosyjska, państwowa firma Rosatom. Podczas budowy dochodziło w przeszłości do wielu incydentów. Oficjalnie elektrownia miała uniezależnić Białoruś od dostaw gazu z Rosji. Budowa zakładu kosztowała 10 miliardów dolarów i została sfinansowana za pieniądze pożyczone od Moskwy.