System CountryOS, stworzony w Estonii, jest narzędziem, z którego korzystać może administracja rządowa dowolnego kraju. Oprogramowanie działające w chmurze składa się z ok. 50 różnych modułów, każdy z nich zarządza innym zagadnieniem.
Przeczytaj też: Tkwimy w pułapce braku innowacyjności. Trzeba to zmienić!
Jeden administracyjny panel pozwala wyświetlać informacje dotyczące podatków, wyników głosowania, komunikacji z obywatelami i urzędnikami, a nawet budżetem czy kwestiami bezpieczeństwa.
CountryOS umożliwi głosowanie Fot. CountryOS/park naukowy Tehnopol z Tallina
Estończycy tłumaczą, że korzystanie z systemu jest tanie, bo w przeliczeniu na mieszkańca Polski wynosi zaledwie, 0,003 zł. Jest też atrakcyjna promocja: można zaoszczędzić 200 tys. zł. opłacając roczny abonament w wysokości 111 tys zł.
CountryOS Fot. park naukowy Tehnopol z Tallina
Chciałbym stwierdzić: to genialne! Jeden panel do zarządzania głosowaniami, referendami, podatkami, budżetem, policją? Brzmi świetnie. Ale czy jest realne? W Polsce działa kilkadziesiąt systemów informatycznych. Urzędnicy różnego szczebla korzystają z całej masy rozwiązań takich, jak Źródło (wykorzystywany na przykład w Urzędach Stanu Cywilnego), CEPIK (korzystają z niego urzędy powiatowe, policja).
Największym problemem wydaje się jednak niski poziom informatyzacji i niespójność systemów. Tę kwestię poruszył w zeszłym roku w swoim raporcie NIK.
Tylko nieliczne miasta mogą pochwalić się e-administracją z prawdziwego zdarzenia. Większość nowych i zmodernizowanych miejskich systemów informatycznych współpracuje ze sobą w ograniczonym zakresie. Co gorsza urzędnicy nie przykładają wystarczającej wagi do bezpieczeństwa przetwarzanych informacji. W ocenie NIK przed samorządami jeszcze dużo pracy, aby zapewnić szybką i bezpieczną wymianę informacji wewnątrz urzędu, z różnymi innymi urzędami, a przede wszystkim z obywatelami. [...] Większość ze zbadanych podczas kontroli NIK systemów informatycznych, działających w urzędach w ramach e-administracji (72 z 77 tj. 93 proc.) spełniała minimalne wymogi współdziałania, określone w Krajowych Ramach Interoperacyjności. Jednak w praktyce systemy te współpracowały ze sobą w bardzo ograniczonym zakresie. Tylko 12 z nich (17 proc.) zapewniało współpracę na poziomie najbardziej zaawansowanym, co oznacza, że przekazywanie danych między systemami odbywało się w sposób automatyczny.
- czytamy na stronach urzędu.
Pomysł estońskich programistów wydaje się niezwykle ciekawy, jednak płacić 100 tys. zł. za coś, czego w zasadzie nie będzie można użyć, jest dość ryzykownym pomysłem. Miejmy nadzieję, że wersja testowa systemu udowodni łatwość importowania danych i komunikacji z istniejącymi w danym kraju systemami. A może by tak po prostu całkowicie przejść na CountryOS? Czy to w ogóle możliwe?