Hawaje. Eksplodujące zbiorniki gazu, stopione rury i opony. Władze mówią o toksycznych cząsteczkach

W najgorszej klęsce żywiołowej, jaka dotknęła stan USA, zginęło blisko 100 osób. Jednak liczba ofiar na Hawajach nie jest ostateczna. Służby dotarły zaledwie do 3 proc. spalonych terenów. Pożary nie tylko zniszczyły Maui, lecz także zanieczyściły powietrze. Spalone opony czy eksplodujące zbiorniki aut uwolniły wiele toksycznych cząsteczek. Władze odradzają powrót na wyspę.

Liczba ofiar pożarów na Hawajach wzrosła do 93. Tym samym to najbardziej tragiczne pożary, jakie nawiedziły Stany Zjednoczone w ostatnim stuleciu. Lokalne władze ostrzegają, że liczba zabitych może być znacznie wyższa, ponieważ służby nie dotarły jeszcze do wszystkich terenów. Strażacy wciąż walczą z pożarami w mieście Lahaina, które w największym stopniu zostało zniszczone przez kataklizm. Ekipy ratunkowe przeczesują pogorzeliska w poszukiwaniu żywych osób, ale do tej pory udało się jedynie dotrzeć do 3 proc. spalonych domów. Setki osób uważane są za zaginione.

Zobacz wideo Gdzie Polska wyludnia się najszybciej?

Hawaje. Toksyczne cząsteczki w powietrzu

Kolejnym problemem są toksyczne cząsteczki, jakie przedostały się do powietrza po pożarach. Spalone opony, rury, czy eksplodujące zbiorniki paliw sprawiły, że w powietrzu są substancje szkodliwe dla zdrowia. Jak pisze AP, w przypadku pożaru lasów czy zanieczyszczeń z fabryk naukowcy doskonale wiedzą, jakie rodzaje szkodliwych substancji przedostają się do powietrza, dlatego mogą zalecać odpowiednią ochronę. W przypadku pożaru na Hawajach płonęło niemal wszystko, od budynków, aut, opon po rośliny. Sprawia to, że praktycznie nie da się określić rodzaju toksyn. 

Profesor Andrew Whelton, dyrektor Centrum Bezpieczeństwa Hydrauliki Uniwersytetu Purdue powiedział, że zanieczyszczenia powietrza z dymu często spadają na ziemię i mogą wymagać usunięcia przez zespoły reagowania kryzysowego. Dlatego ze względów bezpieczeństwa, władze na razie odradzają powrót na wyspę.

Mieszkańcy Maui zmagają się także z przerwami w dostawach prądu, dlatego komunikacja jest mocno utrudniona. Ponadto władze wydały komunikaty dla mieszkańców Lahaina i Kula, aby nie pili bieżącej wody, ponieważ może być zanieczyszczona nawet po przegotowaniu. Do tego zalecili krótkie prysznice oraz dobrą wentylację pomieszczeń, aby uniknąć zagrożenia, jakimi są opary chemiczne.

Mieszkańcy nie otrzymali ostrzeżeń przed "ogniowym huraganem". Zawiodły systemy?

BBC rozmawiało z mieszkańcami wyspy. Każda z historii była inna, ale równie dramatyczna. Niestety nie tylko okropne wspomnienia są wspólnym elementem każdego z bohaterów. Jak się okazuje, nikt z mieszkańców nie usłyszał ostrzeżeń syren alarmowych, bo te nie zadziałały. 42-letni Les Munn obudził się we wtorek i zauważył, że nie ma prądu. Nie było to niczym nadzwyczajnym, zarówno on jak i jego sąsiedzi sądzili, że jest to spowodowane pobliskim huraganem Dora. Lynn Robison, która mieszkała w centrum Lahainy, opowiadała, że nasilające się podmuchy wiatru niosły ze sobą zapach dymu, który z czasem stawał się coraz bardziej intensywny, ale i to nie wzbudziło niczyich podejrzeń. Mieszkańcy wysp byli przyzwyczajeni do burz.

Sytuacja uległa zmianie koło południa. Munn opowiedział w rozmowie z BBC, że wyszedł wynieść śmieci na zewnątrz, a wtedy wiatr był już na tyle silny, że podmuchy zagłuszały rozmowy mieszkańców. Kiedy 42-latek wrócił do budynku, włączyły się czujniki dymu. Mieszkańcy zaczęli opuszczać budynek, ale wtedy ogień był już w pobliżu i rozprzestrzeniał się z niewyobrażalną prędkością. Brytyjski nadawca nazwał to "ogniowym huraganem", ponieważ pożar zwiększał zasięg o milę w ciągu minuty. "W tym momencie wszyscy zaczęli panikować" - opowiadał Munn. Zarówno on jak i ponad dwudziestu ewakuowanych mieszkańców Lahainy, którzy rozmawiali z BBC, nie słyszeli oficjalnych ostrzeżeń. 

Będzie dochodzenie

Na Maui znajduje się 80 syren zewnętrznych, które mają ostrzegać mieszkańców przed tsunami i innymi klęskami żywiołowymi. Ale tym razem zawiodły. Jak tłumaczą władze, będzie to przedmiotem dochodzenia prokuratora generalnego Hawajów. Niektórzy twierdzą, że systemy mogły nie zareagować, ponieważ ogień rozprzestrzeniał się za szybko i tuż przy powierzchni ziemi. "To był bardzo szybko poruszający się ogień, to był pożar nisko nad ziemią" - powiedziała Lori Moore-Merrell z amerykańskiej administracji straży pożarnej. Pożary są największą katastrofą w historii Hawajów i największymi od ponad stu lat pożarami w Stanach Zjednoczonych, odkąd w 1918 roku ogień w Minnesocie i Wisconsin zabił 453 osoby.

Więcej o: